Razer

By unluckyphilosopher

91.4K 8.7K 2.4K

"Kiedy się narodził, demony wybrały jego niewinną duszę. I roztrzaskały ją w drobny mak." Lokalne wład... More

Od autora
PROLOG
Rozdział 1.1
Rozdział 1.2
Rozdział 2
Rozdział 3.1
Rozdział 3.2
Rozdział 4
Rozdział 5.1
Rozdział 5.2
Rozdział 6.1
Rozdział 6.2
Rozdział 7.1
Rozdział 7.2
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10.1
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13.1
Rozdział 13.2
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21.1
Rozdział 21.2
Rozdział 22.1
Rozdział 22.2
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25.1
Rozdział 25.2
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28.1
Rozdział 28.2
Rozdział 29
Rozdział 30.1
Rozdział 30.2
Rozdział 31.1
Rozdział 31.2
Rozdział 32
EPILOG

Rozdział 10.2

1.7K 185 52
By unluckyphilosopher

DIARA

Godziny ciągnęły się w nieskończoność. Z okien sal nie widziałam swojego samochodu i mogłam tylko trzymać kciuki za to, że kiedy skończę lekcje, Razer dalej będzie siedzieć w środku, znudzony do granic możliwości. Po powrocie do szkoły na szczęście nie spotkałam się z falą pytań „gdzie byłam", moja nieobecność praktycznie nie wywarła na nikim wrażenia. Na początku dziwiłam się taką reakcją przyjaciół, ale później wreszcie nadciągnął błogi spokój. Szkoda tylko, że nie na długo.

Bo wciąż nie mogłam przestać myśleć o tym, co powiedział mi Razer. Ojciec porozkładał w domu kamery szpiegowskie pod naszą nieobecność. Zamontował jedną w moim pokoju, a ja nieświadoma żyłabym w przeświadczeniu o swojej prywatności. Czy ojciec w ogóle zdawał sobie sprawę z tego, że byłam dorastającą dziewczyną? Wydawało mi się, że widział we mnie tylko cel, na który trzeba mieć oko. Co mogłoby się stać, gdyby nie Razer? Sama pewnie nie wpadłabym na to, że ojciec zainstalował kamery. Ba, to nawet nie przeszłoby mi przez myśl. On wcale nie chciał mnie podglądać, na pewno nie chciał. Próbował tylko znaleźć odpowiedzi na swoje pytania i sprawdzić, czy mógł mi ufać. Myślał pewnie, że sprowadzałam do domu chłopaków, jarałam trawkę i podwędzałam mu alkohol z barku.

Nie wiedziałam, co zrobić. Wydawało mi się, że jeśli wrócę do domu i zrobię awanturę, ojciec domyśli się, że coś tu jest nie tak. Ale miałam udawać, że wszystko było w porządku? Nie byłam aż tak dobrą aktorką. Tyle dobrze, że uwierzyłam Razerowi i zawróciłam samochód do szkoły. Gdyby chłopaka nie było w pobliżu, tata miałby jak na tacy, że zwyczajnie poszłam na wagary, a wtedy miałabym przewalone. Jak dotąd nie dostrzegłam w Razerze ani krzty empatii, a mimo to, jego dzisiejsza reakcja zrobiła na mnie wrażenie. Nie szczędził słów i próbował wykorzystać na mnie te swoje czary, ale ocalił mi tyłek. Przypuszczalnie robił to tylko i wyłącznie ze swojego powodu, ale skutek był, jaki był.

Ciężko było mi wysiedzieć dwie ostatnie lekcje, kiedy miałam świadomość, że Raze był tak blisko. W dodatku Liam ciągle zagadywał mnie, mówiąc na przemian o polowaniu i o sprzeczce ze swoją mamą, co dodatkowo wytrącało mnie z rytmu. Zagryzałam zęby i starałam się jednak pomóc Liamowi, szeptem doradzając mu, by nie złościł się więcej na mamę. Wszystko rozchodziło się tylko wokół tego, że kobieta umówiła się z kimś na kolację i zataiła ten fakt przed swoim synem, który poczuł się tym urażony. To musiało być dziwaczne uczucie. Sama nie wiem, jak zareagowałabym na wieść o tym, że moja matka – gdyby nie była z tatą – umówiła się na randkę i nic mi o tym nie powiedziała. Liam bardzo się o nią martwił, a w dodatku... chyba nie był gotowy na to, by w jego życiu pojawił się nowy mężczyzna. Jego rodzice od dawna byli po rozwodzie i oboje zasługiwali na to, by znów się z kimś związać, ale Liam jeszcze do tego nie dorósł.

Pomimo tego, że wolałam powiedzieć mu, aby ten dał szansę temu facetowi, z którym spotkała się jego matka, zaczęłam zwyczajnie odwodzić go od tematu. Pierwsze pół godziny tłumaczyłam mu, że każdy może się zakochać, następne piętnaście minut odwracałam jego uwagę od tematu, na który nie mogliśmy znaleźć porozumienia. Ostatnio i tak gorzej nam się rozmawiało, nie tylko o jego randkującej matce. Od pojawienia się Razera, nasza znajomość zaczęła wchodzić na sztywne tematy. Może potrzebowałam, by chłopak zachowywał się normalnie, ale on sam nagle nabrał do mnie dystansu. Ja też próbowałam od niego uciekać – a właściwie przed pytaniami – ale dopiero teraz zdawałam sobie sprawę, że nasze ówczesne gadki szmatki zmieniły się w ciche pomruki, sztuczne uśmiechy i potakiwania.

Liam nie był fałszywy. Zdarzało mu się mnie wystawić, kiedy nagle wyskakiwał mu jakiś mecz lub wyjście do swoich kumpli, by pograć w jakieś nudne gry komputerowe, ale w gruncie rzeczy Liam nigdy tak naprawdę mnie nie zawiódł. Nie był paplą jak Addison, nie był też plotkarą jak Clair i w odróżnieniu od Dom, miał choć trochę empatii. Za punkt honoru postanowiłam sobie naprawić naszą relację. Miałam świadomość tego, jak trudno będzie mi zachowywać się tak, jak dawniej, ale postanowiłam, że podejmę ryzyko. Pod koniec ostatniej lekcji oboje zaczęliśmy się rozluźniać i rozmowa zaczęła się kleić. I tak pracowaliśmy w parach, więc nauczycielka nie posyłała nam ganiących spojrzeń.

To nie trwało jednak długo. Liam wyszedł z klasy tylko na moment, chcąc pójść do toalety. Wybłagał przepustkę i zniknął za drzwiami. Nie było go jednak wystarczająco długo, bym zaczęła się martwić. Odliczałam sekundy do dzwonka, pakując nasze rzeczy. Nauczycielka zażartowała, że mój kolega z ławki pewnie zdążył się już utopić, a ja tylko zaśmiałam się w odpowiedzi. Miałam złe przeczucia. Wraz z dzwoniącym dzwonkiem wypadłam z klasy, narzucając na ramię torbę. Stanąwszy na korytarzu, natychmiast ujrzałam Razera i Liama, mierzących się spojrzeniami.

Nie pomyślałabym, że Raze jeszcze bardziej wtargnie do mojego świata, a jednak mu się udało. Szkoła była miejscem, w którym próbowałam się schronić. Skutek może i był marny, ale właśnie tam mogłam na moment odetchnąć od osoby, jaką był Razer Avery. Tymczasem on postanowił wleźć tutaj, jak gdyby nigdy nic. Stał w odległości jakiegoś metra od Liama, spoglądając na niego z wyższością i krzywym uśmiechem, który nie zwiastował nic miłego. Od razu pomyślałam o tym, że musiał bawić się jego umysłem. Nie wiedziałam, na ile stać chłopaka, ale jeśli nie chciał, by jego tajemnica się wydała, to musiałam coś zrobić.

Niewiele myślałam, stając pomiędzy nimi. Dopiero gdy spojrzałam Liamowi prosto w oczy, dostrzegłam, że posłał mi to spojrzenie typu „zawiodłem się". Zabolało mnie serce na widok jego zbolałej miny.

– Co on tutaj robi, Diaro? – Głos Liama po raz pierwszy był szorstki, kiedy wreszcie się odezwał.

Zewsząd zaczęli otaczać nas ludzie, a ja bałam się, że ktoś w końcu zwróci na nas uwagę. Razer naprawdę nie wyglądał jak uczeń tej szkoły. Może i był młody, a jego rysy twarzy były nieskazitelne, ale już na pierwszy rzut oka dało się rozpoznać, że było z nim coś nie halo.

– Tylko po mnie przyszedł – odparłam na jednym wdechu, robiąc krok w tył, w stronę Raze'a. – Będziemy się już zbierać, zgadamy się później, co ty na to?

– Nie jestem pewien, czy powinnaś z nim iść – stwierdził po chwili, wyciągając ku mnie dłoń. – Spójrz tylko na niego, Diaro. On sprowadzi na ciebie same kłopoty.

Odwróciłam się przez ramię, niemalże odruchowo. Skrzyżowałam spojrzenia z Razerem. Jego oczy wciąż były tak niesamowicie przejrzyste, a mimo możliwości użycia na mnie tych swoich czarów, on nic nie zrobił, jakby dawał mi wybór. Z powrotem skierowałam uwagę na Liama, patrzącego na mnie wyczekująco.

– To dobry chłopak, Liam – skłamałam mu prosto w oczy, czując, jak moje dłonie zaczynały się pocić. – Nie sprowadzi na mnie żadnych kłopotów.

– Skąd możesz to wiedzieć? Od jak dawna go znasz, co? Nic o nim nie wiesz! – kontynuował, rzucając oskarżeniami w Razera, który naparł na moje plecy, próbując mnie wyminąć.

W ostatniej chwili złapałam go za rękę. Dotychczas ograniczałam kontakt z jego dziwaczną skórą, która aż raziła mnie chłodem, ale zagryzłam szczękę i starałam się nie puścić jego dłoni.

– Liam, proszę cię – rzuciłam, trudząc się, by zabrzmieć przekonywująco. – Nie znasz Razera i nic o nim nie wiesz. Nie mów mi, z kim mam się spotykać, jeśli nie dajesz mu nawet szansy. Spodziewałam się po tobie czegoś więcej.

Chłopak otworzył szeroko usta. Chciał coś powiedzieć, ale chyba zabrakło mu słów. Albo to Razer robił mu krzywdę. Inaczej chyba nie mogłam nazwać tego, co robił. Jego lodowata dłoń parzyła mnie do tego stopnia, że całe moje ciało oblały dreszcze. Nie wytrzymałam ani chwili dłużej, puściłam jego dłoń, nadal niepewna, czy Razer przypadkiem nie rzuci się na Liama.

– Zachowujesz się, jak w gimnazjum – uznał nagle blondyn, rzucając mi oskarżające spojrzenie. – Diara, przejrzyj na oczy. Czego on w ogóle od ciebie chce?

Gdzieś w sercu poczułam narastającą potrzebę powiedzenia Liamowi prawdy. Nie byłam Diarą za czasów gimnazjum i Razer nie mógł mnie zmienić. Nigdy nie miałam większych tajemnic przed swoim przyjacielem i w głowie wciąż układałam scenariusze naszej rozmowy, podczas której mówię mu prawdę. Wszystko miało chyba zostać jedynie w mojej wyobraźni, bo chcąc się odezwać, oczywiście z zamiarem naprowadzenia Liama na inny tor, poczułam, że znów nie panuję nad myślami. Moja głowa zrobiła się cięższa, niż zwykle, a wszystko przysłoniło się nagle mieszaniną słów, które nie należały do mnie.

– Nie mam czasu na tłumaczenie ci w kółko, że Razer to tylko mój znajomy – powiedziałam, tym razem oschle, robiąc krok w tył. – Jeśli choć trochę mi ufasz, pokaż mi to.

Odwróciłam się przez ramię tak gwałtownie, że prawie wpadłam na Raze'a, ale to mnie nie powstrzymało. Bez słowa wyminęłam chłopaka i powędrowałam do swojej szafki. Moje automatyczne ruchy przestały być przez niego kontrolowane, ale nadal czułam się dziwnie. Nie potrafiłam porównać tego uczucia. Było... och, było niczym drzazga! Wbijała się w mój palec, a kiedy wreszcie udało mi się jej pozbyć, nadal miałam przeczucie, że wciąż tam była. Co najgorsze – to dziwne uczucie dostatecznie mocno blokowało moje własne uczucia. Robiło to z taką mocą, że wydawałam się zdrętwiała. Nie do końca potrafiłam rozpoznać moment, w którym wypadłam ze szkoły, w biegu zakładając kurtkę. Wymijałam uczniów jak szalona, a za mną szedł Razer. Pomyślałabym, że go zgubiłam, gdyby nie to, że czułam na sobie jego pretensjonalny wzrok. Ledwo trzymałam nerwy na wodzy, kiedy wsiadałam do samochodu, czekając, aż chłopak zrobi to samo.

Miałam ochotę rzucić się na niego z pazurami, gdyby nie to, że powstrzymałby mnie, nim w ogóle wykonałabym jakikolwiek ruch. Zamiast wyobrażania sobie, jak robiłam mu krzywdę, złapałam za kierownicę i ścisnęłam ją najmocniej, jak potrafiłam.

– Po co tam przyszedłeś? Kazałam ci czekać w samochodzie, czy nie wyraziłam się dostatecznie jasno?! – Usłyszałam swój własny, zdenerwowany głos dopiero chwilę po tym, jak wypowiedziałam te słowa. – Dlaczego wszystko komplikujesz? Jeszcze ci mało, Raze?

– Nudziło mi się – odparł, wzruszając ramionami od niechcenia.

– Naprawdę? I tylko dlatego postanowiłeś wdać się w pogawędkę z moim przyjacielem? Czy ty... Boże, czy ty w ogóle myślisz?

Wsunęłam kluczyki do stacyjki i przekręciłam je. Kiedy silnik ruszył, natychmiast wrzuciłam bieg i wyjechałam z parkingu tak szybko, jak tylko się dało. Razer mruczał coś pod nosem, ale nie potrafiłam wyłapać żadnego konkretnego słowa. Brzmiał tak, jakby mamrotał w innym języku.

– Powiesz coś po angielsku? – zaczepiłam go ponownie, próbując jakoś zmusić go do rozmowy. – Raze, wiesz, co to znaczy współpraca?

Spojrzałam na niego przelotnie, ale i tak zauważyłam, jak pokręcił przecząco głową. Wyglądał na zawstydzonego, jednak nie potrafiłam rozpoznać, czy rzeczywiście właśnie tak się czuł. Może tylko udawał, żeby wzbudzić moją litość.

– Współpraca oznacza, że robimy coś razem. Przyświeca nam jeden cel i do niego dążymy albo pomagamy sobie w osiągnięciu naszych zamiarów. Nie robimy sobie na złość i nie próbujemy zwrócić przeciwko komuś całego miasta – wytłumaczyłam w miarę spokojnie. – Sam powiedziałeś, że pomożesz mi, jeśli ja pomogę tobie. Ale nie możesz robić czegoś takiego, Raze. To sprawia ci jakąś chorą przyjemność czy coś?

– Nie przesadzaj, nic takiego się nie stało – uznał, wreszcie zabierając głos.

– Nic? Rozmawiałeś z Liamem, to się stało. Wybacz, ale mam przeczucie, że to nie wróży niczego dobrego. Liam to mój przyjaciel, Razer. Zawsze byliśmy blisko, a odkąd się pojawiłeś...

– Tak, wszystko komplikuję, już to słyszałem.

Wrzuciłam kierunkowskaz, skręcając w stronę centrum. Na pierwszy rzut oka zauważyłam, że Razer całe się spiął, rozglądając się po okolicy. Znał już drogę od mojej szkoły do domu, ale w tych rejonach pewnie nigdy nie był. Sięgnęłam do kieszeni kurtki, wyciągając z niej portfelik. Miałam nadzieję, że mam przy sobie trochę pieniędzy, bo musiałam zajrzeć do najbliższej apteki. Zamierzałam kupić najtańszy termometr i skorzystać z aparatu do mierzenia ciśnienia. Pomimo złości na Razera, musiałam dowiedzieć się, co sprawiało, że jego skóra była tak lodowata. W domu nie miałam aparatu, a termometru ani razu nie zauważyłam w naszej apteczne. Nie miałam zielonego pojęcia, gdzie miałabym go znaleźć, a tym bardziej nie zamierzałam nikogo o to pytać. Na szczęście na wydatek z rzędu pięciu dolarów byłam przygotowana.

Raze długo milczał, przyglądając się miasteczku za szybą. Ograniczenie prędkości i lekko oszroniona jezdnia sprawiały, że jechaliśmy dość wolno. Niektóre uliczki były całkowicie puste, auta stały na chodnikach, a ludzie wymijali je, chodząc tam i z powrotem. Po tym, jak napłynął do nas cieplejszy prąd, Riverton na nowo odżyło. Śnieg dalej zalegał, a temperatura utrzymywała się na dziesięciu stopniach poniżej zera, ale mieszkańcy wreszcie wyściubili nosy z domów i przestałam mieć wrażenie, że mieszkam w mieście duchów. Pokonując progi zwalniające, rozglądałam się na boki, szukając jakiegoś miejsca parkingowego. Razer nie odzywał się, ale patrzył na mnie uważnie.

– Co tutaj robimy?

– Musimy coś sprawdzić – odpowiedziałam zdawkowo, nie mając ochoty na tłumaczenie mu wszystkiego po kolei.

Najbliższe miejsce parkingowe znajdowało się niedaleko cukierni. Wyskoczyłam z samochodu i pośpieszyłam Razera, natychmiast udając się w kierunku apteki, znajdującej się kilka sklepów dalej. W Riverton każdy znał każdego, a moja paranoja podpowiadała mi, że przywiezienie Razera do cywilizacji było błędem, ale nie widziałam innej opcji. Chłopak szedł za mną, trzymając ręce w kieszeniach. Ciągle rozglądał się po uliczce, błądząc gdzieś wzrokiem. Moje miasteczko było zdecydowanie przyjemniejsze latem, ale miałam nadzieję, że do tego czasu on stąd zniknie i nigdy więcej się tutaj nie pojawi.

Pchnęłam drzwi apteki i od drzwi nakleiłam na usta szeroki uśmiech, witając się z aptekarką – miłą, dość młodą babką – która chyba jeszcze nie orientowała się w tym, że już powinna wymyślać na nasz temat ploteczki. Razer nawet nie burknął niczego na przywitanie, więc posłałam mu tylko karcące spojrzenie. Życie w świecie, do którego należałam, wymagało czasem grania. Na tym polegała cała zabawa. Było ci smutno – uśmiechałeś się. Chciałeś płakać – śmiałeś się z żartu. Nie miałeś ochoty witać się z aptekarką – zabawiałeś ją rozmową i uśmiechem. Jeśli Razer choć trochę chciał odzyskać część ludzkiej duszy, musiał o tym pamiętać. Ja nadal zapominałam o tym, że w jego żyłach nie płynęła ludzka krew, a jego umysł napędzany jest zwierzęcymi instynktami. Wracając do rzeczywistości, poprosiłam kobietę o najtańszy termometr, jaki miała, a także upewniłam się, czy możemy skorzystać z aparatu do mierzenia ciśnienia. Ochoczo zaprosiła nas do stołu, przy którym się znajdował, a nawet zaoferowała swoją pomoc, ale grzecznie odmówiłam, nie chcąc, by przypadkiem dojrzała na wyświetlaczu wynik, którego nie powinno tam być.

Gdybym miała dostęp do jakiegoś laboratorium albo przynajmniej miała mikroskop na własność, mogłabym przebadać próbkę śliny Razera! Mogłam to zrobić w szkole, ale musiałabym się gęsto tłumaczyć naszej chemiczce, dlaczego chcę skorzystać z jej sprzętu, a gdyby ktoś dowiedział się o tym, co przyniosłam, panika szybko mogłaby się tam rozprzestrzenić.

Zaciągnęłam Razera do stolika i kazałam mu usiąść. Na moje kolejne polecenie ściągnął bluzę, zostając w samej koszulce, która nosiła dziwne plamy. Nie widziałam, by nosił jakieś inne ubrania. Zanotowałam sobie w pamięci, by dać mu jakieś stare ciuchy taty, których i tak już nie nosił. Sprawnie nasunęłam rękaw na ramię chłopaka i ostrzegłam go, że materiał zacznie wypełniać się powietrzem. Byłam pewna, że nigdy wcześniej nikt nie mierzył mu ciśnienia, a nie chciałam, by ten spanikował. Kiwnął głową i posłusznie siedział nieruchomo, oddychając spokojnie. Przycisnęłam jeden z guzików, a kiedy aparat zaczął napompowywać rękaw, zajęłam się odpakowywaniem termometru. Kosztował mnie całe cztery dolary, oby nie był zwykłym szajsem.

– Co to robi? – Usłyszawszy głos Raze'a, podniosłam na niego wzrok. Wskazywał na aparat.

– Cicho, nie mów – skarciłam go. – To mierzy twoje ciśnienie i puls.

Aparat napompował się do końca, a po chwili powietrze uszło z niego. Na ekranie wyświetliły się liczby, a także napis „błąd". Zmarszczyłam brwi, odczytując wynik. Dziewięćdziesiąt na siedemdziesiąt przy pulsie sto dwadzieścia pięć, podczas kiedy ten chłopak tylko siedział. Oniemiała patrzyłam na ekran, a w głowie przelatywało mi mnóstwo medycznych faktów, których nauczyłam się w szkole. To zdecydowanie było zbyt niskie ciśnienie, nawet jak na psa. A puls? Dlaczego był tak wysoki? Obawiałam się, że w tej kombinacji Razer już dawno powinien nie żyć. Przez ramię zerknęłam na aptekarkę, która, chociaż nam się nie przyglądała, nie powinna przypadkiem podsłuchać tego, o czym miałam zamiar mówić.

– Idź prosto do samochodu, dobrze? – Schyliłam się minimalnie, by spojrzeć w oczy chłopaka. – Nie ruszaj się stamtąd, zaraz przyjdę.

Raze miał oczy szczeniaka, kiedy się mnie słuchał. I tym razem mi go przypominał, kiedy ponownie kiwnął głową, pomógł mi ściągnąć rękaw, ubrał bluzę i wyszedł z apteki, oczywiście się nie żegnając. Chciałam kupić jeszcze kilka rzeczy. Przede wszystkim nowy bandaż, gumowe rękawiczki i strzykawkę jednorazową. Kobieta nie zadawała żadnych pytań, tylko grzecznie mnie obsłużyła i życzyła miłego dnia, kiedy wychodziłam z apteki. Mój wzrok powędrował do jeepa, stojącego na parkingu, ale nie widziałam przy nim Razera. Miał tam na mnie czekać!

Zaczęłam rozglądać się gorączkowo, szukając gdzieś tego wyrośniętego kundla. W chwili, kiedy w końcu go namierzyłam, chłopak pociągnął za drzwi jednego ze sklepów. Co najgorsze – wchodził właśnie do cukierni mojej ciotki. Rzuciłam się biegiem, pędząc wraz z niewielką reklamówką, która obijała mi się o nogi. Wpadłam tam tuż za nim, ostentacyjnie zwracając uwagę ciotki, która zdziwiła się moim widokiem. Na moment kompletnie mnie zatkało.

– Cześć.

– Co cię tu sprowadza, Diaro? Twojej mamy jeszcze nie ma – poinformowała mnie, na szczęście myśląc, że po prostu szukałam jej siostry.

– Yhm, ja tylko... – Wskazałam dłonią na Razera, który gapił się na mnie. – Przyszłam pokazać znajomemu twoją cukiernię. Opowiadałam mu o waszych pysznościach, masz jeszcze moje ulubione ciastka, prawda?

Ciocia roześmiała się serdecznie, tym samym sprawiając, że kamień spadł mi z serca. Jej blond włosy – farbowane, naturalnie była szatynką – zakołysały wokół jej szczupłej twarzy, kiedy kobieta śmiała się. Veronica Wheeler nie różniła się niczym od swojej córki i mojej matki. Wszystkie były do siebie podobne, szczególnie z twarzy. Czasami czułam się jak wyrzutek, widząc, że moje rysy twarzy różniły się od rys twarzy mamy, a nawet mojego ojca. Miałam coś po nich, ale to Addison bardziej przypominała córkę mojej mamy, niż ja sama.

Veronica gestem dłoni wskazała mi, bym podeszła bliżej. Zostawiłam Razera przy drzwiach, w myślach już wymyślając, jak się na nim zemścić. Ciotka chwyciła za papierową torebkę i zaczęła wrzucać do niej maślane ciasteczka z orzeszkami ziemnymi, oblanymi mleczną czekoladą. Uwielbiałam je do tego stopnia, że ciocia dawała mi je za darmo. Pieczenie sprawiało jej przyjemność, odkąd tylko pamiętałam, a ja uwielbiałam jeść jej wypieki. Oczywiście mama czasem upominała swoją siostrę, by nie dawała mnie i Owenowi tylu słodyczy, ale Veronica zawsze coś dla nas przemycała.

– Przystojny ten twój znajomy – skomentowała szeptem, posyłając mi perskie oko. – To ktoś z twojej szkoły?

– Można tak powiedzieć, chodzimy razem na kreatywne pisanie – powtórzyłam swoje kłamstwo. Musiałam jakoś zejść z tematu, więc prędko wskazałam na ekspres do kawy. – Mogę liczyć na małe latte?

– Nie musisz prosić dwa razy. Twój kolega też chce?

– On nie lubi kofeiny, jest dziwny – odparłam z uśmiechem, obracając wszystko w żart.

Ciotka podała mi ciasteczka, biorąc się za robienie dla mnie kawy. Nie zamierzałam wchodzić do cukierni. Nie zamierzałam pod nią nawet parkować! Ale skąd miałam wiedzieć, że Razer wpadnie do niej, jak do obory? Musiałam jakoś uratować sytuację. Kiedy ja stresowałam się kolejnymi pytaniami, które mogły nadejść, Raze stał w miejscu, wyglądając przez okno i udając, że nas nie podsłuchiwał.

– Jesteś już po lekcjach, prawda? Addison pojechała prosto do domu czy do Clair? – kontynuowała rozmowę ciotka, bawiąc się pokrywką plastikowego kubka.

– Pojechała prosto do domu.

– To dobrze – westchnęła, jakby ze zmęczenia – bo ostatnio ciągle do niej jeździła i wracała po nocach. Lubię Clair, ale musi zrozumieć, by nie zapraszać Addison do siebie w trakcie dni szkolnych.

Pokiwałam głową, udając, że sprawa Addison mnie obchodziła. Nie obchodziła. Kuzynka i tak robiła, co chciała, to ja musiałam się wiecznie pilnować i ciotka doskonale o tym wiedziała. Zdawała sobie sprawę, że gdybym ja została u Clair tak długo, rodzice chyba by mnie wydziedziczyli, a wcześniej wysłali po mnie cały sztab radiowozów.

– Proszę bardzo, na koszt firmy. – Na ladzie pojawiła się moja latte, po którą natychmiast sięgnęłam. – Twój kolega wydaje się fajny, ale jest strasznie małomówny.

– Jest bardzo nieśmiały, musisz mu wybaczyć – usprawiedliwiłam go. – Muszę już lecieć, mam odwieźć go do domu. Do zobaczenia!

– Trzymaj się, Diaro!

Kamień z serca, kamień z serca, kamień z serca. Wyszliśmy z cukierni i powędrowaliśmy prosto do samochodu. Odstawiłam kawę na dach jeepa, a torebką z ciasteczkami cisnęłam w Razera, który złapał je w ostatniej chwili.

– Zgłupiałeś?! – Teatralnie złapałam się za głowę. – Której części „idź do auta i nie ruszaj się" nie rozumiesz?!

– Ej, nie krzycz na mnie, okej? – Sięgnął do torebki, wyciągając z niej jedno ciasteczko, któremu dokładnie się przyjrzał. – Co to?

– Coś, czego nie powinieneś jeść, bo zachowałeś się jak kompletny idiota. W moim świecie działamy na moich zasadach, rozumiesz? Więc skoro mówię, żebyś się nie ruszał, to się nie ruszasz. I nie patrz tak na mnie, umówiliśmy się, żadnych więcej manipulacji!

Karciłam go, wymachując rękoma. Na szczęście mówiłam na tyle cicho, że nikt w promieniu kilkunastu metrów nie miał prawa mnie usłyszeć. Razer przewrócił oczami i pociągnął za klamkę, dając mi do zrozumienia, że chce wsiąść do środka. Otworzyłam samochód i razem z nim wsunęłam się na siedzenie, sięgając do swojej reklamówki po termometr, który kupiłam.

– A to co? – zapytał po raz kolejny.

– Termometr. Mierzy się nim temperaturę. Wiesz, jak robi się to u psów? – Posłałam mu najbardziej wymowne spojrzenie, na jakie było mnie stać. Po raz kolejny tego dnia byłam na niego wściekła. – Włóż go pod język i nie waż się odezwać.

Znów czekałam na wynik najbardziej amatorskiego badania, na jakie było mnie stać. W pamięci wciąż miałam dziwaczny wynik jego ciśnienia i pulsu. Odważyłam się wyciągnąć rękę, by samodzielnie zmierzyć mu tętno, ale jego skóra była zbyt nieprzyjemna w dotyku, więc szybko zrezygnowałam.

– Nie rozumiem, o co z tym chodzi. Dlaczego jesteś tak lodowaty, że to aż boli? – zapytałam wreszcie, zadając mu pytanie, które od dawna chodziło mi po głowie. – Nie odpowiadaj od razu, najpierw zaczekaj, aż termometr zacznie piszczeć.

Wymruczał coś z zamkniętymi oczami. Patrzyłam na niego, a on patrzył na mnie. Hipnotyzujące spojrzenie kusiło, ale mimo to ich czar nie działa. Względem jego oczu także miałam dość istotne pytanie. Czekając tak, opierałam się o zagłówek i śledziłam wzrokiem każdy detal jego twarzy. Największą uwagę skupiałam na spierzchniętych ustach, w których trzymał termometr. One jedyne wyglądały na nieidealne, cała reszta była bez skazy. Urządzenie wreszcie wydało kilka piśnięć, więc pozwoliłam sobie wyciągnąć termometr z jego ust.

– Trzydzieści dwa i sześć. – Moje oczy musiały przybrać wielkość spodków. – Jak to możliwe, że w ogóle żyjesz? Przecież to hipotermia!

– Hipo-co? – Nie zrozumiał.

– Wyziębienie organizmu. To dlatego masz tak lodowatą skórę?

– Mam tak od zawsze.

– Ale dlaczego? – ciągnęłam, zmuszając się do dotknięcia jego czoła. Czy był jakikolwiek kawałek jego skóry, który był w książkowej temperaturze?

– Nie wiem. – Wzdrygnął się lekko, kiedy go dotykałam. – Może to jakaś reakcja obronna, nie pamiętam, by ktokolwiek mi to wyjaśniał. Mogę zapytać, co zrobisz, kiedy wrócisz do domu?

Nie odpowiedziałam od razu. Zrobiłam to dopiero wtedy, gdy włączyłam silnik i wrzuciłam bieg.

– Będę udawać, że wszystko jest w porządku – powiedziałam wreszcie, ruszając w drogę do domu.

Coś zastukało w samochodzie, ale w sprawnie wyjechałam z miejsca parkingowego i wjechałam na główną ulicę. Sięgnęłam do włącznika radia. Byłam ciekawa, jak zareaguje Razer, kiedy usłyszy to, co nadawano w lokalnych wiadomościach. W końcu nadal mówiono o polowaniu na pumę. Nie odważyłam się zapytać chłopaka, czy był z siebie dumny, od razu założyłam, że tak było. I nadal nie mogłam tego zaakceptować.

Raze zaczął się śmiać. Śmiech nie przypominał chichotu, ale był na tyle sugestywny, że obróciłam ku niemu głowę, unosząc wysoko brwi. Chłopak przygryzł lekko spękane wargi, palcem wskazując na coś po mojej lewej. Chwilę zajęło mu zrozumienie, na co powinnam była patrzeć.

– Moja kawa! – jęknęłam, gwałtownie zatrzymując samochód, aż opony groźnie zasyczały. Wyskoczyłam na zewnątrz, ale jedyne, co pozostało po moim latte, to zacieki na karoserii i przewrócony kubek na dachu, który jakimś cudem nie spadł, trzymając się w szynie. – To twoja wina! – krzyknęłam na chłopaka, wsiadając z powrotem do środka.

– Nie ja zostawiłem to coś na dachu – wyparł się, zapinając pasy. Zaskoczył mnie tym, ale nie odważyłam się odezwać.

– Świetnie – sapnęłam zirytowana, wiedząc, że będę musiała poświęcić trochę czasu na doprowadzenie samochodu do normalnego stanu. Teraz jednak musiałam jechać przez pół miasta z plamami po kawie. – Naprawdę miałam na nią ochotę.

– Ściągnij kamery i pokaż je matce. Ona na pewno jakoś cię zrozumie – wrócił do poprzedniego tematu, a jego głos zrobił się poważniejszy.

– Jakoś mnie zrozumie?

– Pomogę ci, jeśli tego nie zrobi.

– Nie, nie – rzuciłam natychmiast, ponownie odpalając samochód. – Dziwię się, że to powiedziałeś. Masz rację, ściągnę kamery i pokażę je mamie. Ale nie zrobię tego od razu. Jeśli tata założył je po to, by upewnić się, że jestem grzeczną córeczką, to ją dostanie.

– A jeżeli nie jesteś grzeczną córeczką?

Nie zareagowałam.

Continue Reading

You'll Also Like

227K 10.5K 21
- Ta Więź to jakaś głupota. - Może i tak, ale nie wmawiaj mi, że skrycie nie pragniesz, abym w końcu wziął cię i wgryzł się w twoją skórę. Powiedz, ż...
212K 7.7K 99
- Ilithyio zostań - prosi mnie, albo rozkazuje, z nim to nigdy nic nie wiadomo. Staje przed drzwiami i odwracam się w jego stronę. - Żebyś jutro kaza...
4.1K 116 23
" - Dlaczego mi nie powiedziałaś o tej ciąży?! - krzyknął rozwścieczony. - A kiedy miałam ci powiedzieć? - spojrzałam na niego ze łzami w oczach...
827K 53.1K 34
Więź mate jest koszmarem. Ogłupia i nakazuje z kim mamy być. Lecz Lara St. John postanowiła zbuntować się i unikała tego przez bardzo długo, dzięki...