29. Nie zapomniał się pan, panie Prevc? [3/5]

24 4 0
                                    


[Peter]

Budzą mnie promienie słońca na mojej twarzy. Na szyi czuję rytmiczne łaskotanie, które, gdy tylko uchylam powieki, okazuje się oddechem Alicji. Odgarniam jej ostrożnie włosy z twarzy i całuję delikatnie najpierw jedną, a potem drugą powiekę. Marszczy nos, całuję ją więc i tam, po czym z uśmiechem obserwuję, jak budzi się nieśpiesznie.

- Która godzina? - pyta, otwierając jedno oko.

- Nie mam pojęcia - odpowiadam z rozbrajającą szczerością. - I niespecjalnie mnie to interesuje. Dzień dobry. - Całuję ją długo.

Czuję jak jej usta rozciągają się w lekkim uśmiechu pod tym pocałunkiem. Przesuwam dłonią po jej nagim ramieniu, a na jejo powierzchni pojawia się gęsia skórka.

- Dzień dobry. Mogłabym się tak budzić codziennie. - Unosi się na łokciu i spogląda na mnie z góry. - Ale naprawdę muszę wiedzieć, która jest godzina.

- Myślę, że akurat taka, by nie spóźnić się na śniadanie, więc możemy tu jeszcze trochę poleżeć - odpowiadam, przyciągając ją znów do siebie, Ala jednak kręci głową.

- Wytrzymasz jeszcze te parę dni. Idź pod prysznic, bo inaczej się mimo wszystko spóźnimy. - Żartobliwym gestem wypycha mnie z łóżka.

- Dobrze, już dobrze... - Ściągam ręcznik z oparcia krzesła i zerkam na nią z ukosa. - Idziesz?

- Mój szampon został w moim pokoju, poczekam tutaj.

Całuję ją jeszcze raz prędko i zamykam się w łazience. Biorąc szybki prysznic, po raz kolejny układam sobie w głowie plan na najbliższe dni. Wszystko jest dopięte na ostatni guzik, nic nie ma szansy pójść nie tak. O ile moi bracia nie nawalą i dopilnują Alicji, by znalazła się na właściwym miejscu o odpowiednim czasie, to wszystko wyjdzie idealnie.

Nie dopuszczam do siebie myśli, że mogłaby się nie zgodzić. Dzisiejszy poranek tylko utwierdza mnie w tej myśli. Wystarczy jej jedno słowo, by tak było już zawsze.

Co może pójść nie tak?

Kiedy wychodzę z łazienki, dostrzegam ją stojącą przy oknie. Owinięta prześcieradłem obserwuje wstające nad górami słońce. Jest coś bardzo uspokajającego w tym widoku. Na chwilę zapominam gdzie jestem i co tutaj robię. Mógłbym tak na nią patrzeć godzinami.

Podchodzę do niej i całuję po szyi, obejmując lekko. Odchyla lekko głowę do tyłu, gdy moje dłonie zaczynają błądzić po jej ciele. Widzę, jak przygryza dolną wargę i wiem, co zaraz powie - że mam być cierpliwy, że jeszcze tylko parę dni. Że mam się skupić. Że musimy iść na śniadanie. Że...

- Czy pan się aby nie zapomniał, panie Prevc? - pyta niespodziewanie niskim, chrapliwym głosem.

- Może odrobinę... - odpowiadam, całując ją w kark. - Mam przestać?

Milczy dość znaczną chwilę, podczas której nie próżnuję. Wzdycha cicho, gdy w końcu odpowiada:

- Nawet nie próbuj... Jednak spóźnimy się na to śniadanie.

- Uwielbiam fakt, że zaczęłaś mówić "my" - szepczę jej do ucha, po czym biorę ją na ręce i zanoszę z powrotem do łóżka.

...a przynamniej taki miałem zamiar, bo w tym momencie rozlega się pukanie do drzwi. Nie powiem, żebym był zaskoczony. Nie da się ukryć - na chwilę prywatności będziemy mogli sobie pozwolić dopiero za parę dni.

- Tepes? - pyta z westchnieniem Alicja, wyplątując się z moich objęć.

- Najprawdopodobniej - odpowiadam, a ona zbiera swoje rzeczy i znika w łazience.

Odchodzę, bo kochamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz