31. 𝐍𝐚𝐝𝐳𝐨́𝐫 𝐩𝐨𝐰𝐢𝐞𝐫𝐧𝐢𝐤𝐚

669 37 6
                                    

Co mogłam czuć? Że popełniłam największy z błędów. Kolejnego dnia, gdy byłam już na tyle czysta, by odczuwać potrzebę narkotyku, chodziłam jak na szpilkach. Nosiło mnie. To był zły znak, wiedziała o tym, ale nie mogłam nic wziąć, bo po lekcjach miałam widzieć się z Fezem. Przynajmniej się nie odciął. Jeszcze. Czułam się okropnie, bo to była moja wina. Nie tylko on się odsunął. Z wyjazdu rodzinnego wyszły nici, bo musiałam zostać w domu. Rodzice pojechali więc sami, a ja nie miałam nadzoru poza tym Fezca.
A Kat...cóż, ona też była powiernikiem mojej tajemnicy.

- Trzeba wymyśleć coś na sylwestra. Coś mocnego.- wyjaśniła Maddy, gdy jadłyśmy lunch.- Niby alkohol się obroni, ale jak szaleć, to szaleć.
- Zaczyna mnie przerażać, że będziesz to organizować.- zauważyła Cassie, a te wybuchły śmiechem. Zarówno ja jak i Kat milczałyśmy, czym zwróciłyśmy na siebie uwagę dziewczyn.
- Co z wami? Znowu się pokłóciłyście?
- Nie, po prostu odbyłyśmy szczerą rozmowę.- wyjaśniła Kat, a ja spojrzałam ku niej z niepokojem.- Odnośnie szkoły.
- Właśnie.- przyznałam, bawiąc się słomką w napoju.
- Jesteś blada.- zauważyła siedząca z nami Lexi, na co odpowiedzia łam skinieniem.
- Słabo sypiam.
- Powinnaś z tym gdzieś pójść.
- Nie trzeba, ogarnę to.- zerknęłam wymownie na Kat, która milczała w tej kwestii. Oczywiście wymownie dałam jej do zrozumienia, żeby się nie wtrącała.
- To...co myślicie o sylwestrze?- spytała Maddy.- W domu, czy wynająć miejsce?
- Twój dom jest zajebisty, można chlać do woli.- przyznała Cassie, a ja zerknęłam na Kat.
- Pójdę do łazienki.- rzuciłam, wstając od stolika.
- Pójdę z tobą.- dodała Kat, na co ja miałam ochotę jej zabronić. Ale nie przed dziewczynami. Dlatego bez słowa sprzeciwu poszłam z nią do łazienki, gdzie zamknęłam się w kabinie, by się załatwić. Jednak i to szło mi bardzo opornie. Gdy wyszłam, by umyć ręce, ta już tam czekała, patrząc na mnie łagodnie.
- Rozmawiał z tobą.- stwierdziła, a ja przytaknęłam jedynie gestem głowy z pokerową twarzą.- Emily...
- Miałaś nikomu kurwa nie mówić, ogarnęła bym to. Ale nie, musiałaś się bawić w bohaterkę. Gdybyś jeszcze powiedziała nauczycielom, moim rodzicom, ale nie, musiałaś iść prosto do Feza, który nie powinien o tym wiedzieć.
- Jeśli coś między wami jest, to ci pomoże.
- Boże, Kat, jesteś taka tępa? Oczywiście, że będzie chciał mi pomóc, oczywiście, że coś między nami jest, ale to nie ważne, bo przez ciebie myśli, że to był efekt brania amfy.
- A był?- spytała, ale ja nie odpowiedziałam.- Właśnie, sama pewnie nie wiesz. Fez to ogarnie.
- Brzmisz jakbyś go znała. Często wypłacasz od niego hajs za puszczanie się?
- Nie puszczam się.
- Mam to gdzieś.- rzuciłam, wyciągając ręce i wyrzucając papier.- Nie odzywaj się do mnie, jasne? Nie chcę na ciebie patrzeć.
Zostawiłam ją, wracając do dziewczyn. Nie powiedziałam im, co zaszło w toalecie. Bo w tamtym momencie nie było to dla mnie istotne, a Kat mnie zawiodła.

Zapukałam do drzwi Feza, które ten po chwili otworzył.
- Hej.- rzucił, po czym weszłam niepewnie do środka.- W porządku?
- Jasne.- szepnęłam smutno.- Gdzie masz test?
- W łazience.- wyjaśnił zaskoczony jakby moim pytaniem. Już chciałam tam pójść, gdy ten złapał mnie za rękę.- Możemy pogadać?
- Niech zgadnę, mam tu nie przychodzić?
- Nie, chcę...wyjaśnij mi coś.- powiedział, więc spojrzałam ku niemu wyczekująco.- Dlaczego zaczęłaś brać prochy?
- Po prostu. Miałam...zły dzień.
- Często je miewasz, ale to nigdy nie był powód do ćpania.
- Okej...- przeciągnęłam ze spuszczoną głową.- Wzięłam, bo...rodzice tego dnia mieli kryzys, wszystko spadło mi na głowę, a ty nie odpisałeś. Tego jednego dnia, gdy byłeś zajęty, a ja cię potrzebowałam. Napisałam też do dziewczyn, ale jedna mnie okłamała, a reszta zlała. Byłam sama, a ja dole było piekło i... przychodziły różne myśli. Zadzwoniłam wtedy do Rue. To moja wina, nie wiń jej.
- Nie widziałem kiedy zaczęłaś.- przyznał, co znów ukuło mnie w serce, a łzy od tych słów skupiły się przy oczach.- Nie widziałem, albo nie chciałem widzieć.
- Przepraszam cię.- zapłakałam, mimo że nie chciałam tego robić. To było tak jak z radością po amfie. Przyszło samo, naturalnie.- Wzięłam raz, a potem...czułam się taka szczęśliwa, odważna, silna, że pragnęłam taka być zawsze. Wiem, że obiecałam, wiem, że nie powinnam ze względu na ciebie i samą siebie. Ale chciałam...
- Być szczęśliwa.- dokończył za mnie, po czym spojrzał mi w ciszy prosto w oczy. Po chwili dopiero obróciłam się na pięcie i udałam do jego łazienki, gdzie wykonałam test na obecność narkotyków. Następnie usiadłam na kanapie, oczekując tego, co powie. Ale nie powiedział nic. Położył odczytany już wynik testu na stolik, po czym usiadł spokojnie obok mnie. Wciąż milcząc.
- Ja naprawdę...
- Poczekaj.- zatrzymał mnie cicho. A gdy zamilkłam, zamyślił się.- Pogadamy o tym wszystkim za tydzień. Daj sobie tydzień na wytrzeźwienie i pozbieranie się po prochach. Przychodź kiedy chcesz, dzwoń kiedy chcesz, codziennie będę cię sprawdzać, ale liczę, że wytrzymasz. Jeśli będziesz chciała...- wziął głęboki oddech.- Jeśli będziesz chciała znów kupić, albo napić się alkoholu, zapalić papierosa, pisz.
- Co ma alkohol do prochów?- zdziwiłam się, na co ten unosił brwi.
- Łatwo zmienić jedno uzależnienie w drugie.- wyjaśnił, co było na tyle zrozumiałe, żebym przytaknęłam gestem głowy. Nie rozmawialiśmy za wiele, a chwilę potem wyszłam. Fez z resztą też.

*Fezco
- Otwieraj.- rzuciłem, gdy chłopak po drugiej stronie drzwi się zawał. Na mój głos otworzył je, a ja przyjrzałem się znajomemu dilerowi. Dilerowi, dupa nie diler. Umie na środku ulicy debatować o zyskach z dragów, albo przed komisariatem podać nastolatkowi woreczek. Dziw, że jeszcze go nikt nie zamknął.
- Fezco, co u ciebie? Konkurencje nawiedzasz?- zaśmiał się, a ja przytaknąłem, udając rozbawienie.
- Tia, powiedzmy. Nam sprawę.
- Jaką? Pożyczka?- rzucił znów żartem, jednak ja wciąż udawałem, będąc śmiertelnie poważnym.
- Nie, jestem ciekaw...interes ci się kręci?
- A no jakoś. Ostatnio mam kilku nowych stałych klientów, więc zarąbiście.
- Tia, zarąbiście.- oparłem się o stół w salonie.- W tym brunetkę? Amfa?
- Możliwe, nie przyglądam się klientkom.
- Nie pierdol dobra?- rzuciłem, więc ten schował ręce do kieszeni z powagą.- Była tu?
- A no, była.- podciągnął nosem.- Kilka razy w ciągu prawie dwóch tygodni. Nieźle się wkręciła, choć mówiłem, żeby przyhamowała.
- Z życzliwości? Wow, diler z sercem.- zakupiłem.- Słuchaj, jeśli jeszcze raz to przyjdzie, to nawet nie otworzysz jej tych pieprzonych drzwi, rozumiesz?
- Stary, nie wciskam w łapę. Jeśli lala wróci to...
- Słyszałeś, czy mam powtórzyć?- spytałem, a ten się zamknął.- Nie chcesz chyba wylądować w kiciu, co? Jest nieletnia, a handel narkotykami z nią i Rue...masz przejebane, młody. Musisz się jeszcze wiele nauczyć o tym syfie.
- Co ty gadasz? Przychodzi, płaci, a ja z tego żyje.
- Jeszcze.- stwierdziłem, po czym kiwnąłem na niego.- Masz jakąś broń?
- Nie jestem przestępcą.- zaśmiał się, ale moja powagą na dzieci oddziaływała, więc spuścił głowę.
- Lepiej mieć jakąś, gdyby ktoś włamał ci się do domu i poderżnął gardło za pieniądze z prochów.- wyjaśniłem i skierowałem się do wyjścia.- Miło się gadało, Staffy.
- Tia, szalenie.- mruknął na pożegnanie, a ja opuściłem jego śmierdzący dom.





Siemaaa
Dodaje i liczę na odbiór!
Jutro i pojutrze mam obóz naukowy z arkuszami naturalnymi więc nie obiecuję rozdziałów choć się postaram 🥰

In Euphoria | Fezco O'Neil Where stories live. Discover now