Razer

By unluckyphilosopher

91.4K 8.7K 2.4K

"Kiedy się narodził, demony wybrały jego niewinną duszę. I roztrzaskały ją w drobny mak." Lokalne wład... More

Od autora
PROLOG
Rozdział 1.1
Rozdział 1.2
Rozdział 2
Rozdział 3.1
Rozdział 3.2
Rozdział 4
Rozdział 5.1
Rozdział 5.2
Rozdział 6.1
Rozdział 6.2
Rozdział 7.1
Rozdział 7.2
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10.1
Rozdział 10.2
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13.1
Rozdział 13.2
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21.2
Rozdział 22.1
Rozdział 22.2
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25.1
Rozdział 25.2
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28.1
Rozdział 28.2
Rozdział 29
Rozdział 30.1
Rozdział 30.2
Rozdział 31.1
Rozdział 31.2
Rozdział 32
EPILOG

Rozdział 21.1

1.3K 158 12
By unluckyphilosopher

DIARA

Zastanawiałam się, jaką chorobę zasymulować. Kiedyś udawałam gorączkę, ból brzucha, a nawet kłucie w sercu. Mama bywała bardzo przewrażliwiona, kiedy ja lub Owen chorowaliśmy. Musiałam przekonać ją, by pozwoliła mi zostać w domu, ale jednocześnie uspokoić ją na tyle, by spokojnie mogła pójść do pracy, zostawiając mnie samą. Mój wybór padł na ból brzucha. Miałam dwie opcje: udawać, że to przez to, iż wczoraj jadłam u Addison coś, co mogło mi zaszkodzić, lub też zwalić wszystko na zbliżającą się miesiączkę. Przy odrobinie szczęścia i pomocy Razera, z łatwością mogłam wymigać się od szkoły.

Zalewały mnie wyrzuty sumienia. Zawsze czułam je, kiedy opuszczałam zajęcia. Bałam się, że przegapię coś ważnego, ale z czasem to dziwnie uczucie przechodziło. Oczywiście poszłabym do szkoły, gdyby nie wydarzenia z nocy. Nie miałam pojęcia, jak w ogóle udało mi się zasnąć po tym, jak wróciłam do domu. Adrenalina długo we mnie buzowała, czułam się brudna, byłam głodna i tak zmęczona, że praktycznie zasnęłam w ubraniach. Kiedy obudziłam się nad ranem, nie miałam pojęcia, gdzie byłam. Śniło mi się, że znów biegłam przez las, tym razem jednak – szukając ratunku dla Razera. Przebrałam się szybko i zajrzałam do łazienki, by sprawdzić, czy chłopak spał.

Widok Razera, zwiniętego na kocach w łazience, rozczulał mnie. Ten wielki potwór tracił całą swoją powagę. Kilka chwil przyglądałam się, jak jego klatka piersiowa poruszała się, kiedy oddychał, a potem wyszłam, pewna, że wszystko było w porządku.

Obudziłam się dopiero rankiem, na krótko przed budzikiem. Słyszałam już rozmowy na korytarzu, więc byłam pewna, że mama poszła obudzić Owena. Czasem zaglądała też do mnie, sprawdzając, czy na pewno wstałam. Wzdychając cicho, usłyszałam kroki w łazience. Drzwi otworzyły się lekko, a Raze wyjrzał przez nie, uśmiechając się sennie.

– Możesz jakoś sprowadzić tu moją mamę i sprawić, że uwierzy, kiedy zacznę udawać chorą? – zapytałam cicho, a on uśmiechnął się szerzej. – Dziękuję! – pisnęłam jeszcze, wiedząc, że na pewno się zgodzi.

– Cała przyjemność po mojej stronie... – odparł równie cicho i wrócił do łazienki.

Nie minęło kilka chwil, a usłyszałam głos mamy, wołający moje imię. Skrzywiłam się, zwinęłam w kłębek i złapałam za brzuch. Zadziwiająco pewnie czułam się, wiedząc, że Raze pomoże mi przekonać mamę, jego sztuczki naprawdę były przydatne. Za nic w świecie nie chciałam jej okłamywać, ale musiałam wiele wyjaśnić i nie wyobrażałam sobie, bym miała iść do szkoły i skupiać się na zajęciach.

– Diara, wstałaś już? – powiedziała mama, nim jeszcze weszła do mojego pokoju. – Dlaczego jeszcze je... Diara, wszystko w porządku?

Wystarczyła jej sekunda, by zorientowała się, że coś faktycznie było nie tak. Nie odezwałam się, myślałam nad pierwszym ruchem. Mama usiadła na skraju łóżka, nachyliła się i dotknęła mojego czoła.

– Co się dzieje, Diara? Dlaczego jeszcze nie wstałaś? – spytała ostrożnie, głaszcząc mnie po włosach.

– Strasznie boli mnie brzuch – wyjąkałam w końcu, powoli zwracając ku niej wzrok. – Nie spałam przez pół nocy, ciągle mi niedobrze.

Widziałam jej minę. Najpierw otworzyła szeroko usta, jakby chciała coś powiedzieć, a potem na jej twarz wpełzł cień zmartwienia. Jeszcze raz położyła dłoń na moim czole, a potem pogłaskała mnie czule po ramieniu.

– Dasz radę cokolwiek zjeść? Może to z głodu? – pytała, ale ja pokręciłam głową.

– Chyba zatrułam się czymś u Addison – odparłam zbolałym głosem, pocierając twarz dłońmi.

– Bardzo ci niedobrze? Będziesz wymiotować?

– Nie wiem, mamo...

Patrzyłam jej w oczy, wiedząc, że w tamtym właśnie momencie ufała mi w stu procentach. W mojej łazience znajdował się zupełnie obcy chłopak, który nie dość, że spał w jej domu, to jeszcze był wilkołakiem. To znaczy – lycanem. Wykorzystywałam troskę mamy i umiejętności Razera, a ona chłonęła wszystkie moje słowa.

– Powinnaś zostać dziś w domu, Diara – powiedziała w końcu mama, powoli wstając.

– Ale...

– Żadnych „ale", Diara. Nie pozwolę, żebyś szła do szkoły w tym stanie – rzuciła pewnie, a ja zorientowałam się, że to Razer musiał włączyć się do akcji „pomóż Diarze", bo mama tak szybko nie doszłaby do tego wniosku, najpierw kazałaby mi wypić wielki kubek ziołowej herbaty.

Po tym, jak mama zdecydowała, że pozwoli mi zostać w domu – a co najważniejsze, zawiadomi szkołę o mojej nieobecności – oznajmiła jeszcze, że z powodu mnóstwa obowiązków w pracy, będzie musiała wyjść z domu, ale zamierza dzwonić do mnie co godzinę, by spytać, jak się czuję. Pokiwałam tylko głową i na powrót zwinęłam się w kłębek.

Nie minęła chwila, a znów usłyszałam kroki, bezbłędnie oceniając, że należały do Owena. Zapomniałam już, że byłam na niego zła, chociaż wiedziałam, że dalej usiałam poważnie z nim porozmawiać. Teraz jednak musiałam ciągnąć szopkę, udając przed bratem, że nie czułam się zbyt dobrze. Mój plan działał póki co wręcz idealnie, ale wszystko mogło go jeszcze pokrzyżować.

– Jesteś na mnie zła?

Jego cienki, dziecięcy głosik odbił się echem w mojej głowie. Natychmiast chciałam objąć Owena i powiedzieć mu, że nie jestem na niego zła, ale... byłam. Westchnęłam więc, dźwigając się lekko na łokciach. Upewniwszy się, że mama nie wróci, posłałam Owenowi smętny uśmiech, łapiąc go za rękę.

– Jest mi po prostu przykro – rzekłam, trochę inaczej ubierając wszystko w słowa.

– Przez to, że powiedziałem kolegom o twoim znajomym? – spytał, a jego niebieskie oczy błysnęły tajemniczo.

– Tak, Owen. Właściwie... nie jestem zła za to, że powiedziałeś kolegom, że poznałeś Razera. Nie podoba mi się to, że wymyśliłeś bajeczkę o tym, że jest jakimś wampirem. – Owen otworzył szeroko usta, nie spodziewając się, że będę wiedzieć o jego nadnaturalnej historii. – Wiesz, skąd to wiem? W szkole zaczepiła mnie siostra jednego z twoich znajomych i śmiała się ze mnie. Owen, Razer nie jest żadnym wampirem. To nieładnie śmiać się z tego, że jest blady. Naprawdę nie możesz rozpowiadać wokół takich bajek.

Owen pokiwał głową, ale nie wydawało mi się, by jakoś stracił humor. Westchnął cicho, a potem wysunął swoją dłoń z mojej, idąc w kierunku drzwi.

– Zawieziesz mnie do szkoły? – zapytał jeszcze, odwracając ku mnie głowę.

– Źle się czuję, dziś nie dam rady. Mama cię zabierze.

Jeszcze raz skinął głową i wyszedł, zostawiając mnie samą. Leżałam w pokoju, przysłuchując się biciu swojego serca. Było tak spokojne. Jeszcze wczoraj w nocy biło z taką szybkością, że naprawdę wydawało mi się, iż wkrótce pęknie. Pęknie i roztrzaska się na małe kawałeczki. Bałam się, że Halwyn wyrwie mi je z piersi i pożre. Niedługo później mama znów do mnie zajrzała, przynosząc mi ziołową herbatę i krople na żołądek, w razie, gdyby ta pierwsza rzecz na mnie nie podziałała. Ucałowała mnie w czoło i pożegnała się, mówiąc, że zabiera się już do pracy. Drzwi trzasnęły aż trzy razy. Chociaż nie ruszałam się z łóżka, pozwoliłam sobie zgadywać, który z domowników wyszedł pierwszy. Stawiałam, że zrobił to Owen. Zawsze wybiegał na zewnątrz jako pierwszy, by jeszcze przez moment pobawić się w śniegu. Później wyszła mama, zdecydowanie. W końcu musiała zbierać się już, by zabrać Owena do szkoły i zdążyć do pracy na czas. Na koniec wyszedł ojciec.

Nim jednak to zrobił, wszedł na piętro i stanął w drzwiach mojego pokoju. Nie widziałam go – leżałam odwrócona plecami do drzwi – ale wiedziałam, że stał tam i patrzył. Zastanawiałam się tylko, co go do mnie przywiało. Nie rozmawiałam z ojcem, nie byliśmy aktualnie w dobrych stosunkach, a ja desperacko udawałam, że spałam, chociaż oczy miałam otwarte. Czy gdybym nie spała, ojciec cokolwiek by powiedział? Wyobrażałam sobie, jak siada obok mnie i z troską w oczach pyta, jak się czuję. Nie z niedowierzaniem, nie z rezerwą, a prawdziwą troską. Chciałam, by mnie przeprosił. Za co tym razem? Właściwie nawet nie pamiętałam, o co pokłóciliśmy się tym razem. Po prostu się unikaliśmy. Żałowałam tylko, że nie mogę spytać go o przebieg śledztwa. Chciałam wiedzieć, jak daleko zaszli.

Kilka chwil po tym, jak ojciec wyszedł z domu, Razer wyściubił nos z łazienki. Miałam możliwość, by przyjrzeć mu się trochę lepiej. Opatrunki na jego ciele były trochę ubrudzone, wydawało mi się, że nawet krwią. Pod jego oczami znajdowały się wielkie sińce, włosy miał roztrzepane. Jego oczy nie błyszczały tak jak dawniej, to właśnie mnie zmartwiło.

– Jak się czujesz? – Gestem dłoni wskazałam, by podszedł bliżej.

Zrobił to, w kilku krokach podchodząc do mojego łóżka, na które następnie opadł. Ciężko usiadł na materacu, wzdychając. Niestety nie byłam w stanie stwierdzić, jakiego rodzaju było to westchnięcie.

– Chyba czas zajrzeć pod opatrunki – stwierdził, zaczynając je odwijać.

Tak się poznaliśmy. W dziwnych, mrocznych i nieprzyjaznych okolicznościach, kiedy pojawił się tutaj znikąd, prosząc mnie o pomoc. Wtedy też robiłam mu opatrunki, które następnie ściągałam, dziwiąc się, że pod nimi nie było nawet blizn. A jeśli o nich mowa... ta na twarzy Razera coraz bardziej przyciągała mu wzrok. Była jakby wyraźniejsza.

– Daj, pomogę ci – zaproponowałam i usiadłam wygodniej, przybliżając się do niego.

Temperatura jego skóry wróciła do „normy", o czym zorientowałam się, kiedy tylko dotknęłam ramienia chłopaka. Znów była nieprzyjemnie lodowata, ale zacisnęłam zęby i delikatnie odwijałam bandaże. Wydawało mi się, że tak naprawdę ani ja, ani Razer nie wiedzieliśmy, co może się pod nimi znajdować. Kiedy zdjęłam pierwszy, zobaczyłam ranę. Wyglądała o niebo lepiej, niż wczoraj, ale nie dało się ukryć, że ciało Raze'a nie mogło tak szybko się jej pozbyć. Skóra była nieprzyjemnie zarumieniona, ale na szczęście pęcherze zniknęły.

– Myślę, że powinieneś wziąć prysznic. Później zmienię ci opatrunki – rzuciłam, a on skinął szybko.

– Diara, ja... – rzekł nagle, ale słowa jakby utknęły mu w gardle. – Chciałem ci powiedzieć, że... ja... cholera...

Zaśmiałam się cicho, słysząc, jaki problem miał z wykrztuszeniem tego, co chciał mi powiedzieć. Wyglądał, jakby zjadł cytrynę, krzywił się, a jego oczy robiły się coraz bardziej przejrzyste.

– Dziękuję ci.

Myślałam, że się przesłyszałam. Chociaż minęło trochę czasu i Razer władał zdecydowanie dłuższą gamą słownictwa, nigdy nie powiedział „dziękuję", zupełnie, jakby to konkretne słowo nie istniało w jego słowniku. Wykreślił je, podobnie jak ja niektóre w moim pamiętniku.

– Za...? – zapytałam ostrożnie, podświadomie licząc, że jednak pociągnie temat.

– Za to, że mi pomogłaś. – Pokiwał do siebie głową, spuszczając wzrok. – Wcale nie musiałaś tego robić. Wbrew wszystkiemu, chociaż może i bym cię do tego zmusił, nie musiałaś. Chyba powinienem był podziękować ci już wcześniej. To po prostu nie coś, do czego przywykłem.

– Więc dlaczego w końcu zdecydowałeś się to zrobić?

– Bo ciągle słyszę, jak to robicie. Ty, twoja rodzina i przyjaciele. – Nagle machnął ręką, gwałtownie wstając. – Wezmę prysznic.

Nie powiedział już nic więcej, po prostu zniknął w łazience, zostawiając mnie samą. Czekałam, aż odkręci wodę w łazience. Kiedy to zrobił, wsunęłam dłoń pod poduszkę, by wyciągnąć swój pamiętnik. W nocy – kiedy się przebudziłam – opisałam z dokładnością, czym jest i jak działa mandragora. Musiałam jeszcze sprawdzić w Internecie, czy informacje zgadzały się z tym, co powiedział mi Razer, ale w gruncie rzeczy jego wersja brzmiała całkiem... ciekawie. Ominęłam fragmenty, które wcześniej spisałam, by uzupełnić je o wyniki obserwacji z dzisiejszego ranka.

Czułam się jak naukowiec. Kiedy byłam mała, czasem zastanawiałam się, jakby to było, gdybym kiedyś pracowała nad wielkimi projektami, które zmienią cały świat. Wyobrażałam sobie nawet, jak odkrywam prawdziwy Park Jurajski. Gdybym przedstawiła swojej nauczycielce biologii całą charakterystykę zupełnie nowego gatunku, pewnie nie uwierzyłaby mi, dopóki nie przyprowadziłabym żywego dowodu. Ale mój żywy dowód byłby jak bomba.

Zaczęłam pisać. Tym razem nie używałam naukowego żargonu – znałam zaledwie parę naprawdę „mądrych słów" – a pisałam prosto z serca. Aż do tego ranka unikałam przyznania się przed sobą, że o mało nie zginęłam.

Minęło trochę czasu, nim Razer wyszedł z łazienki. Powiedział, że sam ściągnie opatrunki, bym i ja mogła wziąć prysznic. Zrobiłam to, a kiedy wyszłam spod niego kilkanaście minut później, nie zastałam Razera w swoim pokoju. Zaniepokoiłam się. Nie dlatego, że ktoś mógł go zobaczyć, po prostu poczułam niepokój. Zbiegłam na parter, dopiero wtedy zauważając chłopaka, który przechadzał się po kuchni, przyglądając się rzeczom, które rodzice i Owen tam zostawili.

Zmywarka cicho pracowała. Palce Razera wystukiwały jakiś rytm na blacie stołu, co natychmiast zrodziło pewną myśl – chciałam pokazać mu muzykę, bo wątpiłam, by znał ją równie dobrze jak ja. Na blacie leżały jeszcze dwa brudne talerze, które pewnie nie zmieściły się już do zmywarki, zanotowałam sobie w pamięci, by je zmyć.

– O czym myślałaś, kiedy widziałaś moją przemianę? – zapytał, nie podnosząc głowy nawet na milimetr.

– Zastanawiałam się, jak bardzo cierpisz, kiedy... kiedy to wszystko się dzieje.

– Bardzo. To rodzaj bólu, którego nie wytrzymałby człowiek. Ale z czasem da się do niego przywyknąć, a im szybciej trwa przemiana, tym lepiej – odpowiedział, lekko wzruszając ramionami. – Nie powinnaś była tego oglądać.

Aby nie widział mojego wyrazu twarzy, odwróciłam się do lodówki, przy okazji wyciągając z niej kilka rzeczy.

– Widziałam już dużo rzeczy, których nie powinnam – rzuciłam tylko, nie chcąc jednak, by zabrzmiało to, jakbym miała do niego żal.

To przez niego widziałam rzeczy, których nie powinnam, naprawdę wiele rzeczy. Wiedziałam, że nie wyprę ich już z pamięci. Ich po prostu się nie zapominało. Mogłam zapomnieć o tym, jak w gimnazjum kochałam się w jakimś chłopaku, mogłam zapomnieć o tym, jak zataiłam przed rodzicami złą ocenę, ale to? Z tym musiałam po prostu żyć. Musiałam nauczyć się iść dalej ze świadomością, że spotkałam się ze śmiercią. Choć ciągle brzmiało to dla mnie egoistycznie, musiałam zagryźć zęby i nauczyć się śnić o czymś innym, bo nocami wciąż zaglądała do mnie Jenna Goddart. Nie mogłam już pluć sobie w brodę, że nic nie zrobiłam, bo nic nie dało się już zrobić.

– Możesz wreszcie powiedzieć mi, co z Halwynem? Rozmawiałeś z nim? – zmieniłam temat, jednocześnie biorąc się za przygotowywanie śniadania.

Chociaż byłam głodna – i Raze pewnie też – nie miałam apetytu. Byłabym w stanie zjeść konia z kopytami, ale jednocześnie nie czułam się na siłach, by to zrobić. Westchnąwszy, czekałam na jakąś odpowiedź Razera. Chłopak odsunął się od stołu i zaczął iść w kierunku salonu, dokładnie sunąc wzrokiem po wszystkich dekoracjach. Obserwowałam go, ale odwracałam wzrok, kiedy się odwracał.

– Rozmawiałem z nim – powiedział w końcu, owijając swoje szczupłe palce wokół wazonika z długą szyjką. – Halwyn chce tego, czego zawsze pragnął. Władzy i kontroli. Gdyby tylko mógł, zakułby mnie w kajdany i patrzył, jak powoli umieram. Moja rodzina myśli, że to ja zabiłem Jennę i tego mężczyznę z twojej szkoły.

– Pana Akiyamę? Przecież powiedziałeś, że to nie twoja wina – zauważyłam, tym samym nieostrożnie wbijając jajko do miseczki, przez co do środka dostały się kawałki skorupki.

Musiałam zajmować się przyziemnymi sprawami, kiedy z nim rozmawiałam. Tylko to trzymało mnie jeszcze na ziemi. Nie wyobrażałam sobie tak poważnej rozmowy przy herbatce albo podczas zwykłego siedzenia na kanapie. Miałam ochotę rzucić robienie śniadania i skupić się w pełni na jego słowach, ale nie mogłam.

– Bo to nie ja go zabiłem, tylko Halwyn. On postanowił mnie wrobić, wmówił wszystkim, że to moja wina. Kiedy zabijałem myśliwych, postąpiłem trochę wbrew zasadom, ale tak naprawdę nie posunąłem się aż tak daleko. To Halwyn całkowicie złamał nasz kodeks, byle tylko przeciągnąć wszystkich na swoją stronę.

– A oni mu uwierzyli?

– Nigdy mi nie ufali. Halwyn nie musiał się pewnie specjalnie starać, by połknęli jego bajeczkę.

– To chore – wypaliłam, czując złość, która się we mnie tliła. – Twoi rodzice powinni wierzyć tobie, nie jemu.

– Tak samo, jak powinni wierzyć tobie, a nie twojej kuzynce.

Patrzył mi w oczy, kiedy to mówił, ale natychmiast spuścił wzrok. Odchrząknął, a ja wróciłam do wyławiania skorupek z białka.

– Skoro już cię wrobił, czego jeszcze chce? – spytałam wreszcie, męcząc się z tą cholerną skorupką.

– Chce, żebym znów stał się wilkiem i wrócił do rodziny. Kiedy pozwolę, by ta zwierzęca strona znów wzięła górę, on będzie mógł mnie kontrolować. Wiem, że to potrafi, pokazał mi to, kiedy z nim rozmawiałem.

– Mówiłeś, że tam nie wrócisz.

– Bo nie zamierzam. Będzie szukał innych sposobów. I dlatego muszę ci o czymś powiedzieć. Wiem, że już rozmawiałaś o tym z bratem, ale...

– Tak – przerwałam mu szybko, przerywając swoją walkę ze skorupką. – Owen to tylko dziecko, Raze. Muszę wytłumaczyć mu, że nie może rozpowiadać takich głupot, wszystko naprawię, obiecuję.

Raze usiadł ciężko na sofie, chowając twarz w dłoniach. Przetarł ją, a kiedy w końcu zabrał stamtąd dłonie, z jego gardła wydobył się cichy warkot. Czasem nie wiedziałam, dlaczego to robił.

– Oni już o wszystkim wiedzą, Diara. Wiedzą, że to twój brat rozpowiada o mnie te historie. Wbrew pozorom nie różnię się tak bardzo od wampirów. Musisz go uciszyć, inaczej oni to zrobią.

Krew w moich żyłach zrobiła się zbyt gęsta, by płynąć. Z każdą chwilą zamarzała, aż zmieniła się w lód. Włosy stanęły mi dęba, a po plecach spłynęła stróżka potu. Powtarzałam sobie słowa Raze'a jak mantrę. Nie musiałam pytać go o to, co oznaczałam, bo doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. Musiałam coś wymyślić, nim będzie za późno.

– Wymyślę coś – obiecałam, oddychając ciężko. – Nie pozwolę, żeby zgraja lycanów go skrzywdziła.

Razer łypnął na mnie okiem, z wolna kiwając głową. Miałam nadzieję, że mi pomoże.


Continue Reading

You'll Also Like

827K 53.1K 34
Więź mate jest koszmarem. Ogłupia i nakazuje z kim mamy być. Lecz Lara St. John postanowiła zbuntować się i unikała tego przez bardzo długo, dzięki...
4.1K 116 23
" - Dlaczego mi nie powiedziałaś o tej ciąży?! - krzyknął rozwścieczony. - A kiedy miałam ci powiedzieć? - spojrzałam na niego ze łzami w oczach...
568K 16.1K 57
Rose-15 letnia brunetka z błekitnymi oczami. Lubiana w szkole,miła i szalona.Razem ze swoja przyjaciółką Lucy jest w stanie roznieść pół szkoły. Nie...
648K 27K 26
Amanda Wooder to miłośniczka przygód i nieustraszona, 26-letnia pani doktor. Ale czy będzie taka odważna spotykając watahę wilków podczas swojej now...