18. To nie tak, jak myślisz! [7/10]

46 4 0
                                    

[Klemens]

Długo zastanawiałem się, czy nie wybrać się na imprezę sylwestrową zorganizowaną przez FIS, ale ostatecznie postanowiłem zostać w pokoju. Dlatego leżę teraz na łóżku ze słuchawkami na uszach i przyglądam się jak Maciek wiąże krawat.

- Na pewno nie chcesz iść? - pyta po raz któryś już tego wieczoru. - Przecież rano jeszcze mówiłeś...

- Nie chce mi się – powtarzam po raz kolejny. - Zresztą nie lubię takich imprez, jest nudno, sztywno i duszno – mówię, licząc, że i tym razem Kot mi uwierzy, że to jedyny powód mojej niechęci.

- No w sumie racja – zgadza się. - Ja też idę praktycznie tylko po to, żeby pogadać z Alą...

Alicja. Dlaczego zawsze wszystko sprowadza się do niej...?

- Możesz ją ode mnie pozdrowić – mówię, kiedy jest już gotowy do wyjścia. - I miłej zabawy.

- Dzięki, jak nie zapomnę to ją pozdrowię. Do zobaczenia za rok! - mruga do mnie i wychodzi z pokoju.

Jestem sam, ponieważ Janek zniknął zaraz po kolacji, mówiąc, że "wróci późno", dlatego pogłaśniam muzykę i sięgam po książkę. Jest jeszcze wcześnie, dlatego po kilku stronach zaczynam rozważać wyjście na wieczorny spacer. Czytam jeszcze kilka minut nim stwierdzam, że rzeczywiście warto by było się przewietrzyć. W końcu jest Sylwester – nie ma co się kisić w łóżku.

Ubieram się ciepło, bo pogoda nie rozpieszcza, zamykam pokój i wychodzę przed hotel. Nie bardzo wiem, gdzie mógłbym pójść, więc po prostu ruszam przed siebie z rękami wbitymi w kieszenie, bo, jakby biorąc przykład z Alicji, zapomniałem rękawiczek.

I znów Alicja...! Jak to możliwe, że cały czas coś ściąga moje myśli w jej stronę...? Właśnie dlatego ostatecznie nie zdecydowałem się pójść na imprezę. A nie, jak wmawiałem Maćkowi, dlatego, że zapomniałem zapakować krawat. Jestem po prostu świadomy, że obecność Alicji jest dla mnie - dla nas - potencjalnie niebezpieczna. I lepiej będzie po prostu, jeżeli będziemy się unikać.

A tak naprawdę, bo uświadomiłem sobie, że Alicja nie będzie tam sama.

Skręcam w jakąś leśną ścieżkę, pokrytą grubą warstwą śniegu, który skrzypi pod moimi nogami. Wysokie świerki także uginają się pod jego ciężarem, a cisza aż brzmi w uszach. Krajobraz jest naprawdę bajkowy, a mnie przypomina się inny wieczór, w innym mieście, podczas innego spaceru.

Śnieg skrzy się w świetle księżyca na końcach zielonych gałęzi. Klingenthal dopiero parę dni temu pokryło się śniegiem, jakby czekało z tym na rozpoczęcie nowego sezonu. Idę powoli, głęboko oddychając mroźnym powietrzem, zastanawiając się nad tym, co wydarzyło się dzisiejszego dnia.

A wydarzyły się kwalifikacje. I choć zająłem w nich dość przeciętne, bo dwunaste miejsce to nic nie zastąpi mi satysfakcji z tych skoków, które w porównaniu to tych z lata były o niebo lepsze, dając o wiele więcej radości. Ja również początkowo sceptycznie podchodziłem do pomysłu pracy z psychologiem, ale kiedy okazało się, że została nim Alicja, nieco się uspokoiłem. Zwłaszcza, że jej metody były zupełnie inne od tych, do jakich zdążyłem przywyknąć. A już ta krótka współpraca dała efekt w postaci kompletu polskich zawodników w jutrzejszym konkursie. Coś, co w poprzednim sezonie było rzadkością.

Jakby na zawołanie dostrzegam samotną postać siedzącą na ławce przy ścieżce. Podchodzę bliżej i rzeczywiście rozpoznaję Alicję. Przysiadam się do niej, a ona spogląda na mnie zaskoczona, gdyż śnieg stłumił moje kroki.

- Nie zimno ci jak tak siedzisz? - pytam.

- Jeszcze nie zdążyłam zmarznąć – odpowiada, opatulając się szczelniej szalikiem. - Siadłam, żeby poobserwować wiewiórki – wskazuje brodą drzewo po przeciwnej stronie ścieżki, wokół którego gonią się dwa rude zwierzątka.

Odchodzę, bo kochamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz