20. Zamknięty rozdział [7/7]

37 5 0
                                    

[Klemens]

Nie mogę znaleźć telefonu, odbieram więc w ostatniej chwili, nawet nie patrząc na wyświetlacz.

- Jesteś w domu?

- Alicja? - wyduszam zaskoczony. - Tak, coś się stało? - pytam zaraz zaniepokojony. Nie spodziewałem się wiadomości od niej. Zasadniczo, powinniśmy jak najbardziej ograniczyć swoje kontakty.

A mimo wszystko, cieszę się, że słyszę jej głos.

- Nie, wszystko okej - uspokaja mnie od razu, widocznie wyczuwając mój niepokój. - Chcę tylko odebrać swój samochód - mówi z jakimś zmęczeniem w głosie.

- A tak, jasne. Odebrać cię? - pytam, już szukając kluczyków do samochodu na półce nad kominkiem.

- Jeśli byś mógł. Za chwilę będę na dworcu PKS - odpowiada, a ja zerkam nerwowo na zegarek.

- Dobrze, poczekaj przy kiosku, będę za kwadrans - mówię, jedną ręką próbując założyć kurtkę i rozłączam się.

Ostatecznie mija trochę więcej niż piętnaście minut, ale Alicja bez słowa przyjmuje moje spóźnienie. Stoi oparta o ścianę sklepu w walizką u stóp i opuszczoną głową, którą unosi dopiero, kiedy zatrzymuję się przy chodniku i wyłączam silnik. Wsiada na siedzenie pasażera, rozpinając płaszcz i uśmiecha się do mnie blado.

- Zmęczona? - pytam, kiedy jej walizka znajduje się już w bagażniku.

- Odrobinę, w busie było strasznie gorąco - mówi, nie patrząc na mnie. Za dobrze ją znam, by wiedzieć, że to nie gorąco i nie tylko zwykłe zmęczenie.

- Mogłem cię odebrać z lotniska - sugeruję cicho, kierując się do domu.

- Nie mogłeś - zaprzecza jedynie i nie mówi nic więcej.

Milczymy przez dłuższą chwilę, a Alicja bez słowa kontempluje ośnieżone Zakopane. Nie przerywam jej, zerkając jedynie na nią od czasu do czasu. Jest skupiona, jakby nad czymś intensywnie myślała. Odnoszę wrażenie, że po raz pierwszy do dawna, jeśli nie od zawsze, nie czujemy się komfortowo w swoim towarzystwie. Dlatego dopiero tuż przed końcem naszej podroży odważam się zapytać:

- Jak było w Słowenii? Wyglądałaś bardzo ładnie - wyrywa mi się, a kiedy spogląda na mnie zaskoczona, dodaję tonem wyjaśnienia. - Widziałem zdjęcia, krążą w sieci.

- Dlaczego nagle wszyscy interesują się moim życiem osobistym...? - wzdycha, jakby poirytowana, kiedy skręcam w ulicę, na której mieszkam.

- Osobistym? Nie byłaś tam przypadkiem służbowo? - dziwię się i wyłączam silnik, stając obok jej citroena.

- Nie tylko - odpowiada krótko i wysiada, nie dodając nic więcej.

Jest wyobcowana, jakby na siłę starała się utrzymać dystans między nami. Nie ten bezpieczny, który niestety nie zawsze zdawał egzamin; odsuwa się ode mnie znacznie dalej niż kiedykolwiek, nie licząc jej nagłego wyjazdu rok wcześniej.

Wyciągam z bagażnika walizkę, kiedy Alicja otwiera samochód i wrzuca do środka torebkę. Potem opiera się o maskę i zaplata ręce na piersi, jakby podkreślając swoją wycofaną postawę.

- Jest Agnieszka? - pyta cicho.

- Nie, do siedemnastej jest w pracy. A Klimek w przedszkolu, więc jestem sam - odpowiadam na to i kolejne niezadane pytanie, podchodząc do niej bliżej. - Napijesz się herbaty? - proponuję ostrożnie.

- Nie, ale musimy porozmawiać, Klemens - mówi z ciężkim westchnieniem. - Poważnie porozmawiać.

- Wiem - kiwam głową. - Ale wejdźmy do środka, dobrze? Jest zimno - proszę ją łagodnie, a ona po chwili wahania potakuje i idzie za mną.

Odchodzę, bo kochamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz