22. Ludzie widzą to, co chcą widzieć [3/7]

33 3 2
                                    

[Peter]

Podczas późnego śniadania następnego dnia Ala wygląda jak kupka nieszczęścia. Apatycznie grzebie w talerzu, niby pogrążona w rozmowie z naszym fizjoterapeutą, ale znam ją na tyle dobrze, by wiedzieć, że nie spała najlepiej.

I zmiana czasu nie ma tu zbyt wiele do rzeczy.

Być może moje wczorajsze słowa były dość ostre, ale nie mogę znieść tej ciągłej niepewności. Ostatnim razem, miałem wrażenie, że idziemy w dobrą stronę, Alicja nagle wycofała się niczym spłoszone zwierzątko. Od kilku tygodni, kiedy jestem już niemal pewien, że między nami jest już wszystko w porządku, nagle okazuje się, że tak wcale nie jest.

Ewidentnie jest coś, o czym boi się mi powiedzieć. Ale im dłużej z tym zwleka, tym gorsze scenariusze pojawiają się w mojej głowie. Do tego stopnia, że tydzień temu byłem skłonny uwierzyć, że naprawdę ma za sobą nieudane małżeństwo. A to tylko wierzchołek góry lodowej, na którą składają się moje zbudowane na niepewności domysły.

Nie chcę na siłę zmuszać ją do zwierzeń, ale chcę, by mi ufała, by...

By czuła się przy mnie bezpiecznie.

- Kończ tę owsiankę, braciszku, nie mamy całego dnia. - Domen szturcha mnie w ramię, pakując sobie do ust pomidorka koktajlowego. - Ho hy tahy zamyhlony, he? - mamrocze z pełnymi ustami.

- Po prostu koncentruję się przed konkursem, mam problem z aklimatyzacją - przyznaję się, kątem oka dostrzegając, jak Ala odwraca wzrok. - I w sumie nie wiem, czy to aby na pewno jest owsianka - dodaję, patrząc z powątpiewaniem na kleistą maź na swojej łyżce.

Rezygnuję z reszty posiłku i idę do pokoju, który standardowo dzielę z Tepesem. Jest to oczywiście równoznaczne z tym, że mój kolega już króluje w łazience, racząc mnie i resztę hotelu swoim wątpliwej jakości wokalem.

- Pośpiesz się, musimy na skocznię jechać! - przekrzykuję szum wody i na szczęście już po chwili mój współlokator wychodzi.

- Trzeba było tak długo nie medytować nad tą papką - wytyka mi. - Coś ty taki nie w sosie dziś? - Przygląda mi się podejrzliwie, kiedy wrzucam rzeczy do torby.

- Azja mi po prostu nie służy - ucinam i znikam za drzwiami łazienki.

Całą drogę na skocznię zmuszam się, by nie patrzeć w stronę Alicji. Sama mi to ułatwia, siadając na jego drugim końcu wraz z Nejcem i konwersując z nim cicho. Potem skupiam się na rozgrzewce i serii próbnej, wyrzucam ją więc z głowy. W zeszłym sezonie musiałem nauczyć się oddzielać sprawy sportowe od prywatnych. Choć po odejściu Katji całą swoją frustrację przekułem na trening, to ostatecznie te złe emocje miały na mnie destrukcyjny wpływ. Nie mogę pozwolić, by to się jeszcze kiedykolwiek powtórzyło.

Dlatego też, kiedy podczas pierwszej serii przychodzi na mnie kolej, by zasiąść na belce jestem w pełni skoncentrowany. Nie liczy się dla mnie nic więcej, niż stabilny najazd, mocne, trafione odbicie i doskonała sylwetka w locie. Locie, który trwa i trwa, bo Okuyarama to skocznia, której profil bardzo dobrze pasuje do mojego stylu. Nogi więc z trudem przyjmują obciążenie, jakim obarczone jest lądowanie za punktem HS i telemark wychodzi mi nieco koślawy.

O dziwo, ta odległość nie wystarcza mi na objęcie prowadzenia. O włos wyprzedza mnie Kot, który w ostatnich konkursach przegonił już w generalce Kamila, a i do Klemensa niewiele mu brakuje.

Z ciekawości zerkam na tabelę wyników, jednak nie ma tam nic, co mogłoby mnie zaskoczyć. W dziesiątce zauważam Cene i Tepesa, Nejc jest trzynasty, Domen piętnasty, a Semenic dwudziesty szósty. Jeśli chodzi o czołówkę, to do Kota tracę punkt, a pomiędzy mną i trzecim Freitagiem jest spora przerwa. Obracam się, by pogratulować Maćkowi dobrego wyniku, ten jednak zajęty jest rozmową z Alicją. Przyglądam się im przez moment, nim Domen nie przerywa im bezpardonowo tej wymiany zdań, odciągając Alicję na bok. Podchodzę więc do polskiego zawodnika i wymieniam z nim kilka słów, nim trener woła mnie na rozgrzewkę.

Odchodzę, bo kochamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz