21. 𝐙 𝐰𝐢𝐚𝐭𝐫𝐞𝐦

644 39 10
                                    

Pamiętacie, co mówiłam o grupach wsparcia? Jest tam sporo cytatów, które niby mają cię wesprzeć, zachęcić do życia, ale w rzeczywistości nikt ich nie rozumie.

,,Tylko to, co prawdziwe, trwa wiecznie. I nie zawali się, mimo każdej, największej, najstraszniejszej wichury."

Albo:

,,Podmuch odchodzącej miłości jest niczym dryfowanie po bezmiarze onirycznego snu."

W mojej głowie jednak utkwił się jeden, który idealnie odzwierciedla tamten dzień:

,,Pierwsze promienie słońca na twarzy, ciepły powiew wiatru i ten słodki zapach...Zapach życia."

A gdybym miała opisać go po ludzku, to powiedziałabym, że w każdym człowieku istnieje potrzeba zrozumienia i wolności, a ja poczułam je właśnie tego dnia z Fezem. Chłopak przyjechał samochodem pod swój dom, jednak nie zdążył nic powiedzieć, bo na widok mojej miny, zawahał się.
- Chcesz się gdzieś przejechać?- spytał w końcu, na co ja wzruszyłam ramionami. Chłopak kiwnął więc na swój samochód, do którego wsiedliśmy i odjechaliśmy spod domu Feza. Milczeliśmy kilkanaście minut, a ciszę między nami zagłuszało radio.
- Więc...- zaczął Fez, więc spojrzałam ku niemu.- Co się stało? Ktoś coś... odpierdolił?
- Tak, mój ojciec.- wyjaśniłam, na co ten zerknął na mnie.- Uderzył mamę.
- Kurwa, Emily...- szepnął pod nosem, skupiając sie na drodze. Potarł brodę, po czym się odezwał.- Trzymasz się?
- Jasne.- odpowiedziałam jakby to było oczywiste, co spotkało się z jego analizującym mnie spojrzeniem.- Jest w porządku. Tylko chciałam się...wyrwać.
- Mhm...- przeciągnął, skupiając się na drodze. Otworzyłam okno w swoich drzwiach i oparłam się głową o bok, by poczuć powiew wiatru na policzkach. Zimne powietrze wprawiło mnie w stan orzeźwienia, choć myśli i ból pozostały. Ale było jakby łatwiej, jakby wiele się zmieniło.
- Jestem taka...bezsilna.- zaczęłam cicho z zamkniętymi oczami. Wiedziałam jednak, że Fez na mnie zerka.- Widzę, co mnie otacza, słyszę to, co inni mówią, ale nie umiem nic zrobić. Chcę być, pomagać bliskim, wspierać przyjaciół, ale tak naprawdę gówno robię. Ze wszystkim. Moje życie to jest pierdolona bańka, z której nie mogę wyjść w żaden sposób. Masz rację, ja nie żyję, ja się duszę w moim życiu. Zdałam sobie z tego sprawę, gdy chłopak...gdy były chłopak Cass mnie pocałował.
- Co zrobił?- zdziwił sie Fez, co ja zignorowałam.
- Zrobił to tylko dlatego, że był samotny. Jestem dla wszystkich jedynie ramieniem do płaczu, a nikt nie pyta czy nie tnę się w kabinie szkolnej, czy nie chcę rzucić tego wszystkiego, o co się tak starałam przez lata, czy nie chciałabym się zakochać, ale nie umiem, bo codziennie widzę, jak miłość niszczy moją mamę i...- urwałam, gdy ten się zatrzymał na poboczu drogi, po czym obrócił się, by patrzeć mi w oczy.
- Jak się czujesz?- spytał szczerze, a ja wypuściłam łzy na policzki, prędko wycierając je dłońmi. Spuściłam wzrok, żeby nie widzieć jego oczu. Nagle jego ręka wylądowała na mojej dłoni, leżącej na udzie. Zamarłam na chwilę, patrząc na nie. Fez jakby wyczuł o czym myślę, bo zabrał rękę, odkładając ją na kierownicę. Odpalil po chwili silnik i ruszył w dalszą drogę. Powróciłam do pozycji przy oknie z zamkniętymi oczami i czystym choć na moment umysłem.

Jeździliśmy tak kilka godzin, zatrzymując się jedynie na burgery. To było to, czego szczerze wtedy potrzebowałam i w końcu zapomniałam o własnych problemach.
- Znaleźli coś?- spytałam chłopaka, gdy powiedział mi, że miał nalot.
- Gdyby coś znaleźli, już bym siedział.- wyjaśnił krótko, na co ja przytaknęłam.
- Że nie boisz się tak ryzykować.
- Kto powiedział, że się nie boję?
- Nie wyglądasz na takiego, co boi się zagadać do nastolatków w sprawie prochów. Chociaż...ten twój dostawca śni mi się po nocach.- rzuciłam z uśmiechem.- Nie podziękowałam ci wtedy za to, że mu zapłaciłeś.
- Miałaś taki zjazd, że pewnie mało pamiętasz, co?
- Pewne rzeczy się pamięta nawet na haju.- wyjaśniłam, biorąc łyka coli, gdy ten na mnie spojrzał.
- Brałaś już wcześniej, prawda? Pytam...z ciekawości.
- Tak, kiedyś ekstazy, albo co tam Maddy ogarnęła.- na te słowa Fez rzucił mi zdziwione spojrzenie.
- Kurwa, serio się zmieniłaś. A ja myślałem, że wtedy u mnie zejdziesz.
- Też tak myślałam, ale... przynajmniej umarłabym w spokoju.
- Nie mów tak. Nie wybaczyłbym sobie, gdybyś zeszła na kanapie.
- Co do kanapy, masz w domu broń, prawda?- spytałam, a ten skamieniał z zakłopotania, albo szoku.- Widziałam, po co wtedy sięgnąłeś.
- Jak mówiłem, kto powiedział, że się nie boję?- rzucił, na co ja podkuliłam nogi, patrząc na niego z odchyloną głową.
- Po to ci broń? Do obrony?
- Ci, którzy dostarczają mi dragi to niezłe sukinsyny. Bez zawahania by nas zastrzelili. Lepiej mieć broń, niż prosić się o kłopoty.
- Masz tylko jeden pistolet?- dodałam, a gdy nie odpowiedziałam, westchnęłam.- Jak prawdziwy gangster.
- Nie jestem gangsterem.
- No nie wiem, broń, dużo broni, handel, podejrzani ludzi w domu.- zastanowiłam się.- Dziwne, bo powinnam się bać, a jednak czuję się bezpieczniej u ciebie niż u siebie.
- Jeśli to miał być komplement, to słabo ci idzie.- zaśmiałam się na te słowa, a Fez razem ze mną.- Dziwne jest to, że nie uciekasz oknem po informacji, że mam arsenał w domu.
- Może po prostu...ci ufam?- rzuciłam z uśmiechem, po czym zerknęłam na telefon.- Idiotka. Maddy znów wróciła do Nate'a.
- To oni zerwali?
- Już sama się gubię, ale są znów razem. Po tym, jak chciał ją udusić? Idiotka z niej.
- Skąd wiesz, że to on? Nie pamiętam, żebyś wspominała o dowodach na niego.
- To oczywiste. Znam go trochę i...jest chyba bi.
- Nate Jacobs? Nie sądzę.
- Ma wymowne zdjęcia w telefonie.
- I co z tego? Ty nie masz?
- Fuj.- rzuciłam, co spotkało się z jego uśmiechem i niezrozumiałym spojrzeniem.
- Co cię tak interesuje Nate? To z nim się całowałaś na balu?
- Nie, z innym...dupkiem.- wyjaśniłam krótko, wzdychając.
- I?
- Co i? Mam ci podać szczegóły?- spytałam, a gdy wzruszył ramionami, pokręciłam głową.- Nie ma opcji.
- Aż tak źle?
- Nie będę o tym gadać. To było głupie i bez znaczenia.
- Ta?- rzucił, ale ja nic nie dodałam. Spojrzałam ku niemu wymownie, a gdy chłopak odwiózł mnie do domu, uśmiechnęłam się lekko.
- Dzięki za dzisiaj.- powiedziałam, na co ten przytaknął głową.- Potrzebowałam tego.
- Spoko, zawsze możesz do mnie wpaść, napić się i ponarzekać.- stwierdził z uśmiechem, który był odpowiedzią na mój.
- Na pewno skorzystam.- rzuciłam, po czym zamilkłam ze wzrokiem utkwionym w Feza. Nie wiem jak to wyjaśnić, ale jakby nie mogłam wysiąść z samochodu przez te kilkanaście sekund. Patrzyłam mu w oczy z wzajemnością, aż się przebudziłam, wyszłam z auta i skierowałam w stronę domu.
Powiew wiatru...tak, właśnie tak opisała bym Fezca.






Heeeejka❤️❤️
Wybaczcie, wczoraj nie byłam w stanie skończyć, ale chyba warto było czekać na taką PORCJĘ CHEMII MIĘDZY FEZEM I EMILY!!!
Napiszcie, czy chcecie w jutrzejszym rozdziale znów motyw z Fezem, czy coś z dziewczynami i rodzicami

𝐼𝑛 𝑒𝑢𝑝ℎ𝑜𝑟𝑖𝑎Where stories live. Discover now