[Klemens]
Długo zastanawiałem się, czy nie wybrać się na imprezę sylwestrową zorganizowaną przez FIS, ale ostatecznie postanowiłem zostać w pokoju. Dlatego leżę teraz na łóżku ze słuchawkami na uszach i przyglądam się jak Maciek wiąże krawat.
- Na pewno nie chcesz iść? - pyta po raz któryś już tego wieczoru. - Przecież rano jeszcze mówiłeś...
- Nie chce mi się – powtarzam po raz kolejny. - Zresztą nie lubię takich imprez, jest nudno, sztywno i duszno – mówię, licząc, że i tym razem Kot mi uwierzy, że to jedyny powód mojej niechęci.
- No w sumie racja – zgadza się. - Ja też idę praktycznie tylko po to, żeby pogadać z Alą...
Alicja. Dlaczego zawsze wszystko sprowadza się do niej...?
- Możesz ją ode mnie pozdrowić – mówię, kiedy jest już gotowy do wyjścia. - I miłej zabawy.
- Dzięki, jak nie zapomnę to ją pozdrowię. Do zobaczenia za rok! - mruga do mnie i wychodzi z pokoju.
Jestem sam, ponieważ Janek zniknął zaraz po kolacji, mówiąc, że "wróci późno", dlatego pogłaśniam muzykę i sięgam po książkę. Jest jeszcze wcześnie, dlatego po kilku stronach zaczynam rozważać wyjście na wieczorny spacer. Czytam jeszcze kilka minut nim stwierdzam, że rzeczywiście warto by było się przewietrzyć. W końcu jest Sylwester – nie ma co się kisić w łóżku.
Ubieram się ciepło, bo pogoda nie rozpieszcza, zamykam pokój i wychodzę przed hotel. Nie bardzo wiem, gdzie mógłbym pójść, więc po prostu ruszam przed siebie z rękami wbitymi w kieszenie, bo, jakby biorąc przykład z Alicji, zapomniałem rękawiczek.
I znów Alicja...! Jak to możliwe, że cały czas coś ściąga moje myśli w jej stronę...? Właśnie dlatego ostatecznie nie zdecydowałem się pójść na imprezę. A nie, jak wmawiałem Maćkowi, dlatego, że zapomniałem zapakować krawat. Jestem po prostu świadomy, że obecność Alicji jest dla mnie - dla nas - potencjalnie niebezpieczna. I lepiej będzie po prostu, jeżeli będziemy się unikać.
A tak naprawdę, bo uświadomiłem sobie, że Alicja nie będzie tam sama.
Skręcam w jakąś leśną ścieżkę, pokrytą grubą warstwą śniegu, który skrzypi pod moimi nogami. Wysokie świerki także uginają się pod jego ciężarem, a cisza aż brzmi w uszach. Krajobraz jest naprawdę bajkowy, a mnie przypomina się inny wieczór, w innym mieście, podczas innego spaceru.
Śnieg skrzy się w świetle księżyca na końcach zielonych gałęzi. Klingenthal dopiero parę dni temu pokryło się śniegiem, jakby czekało z tym na rozpoczęcie nowego sezonu. Idę powoli, głęboko oddychając mroźnym powietrzem, zastanawiając się nad tym, co wydarzyło się dzisiejszego dnia.
A wydarzyły się kwalifikacje. I choć zająłem w nich dość przeciętne, bo dwunaste miejsce to nic nie zastąpi mi satysfakcji z tych skoków, które w porównaniu to tych z lata były o niebo lepsze, dając o wiele więcej radości. Ja również początkowo sceptycznie podchodziłem do pomysłu pracy z psychologiem, ale kiedy okazało się, że została nim Alicja, nieco się uspokoiłem. Zwłaszcza, że jej metody były zupełnie inne od tych, do jakich zdążyłem przywyknąć. A już ta krótka współpraca dała efekt w postaci kompletu polskich zawodników w jutrzejszym konkursie. Coś, co w poprzednim sezonie było rzadkością.
Jakby na zawołanie dostrzegam samotną postać siedzącą na ławce przy ścieżce. Podchodzę bliżej i rzeczywiście rozpoznaję Alicję. Przysiadam się do niej, a ona spogląda na mnie zaskoczona, gdyż śnieg stłumił moje kroki.
- Nie zimno ci jak tak siedzisz? - pytam.
- Jeszcze nie zdążyłam zmarznąć – odpowiada, opatulając się szczelniej szalikiem. - Siadłam, żeby poobserwować wiewiórki – wskazuje brodą drzewo po przeciwnej stronie ścieżki, wokół którego gonią się dwa rude zwierzątka.
CZYTASZ
Odchodzę, bo kocham
RomanceGdybym tylko mogła pokochać go tak, jak tego pragnę. Tak, jak on tego pragnie. Choć odeszłam, to jakaś część mnie tam pozostała. A odeszłam, bo kochałam. I chyba nadal kocham.