EPILOG.

58 4 0
                                    


mimo tylu szans straconych wciąż

masz jeszcze czas

póki wiara tli się w tobie wiesz

że wybór masz

choć nie wrócą dni stracone wciąż

masz jeszcze czas

Masz jeszcze czas (Falling slowly)


- A teraz zawodnik z numerem trzydziestym szóstym: Klemens Murańka! - Głos spikera niesie się echem po skoczni, na której wybucha głośna wrzawa.

Uśmiecham się lekko pod nosem. Brakowało mi tej atmosfery, naprawdę. Przez te wszystkie lata chyba nie dopuszczałam do siebie tej myśli, dopiero teraz, będąc tutaj, boleśnie sobie uświadamiam tę skrywaną w głębi duszy tęsknotę.

Tak to jest, gdy porzuca się to, co się kocha.

I ludzi, których się kocha. W taki, czy inny sposób.

Mocniej zaciskam palce na barierce, gdy skoczek podchodzi do lądowania. Ten gest powstrzymuje mnie przed zaciśnięciem kciuków, jak to miałam w zwyczaju. Leci bardzo nisko nad zeskokiem, wyciągając z tego skoku jak najwięcej. Ta sama sylwetka, ten sam styl... Styl, który znam aż za dobrze.

Jakby nic, ale to zupełnie nic się zmieniło.

To zadziwiające, jak bardzo historia lubi zataczać koło.

Trybuny rozbrzmiewają oklaskami, gdy dotyka zeskoku w okolicach punktu HS i wykańcza skok zgrabnym telemarkiem. Nawet prawa narta krawędziuje mu tak samo, niesamowite.

Uważnie śledzę go wzrokiem, gdy idzie wzdłuż barierek bardzo z siebie zadowolony i przybija kibicom piątki. Ten błysk w ciemnych oczach jest mi tak znajomy, że z lekkim opóźnieniem zauważam, że podchodzi blisko mnie, a na jego twarzy pojawia się szeroki uśmiech.

Za późno by uciec. Ale to przecież niemożliwe, by mnie rozpoznał. Przecież...

- Widziałeś to, tato?

- Tak, to był naprawdę świetny skok, synu. - Za moimi plecami rozbrzmiewa pełen dumy, tak dobrze znany mi głos.

Zamieram bojąc się odwrócić. Muszę wyglądać dziwacznie – skamieniała statua w środku rozentuzjazmowanego tłumu. Nie mogę się jednak ruszyć, jego obecność mnie paraliżuje.

Spodziewałam się go tutaj. Poniekąd ze względu na niego tutaj jestem. Ale nie spodziewałam się, że będzie aż tak blisko, nie spodziewałam się, że nie dana mi będzie szansa, by się jeszcze rozmyślić.

Ale przecież nie mogę się rozmyślić. Przecież obiecałam. Dla mnie. Dla niego.

I dla niej.

Biorę głęboki oddech, postanawiając policzyć do trzech, by następnie się odwrócić. Nie jest mi to jednak dane.

- Długo masz zamiar jeszcze udawać, że mnie tutaj nie ma? - pyta cicho Klemens, dotykając ostrożnie mojego ramienia.

Obracam się powoli, a on uważnie lustruje mnie wzrokiem, jakby upewniając się, że to na pewno ja. Odwdzięczam mu się tym samym, uświadamiając sobie jak niepełny jego obraz miałam w pamięci. A może po prostu tak bardzo się zmienił?

Ale mimo kilku siwych włosów, cienia zarostu na twarzy i pierwszych zmarszczek w kącikach oczu, to nadal ten sam Klemens, którego znałam.

Którego przecież niegdyś kochałam.

Odchodzę, bo kochamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz