Jechałam z Lukiem na fastfoody, słuchając w radiu ulubionych piosenek o nucąc co chwilę ich wersy. Gdy podjechaliśmy do drive'a, brat zamówił to, co wcześniej uzgodniliśmy, po czym zapłacił i zatrzymaliśmy się przy okienku, oczekując zamówienia. Uderzałam palcami o mogę w rytm muzyki, gdy Luke się odezwał.
- Jak było u Fezco?- spytał nagle, na co ja zdziwiona spojrzałam ku niemu.
- W porządku, choć woń wymiocin ciągnęła się za mną przez dłuższy czas.- stwierdziłam, co wywołało u mojego brata skinienie.
- Obrazisz się, jeśli znów ci coś doradzę?- rzucił z powagą, znów mnie zaskakując.
- Em...nie, mów śmiało.
- Nie zrozum tego źle, nie mam nic do twojego chłopaka.
- Okej...- przeciągnęłam pełna niepokoju przed tym, co chce powiedzieć.
- Ale nie powinnaś poświęcać mu tyle czasu.- dokończył, na co się zamyśliłam.
- Co masz na myśli?
- Nie chcę, żebyś potem cierpiała, jeśli wam nie wyjdzie. Nie z jego powodu, czy twojego, nie zakładam żadnego z tych scenariuszy. Tylko że ludzie często rozstają się tak po prostu. Bez niczyjej winy. Patrz na mnie i Eleanor. Nate namieszał, a my nie umieliśmy potem wrócić do normalnej relacji. Kochamy się, jasne, ale nie wrócimy już do siebie. Nie zakładam, że tak się stanie, bo oboje sporo wycierpieliśmy i nie chcemy więcej sobie dokładać bólu.
- Ja i Fez mamy już za sobą sporo bólu.- wyjaśniłam spokojnie.
- Bo sprzedawał towar ojcu?- spytał, a ja spojrzałam na niego niepewnie.- Nie trudno złączyć faktów, Emi. To był kryzys i wybrneliście z niego. Cieszę się, że masz w nim wsparcie, ale weź pod uwagę opcję, że coś wam nie wyjdzie. Co wtedy? Będziesz wyć w poduszkę, czy spłynie to po tobie?
- Nie chcę o tym myśleć.- stwierdziłam zdecydowanie, na co Luke rzucił mi wymowne spojrzenie.
- Niedługo idziesz na studia.
- Nie wiem, czy chcę studiować.
- Załóżmy, że tak. Co wtedy z Fezco?
- Będziemy się spotykać, ale rzadziej.
- To was tylko zrani. Ty jego, a on ciebie. Zamiast miłość będziecie czuć przywiązanie i w końcu zerwiecie.
- Chcesz...popsuć mi humor?
- Nie, chcę ci dać radę, którą powinnaś wziąć głęboko do serca. Miłość wymaga poświęcenia, ale czasem nie warto poświęcać wszystkiego, jeśli to z góry ma nie wypalić.- wyjaśnił łagodnie, a ja patrzyłam mu w oczy, analizując jego słowa.- A, i...jeszcze coś. Jadę do ojca. Jedź ze mną.
- Nie chcę.- szepnęłam.
Nagle w okienku pojawiła się kobieta, podając nam zamówione jedzenie.
- Dziękujemy.- powiedział do niej Luke, po czym odjechał na parking, by tam zjeść fastfoody.
- Luke, ja nigdzie nie jadę.- rzuciłam zdecydowanie, na co ten na mnie spojrzał.
- Przeciwnie. Jeśli ja jestem w stanie tam pojechać i pogadać z ojcem, to ty też.- powiedział, łapiąc za pepsi.- Wiem, że masz mu wiele za złe, może więcej niż ja, bo ja uciekłem, a ty musiałaś się męczyć, ale potrzebuje teraz wsparcia. Narkotyki niszczą organizm. Jeśli po wyjściu do tego wróci, to się w końcu wykończy.
- Wszystko mi jedno.
- Ej.- rzucił, patrząc na mnie ostrzegawczo.- Nie mów tak. To nasz ojciec, co by nie odpierdolił.
- Tylko że odpierdolił wystarczająco dużo.- stwierdziłam, na co Luke oparł głowę w milczeniu.- Nie czuję się na siłach, żeby z nim porozmawiać.
- A czy kiedyś będzie się czuła na siłach? Wierz mi, z wiekiem będzie tylko gorzej, a odkładanie tego w nieskończoność nic ci nie da. Po dwóch latach nie stwierdzisz nagle, że to ta chwila. Zróbmy to razem, żeby było łatwiej. Ja jadę w przyszłym tygodniu.
- Zostajesz jeszcze tydzień?
- Nie, wyjeżdżam wieczorem. Bo w końcu mnie wywalą, a to naprawdę dobra praca.- stwierdził, przez co zdobyłam się na uśmiech.- Śmiejesz się? Tak cię bawi fakt, że polubiłem pracę?
- Owszem.- zaśmiałam się szczerze, na co ten zabrał mojego cheeseburgera.- Luke...
- Nie oddam. Za karę.- stwierdził, po czym oboje wybuchliśmy śmiechem.
Tak wiem, uroczy obrazek. Rodzeństwo, które nie widziało się kilka lat, śmieje się w samochodzie, zajadając frytki z maka. Ale tak szczerze, czy odwróciło to moją uwagę od dwóch informacji, jakie tego dnia otrzymałam od Luke'a? Poniekąd tak. Dopiero gdy wróciłam do domu, zaczęłam zastanawiać się nad spotkaniem z ojcem. Nie nad tym drugim, bo to było zbyt ciężkie do przemyślenia. Z resztą w tamtym momencie jego słowa były bzdurą i musiało minąć sporo czasu, żebym zrozumiała ich zna...A z resztą, co wam będę mówić. Jeszcze nie czas na to.Gdy Luke pojechał, ja zaprosiłam do siebie Lexi. Do siebie, bo ta nie mogła znieść obecności Cassie, czego nie do końca wtedy rozumiałam.
- Jedyne, co u niej zauważyłam dziwnego, to to, że przecholowała alkohol na urodzinach Maddy.- stwierdziłam, gdy mnie o to spytała.- Chociaż Cassie się to często zdarza na imprezach, więc wszystko z nią okej.
- Przeciwnie, jest bardziej irytująca niż zwykle.- wyjaśniła Lexi, biorąc łyżeczkę lodów do ust.- Wstaje o jakiejś czwartej rano, zajmuje przez trzy godziny łazienkę, nic rano nie je...odwaliło jej do reszty.
- Może... postanowiła wziąć się w garść i zadbać o siebie.
- Albo się zakochała w kolejnym gościu, który zostawi ją po aborcji. Nie wiem dlaczego, ale przysięgam, że kiedyś z nią nie wytrzymam.
- To jak ja z Faye.- zmieniłam temat, również zajadając się pudełkiem z lodami.
- Ciągle się kręci u Feza?- spytała, na co ja wzruszyłam ramionami.- Gadaliście o tym?
- Tak, musi u niego zostać, aż jej chłopak ogarnie sprawę z policją.
- Czyli ile?
- Właśnie, sam Fez tego nie wie.
- Okej, ale chyba...chyba nie jest aż tak irytująca, co?- na to pytanie, rzuciłam jej poważne spojrzenie.- Ze względu na jej ciuchy?
- Też, ale i przez fakt, że jest ćpunką, a ja nie tak dawno byłam zmuszona odstawić proszki.
- Cholera, racja. Beznadziejna sytuacja.
- Próbuje być miła, ale to plus jej...- urwałam w zamyśleniu.- ubrania sprawia, że nie cieszę się tak ze spotkania z Fezem.
- Może z nią pogadaj. Wiesz, wyznacz granicę.
- To chyba dobry pomysł. Tylko muszę zrobić to tak...
- Żeby Fezco tego nie słyszał.- dokończyła za mnie Lexi, a ja przytaknęłam gestem głowy.
- Właśnie.- przyznałam pod nosem, wracając znów do lodów.
- Chyba mam pomysł.- rzuciła z tajemniczym uśmiechem, który wprawił mnie w zakłopotanie.Heeej
Od kilku dni pracuję, stąd brak rozdziałów. Ale obiecuję wrzucać tak często, jak mogę ❤️❤️❤️
YOU ARE READING
𝐼𝑛 𝑒𝑢𝑝ℎ𝑜𝑟𝑖𝑎
FanfictionByło późno. Bardzo późno. Szłam ulicą, moknąc od deszczu i łez. Nie miałam dokąd pójść, a do domu nie mogłam iść. Dlatego skierowałam się do jedynego miejsca, gdzie mogłam liczyć na pomoc. Zatrzymałam się przed drzwiami, po czym delikatnie zapukałam...