27. Każda zmiana to proces [2/5]

28 3 0
                                    


[Peter]

Ala prosiła, żeby nie dzwonić do niej po kwalifikacjach, bo jest bardzo zmęczona i idzie spać, ale dzwonię do niej przed sobotnim konkursem drużynowym.

- Wyspana? - pytam, gdy odbiera.

- Mhm, miałam dużo miejsca w łóżku. Za dużo - dodaje po chwili namysłu.

- A ja w pokoju chrapiącego Tepesa - podbijam stawkę, nie mogąc opanować uśmiechu wypływającego na moją twarz. Nie widzieliśmy się ledwie dwa dni, a już stęskniłem się za jej głosem.

Chyba nie ma już dla mnie ratunku.

- Kto dziś skacze? - pyta, kończąc pytanie ziewnięciem.

- Taki sam skład jak na Igrzyskach. Chyba się jednak nie wyspałaś - zauważam.

- Mówiłam ci, miałam za dużo miejsca.

- Tobie to się jednak nie da dogodzić - wzdycham. - Jak wrócę, pomogę rozpakować ci do końca te ostatnie pudła, dobrze?

- Aha. Powiedz mi tylko - zielona szczoteczka jest moja czy twoja?

- Moja, twoja jest niebieska - odpowiadam po chwili wahania.

- Dobra, bo nie byłam pewna... Czy ty nie powinieneś iść właśnie na serię próbną? - zauważa, a ja zerkam na zegarek i klnę pod nosem.

- Cholera, faktycznie. Zadzwonię potem, kocham cię - rozłączam się, gdy tylko odpowiada mi tym samym i przebieram się szybko, a następnie idę do serwisanta po moje narty.

- Zejdź na ziemię, Peter - upomina mnie, podając mi sprzęt. - Właśnie miałem po ciebie dzwonić.

- Dzięki. Jak poszło Cene?

- Dobrze, teraz jesteśmy na trzecim miejscu.

Nieco zasapany docieram na górę i rozglądam się. Zdaje się, że inne ekipy postawiły podobnie jak i my na składy z Igrzysk, bo nie widzę wielkich zmian w towarzystwie. Po co zresztą zmieniać coś, co sprawdza się doskonale?

Jest również Klemens. Może nie powinno mnie to interesować, ale ciekaw jestem jak będzie się prezentować jego forma po Igrzyskach. Mimo znacznego spadku w klasyfikacji generalnej, różnice są na tyle niewielkie, że wciąż liczy się w grze o Kryształową Kulę.

Później siadam na belce i nie zaprzątam sobie głowy tym wszystkim. Liczy się tylko ten skok, to ważna umiejętność, by oddzielić to co istotne w danej chwili od tego, co nas jedynie rozprasza.

Umiejętność, którą Alicja stara się wraz z nami doprowadzić do perfekcji.

Skok jest dobry, nawet bardzo, biorąc pod uwagę, że warunki trafiły mi się fatalne. Starcza na utrzymanie trzeciego miejsca, tuż za Polską, do której odrobiłem kilka punktów, po średnim występie Klemensa. W tych warunkach jednak dotarcie do punktu K jest sukcesem, nic więc dziwnego, że pod czas przerwy między seriami jury podejmuje różne kroki, by konkurs odbył się w odrobinę bardziej sprawiedliwy sposób niż dotychczas. Prowadzą niespodziewanie Austriacy po fantastycznym skoku Hayboecka, nam pozostaje tylko ich gonić, bo różnica punktowa jest niewielka.

Dezman rozmawia przez krótkofalówkę z trenerem i zatrzymuje mnie, gdy go mijam.

- Janus kazał mi pogadać z Alicją - mówi, a trzaski dochodzące z urządzenia potwierdzają jego słowa.

- To do niej zadzwoń. - Marszczę brwi.

- Nie odbiera, ty spróbuj - prosi Nejc, a ja z podejrzliwą miną sięgam po telefon i wybieram numer. Kiedy po pięciu sygnałach nadal nie ma odpowiedzi zaczynam się martwić.

To faktycznie dziwne, że Ala nie odbiera, skoro obiecała być pod telefonem.

- Może coś jej się stało? - martwi się Cene, dołączając do nas.

- Nawet tak nie mów!

- To dlaczego nie odbiera? - pyta, ale w tym momencie Alicja oddzwania.

- Wyszłam na pięć minut do łazienki, a wy wydzwaniacie, jakby co najmniej jakaś katastrofa naturalna miała miejsce w tej Finlandii! - prycha, nim zdążam się odezwać. - Daj mi Nejca, mam z nim do porozmawiania.

- Martwiłem się - zauważam nieco urażony jej niefrasobliwością, jednak posłusznie przekazuję telefon Dezmanowi, który odchodzi na kilka kroków i rozmawia dłuższą chwilę z Alicją.

- Na Mistrzostwa Świata w Lotach bierzemy ją ze sobą, co nie? - pyta Cene, przyglądając się temu wraz ze mną.

- Mhm - mruczę nie odrywając wzroku od kolegi z moim telefonem. - Jeszcze kilka dni musimy bez niej wytrzymać.

- Masakra - wzdycha mój brat. - Tak przez telefon to nie robota... Jak myśmy sobie bez niej radzili wcześniej?

- Nie tęskni się za czymś, czego się nie zna - odpowiadam, a Nejc wraca i przekazuje mi telefon.

- Ala? Jesteś tam jeszcze? - pytam z nadzieją.

- Jestem, jestem. I, po pierwsze, wygoń swojego brata na wyciąg, bo za pięć minut zaczyna się seria finałowa, a po drugie, muszę pogadać jeszcze z Tepesem - mówi jednym ciągiem, a ja wzdycham odnajduję wzrokiem kolegę z drużyny.

- A ja?

- Ty masz jeszcze czas. Jak z dziećmi, normalnie - wdycha, a ja oddaję telefon Jurijowi, który w końcu łaskawie do nas dołącza, a Cene przypomina sobie o drugiej serii i w panice zaczyna zbierać swoje rzeczy.

Faktycznie, z nami rzeczywiście trochę jak z dziećmi.

Kiedy Tepes oddaje mi telefon, okazuje się, że naprawdę nie mam już wiele czasu, zamieniam z nią więc zaledwie dwa czy trzy słowa i muszę się pożegnać. Zapewnia mnie jeszcze, że porozmawiamy wieczorem, a ja rozłączam się i pędzę na wyciąg. Niedobrze byłoby się spóźnić.

Mimo dobrych skoków, nie udaje nam się poprawić swojej pozycji i zawody kończymy ostatecznie na trzecim miejscu, za Austrią i Polską. Nie przejmujemy się tym jednak, bo warunki były trudne, a nasze skoki dobre, choć zawsze przecież jet coś co można poprawić.

Bycie na szczycie nie jest czymś statycznym. To ciągła walka, ciągła praca. To raczej proces, a nie stan. Dlatego tak bardzo podziwia się sportowców, którzy są w stanie utrzymać się na szczycie tak długo, a nawet potrafią na niego powrócić mimo przeciwności losu. A obok wytrwałej pracy i ciężkiego treningu potrzebny jest ten pierwiastek wielkości.

Gdy docieramy do hotelu jest już późno, więc niemal od razu idę spać, bo rano czeka mnie konkurs indywidualny, a wieczorem jedziemy już do Trondheim. Końcówka sezonu to zawsze jeden wielki maraton, a w tym roku pod sam koniec zafundowano nam jeszcze Mistrzostwa Świata w Lotach. I choć uwielbiam latać, to z nadzieją wypatruję końca sezonu i zasłużonego odpoczynku.

Kiedy Jurij, z którym dzielę jak zwykle pokój znika pod prysznicem, sięgam jeszcze po telefon i dzwonię do Alicji.

- Idź spać, Peter.

- Liczyłem na coś w stylu "dobry wieczór", nie mówiąc o tym, że miałaś zadzwonić - zauważam.

- Przecież dopiero wróciłeś do hotelu, musisz odpocząć - odpowiada. - Nie chcę ci zawracać głowy przed jutrzejszym konkursem. Będzie jeszcze czas na rozmowy, spokojnie.

- Chciałem ci tylko powiedzieć dobranoc - mówię z uśmiechem.

- A więc dobranoc, Peter.

- Dobranoc, Ala - odpowiadam i rozłączam się.

Zasypiam jeszcze przed powrotem Tepesa z łazienki.

Odchodzę, bo kochamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz