63. 𝐂𝐞𝐧𝐧𝐞 𝐫𝐨𝐳𝐦𝐨𝐰𝐲

412 20 3
                                    

Jechałam z Lukiem na fastfoody, słuchając w radiu ulubionych piosenek o nucąc co chwilę ich wersy. Gdy podjechaliśmy do drive'a, brat zamówił to, co wcześniej uzgodniliśmy, po czym zapłacił i zatrzymaliśmy się przy okienku, oczekując zamówienia. Uderzałam palcami o mogę w rytm muzyki, gdy Luke się odezwał.
- Jak było u Fezco?- spytał nagle, na co ja zdziwiona spojrzałam ku niemu.
- W porządku, choć woń wymiocin ciągnęła się za mną przez dłuższy czas.- stwierdziłam, co wywołało u mojego brata skinienie.
- Obrazisz się, jeśli znów ci coś doradzę?- rzucił z powagą, znów mnie zaskakując.
- Em...nie, mów śmiało.
- Nie zrozum tego źle, nie mam nic do twojego chłopaka.
- Okej...- przeciągnęłam pełna niepokoju przed tym, co chce powiedzieć.
- Ale nie powinnaś poświęcać mu tyle czasu.- dokończył, na co się zamyśliłam.
- Co masz na myśli?
- Nie chcę, żebyś potem cierpiała, jeśli wam nie wyjdzie. Nie z jego powodu, czy twojego, nie zakładam żadnego z tych scenariuszy. Tylko że ludzie często rozstają się tak po prostu. Bez niczyjej winy. Patrz na mnie i Eleanor. Nate namieszał, a my nie umieliśmy potem wrócić do normalnej relacji. Kochamy się, jasne, ale nie wrócimy już do siebie. Nie zakładam, że tak się stanie, bo oboje sporo wycierpieliśmy i nie chcemy więcej sobie dokładać bólu.
- Ja i Fez mamy już za sobą sporo bólu.- wyjaśniłam spokojnie.
- Bo sprzedawał towar ojcu?- spytał, a ja spojrzałam na niego niepewnie.- Nie trudno złączyć faktów, Emi. To był kryzys i wybrneliście z niego. Cieszę się, że masz w nim wsparcie, ale weź pod uwagę opcję, że coś wam nie wyjdzie. Co wtedy? Będziesz wyć w poduszkę, czy spłynie to po tobie?
- Nie chcę o tym myśleć.- stwierdziłam zdecydowanie, na co Luke rzucił mi wymowne spojrzenie.
- Niedługo idziesz na studia.
- Nie wiem, czy chcę studiować.
- Załóżmy, że tak. Co wtedy z Fezco?
- Będziemy się spotykać, ale rzadziej.
- To was tylko zrani. Ty jego, a on ciebie. Zamiast miłość będziecie czuć przywiązanie i w końcu zerwiecie.
- Chcesz...popsuć mi humor?
- Nie, chcę ci dać radę, którą powinnaś wziąć głęboko do serca. Miłość wymaga poświęcenia, ale czasem nie warto poświęcać wszystkiego, jeśli to z góry ma nie wypalić.- wyjaśnił łagodnie, a ja patrzyłam mu w oczy, analizując jego słowa.- A, i...jeszcze coś. Jadę do ojca. Jedź ze mną.
- Nie chcę.- szepnęłam.
Nagle w okienku pojawiła się kobieta, podając nam zamówione jedzenie.
- Dziękujemy.- powiedział do niej Luke, po czym odjechał na parking, by tam zjeść fastfoody.
- Luke, ja nigdzie nie jadę.- rzuciłam zdecydowanie, na co ten na mnie spojrzał.
- Przeciwnie. Jeśli ja jestem w stanie tam pojechać i pogadać z ojcem, to ty też.- powiedział, łapiąc za pepsi.- Wiem, że masz mu wiele za złe, może więcej niż ja, bo ja uciekłem, a ty musiałaś się męczyć, ale potrzebuje teraz wsparcia. Narkotyki niszczą organizm. Jeśli po wyjściu do tego wróci, to się w końcu wykończy.
- Wszystko mi jedno.
- Ej.- rzucił, patrząc na mnie ostrzegawczo.- Nie mów tak. To nasz ojciec, co by nie odpierdolił.
- Tylko że odpierdolił wystarczająco dużo.- stwierdziłam, na co Luke oparł głowę w milczeniu.- Nie czuję się na siłach, żeby z nim porozmawiać.
- A czy kiedyś będzie się czuła na siłach? Wierz mi, z wiekiem będzie tylko gorzej, a odkładanie tego w nieskończoność nic ci nie da. Po dwóch latach nie stwierdzisz nagle, że to ta chwila. Zróbmy to razem, żeby było łatwiej. Ja jadę w przyszłym tygodniu.
- Zostajesz jeszcze tydzień?
- Nie, wyjeżdżam wieczorem. Bo w końcu mnie wywalą, a to naprawdę dobra praca.- stwierdził, przez co zdobyłam się na uśmiech.- Śmiejesz się? Tak cię bawi fakt, że polubiłem pracę?
- Owszem.- zaśmiałam się szczerze, na co ten zabrał mojego cheeseburgera.- Luke...
- Nie oddam. Za karę.- stwierdził, po czym oboje wybuchliśmy śmiechem.
Tak wiem, uroczy obrazek. Rodzeństwo, które nie widziało się kilka lat, śmieje się w samochodzie, zajadając frytki z maka. Ale tak szczerze, czy odwróciło to moją uwagę od dwóch informacji, jakie tego dnia otrzymałam od Luke'a? Poniekąd tak. Dopiero gdy wróciłam do domu, zaczęłam zastanawiać się nad spotkaniem z ojcem. Nie nad tym drugim, bo to było zbyt ciężkie do przemyślenia. Z resztą w tamtym momencie jego słowa były bzdurą i musiało minąć sporo czasu, żebym zrozumiała ich zna...A z resztą, co wam będę mówić. Jeszcze nie czas na to.

Gdy Luke pojechał, ja zaprosiłam do siebie Lexi. Do siebie, bo ta nie mogła znieść obecności Cassie, czego nie do końca wtedy rozumiałam.
- Jedyne, co u niej zauważyłam dziwnego, to to, że przecholowała alkohol na urodzinach Maddy.- stwierdziłam, gdy mnie o to spytała.- Chociaż Cassie się to często zdarza na imprezach, więc wszystko z nią okej.
- Przeciwnie, jest bardziej irytująca niż zwykle.- wyjaśniła Lexi, biorąc łyżeczkę lodów do ust.- Wstaje o jakiejś czwartej rano, zajmuje przez trzy godziny łazienkę, nic rano nie je...odwaliło jej do reszty.
- Może... postanowiła wziąć się w garść i zadbać o siebie.
- Albo się zakochała w kolejnym gościu, który zostawi ją po aborcji. Nie wiem dlaczego, ale przysięgam, że kiedyś z nią nie wytrzymam.
- To jak ja z Faye.- zmieniłam temat, również zajadając się pudełkiem z lodami.
- Ciągle się kręci u Feza?- spytała, na co ja wzruszyłam ramionami.- Gadaliście o tym?
- Tak, musi u niego zostać, aż jej chłopak ogarnie sprawę z policją.
- Czyli ile?
- Właśnie, sam Fez tego nie wie.
- Okej, ale chyba...chyba nie jest aż tak irytująca, co?- na to pytanie, rzuciłam jej poważne spojrzenie.- Ze względu na jej ciuchy?
- Też, ale i przez fakt, że jest ćpunką, a ja nie tak dawno byłam zmuszona odstawić proszki.
- Cholera, racja. Beznadziejna sytuacja.
- Próbuje być miła, ale to plus jej...- urwałam w zamyśleniu.- ubrania sprawia, że nie cieszę się tak ze spotkania z Fezem.
- Może z nią pogadaj. Wiesz, wyznacz granicę.
- To chyba dobry pomysł. Tylko muszę zrobić to tak...
- Żeby Fezco tego nie słyszał.- dokończyła za mnie Lexi, a ja przytaknęłam gestem głowy.
- Właśnie.- przyznałam pod nosem, wracając znów do lodów.
- Chyba mam pomysł.- rzuciła z tajemniczym uśmiechem, który wprawił mnie w zakłopotanie.




Heeej
Od kilku dni pracuję, stąd brak rozdziałów. Ale obiecuję wrzucać tak często, jak mogę ❤️❤️❤️

𝐼𝑛 𝑒𝑢𝑝ℎ𝑜𝑟𝑖𝑎Where stories live. Discover now