27. Każda zmiana to proces [4/5]

25 4 0
                                    


[Klemens]

Czas po Igrzyskach jest czasem na wyciszenie się. Nie podobał mi się szum, jaki zrobił się dookoła mnie. Dzieliliśmy się tym wszystkim z Maćkiem oraz resztą chłopaków, ale trzy złota przywiezione z Korei dały nam w kość bardziej w kraju, niż podczas zawodów.

Ale kolejne konkursy to nie czas na wyciszanie się. Mimo to, postanowiłem nieco zwolnić, dać sobie czas na oddech. Moje szanse na zdobycie Kryształowej Kuli są niewielkie, nie jest to zresztą moim priorytetem. To, co miałem osiągnąć, osiągnąłem. Choć byłoby to miłe zakończenie tego sezonu, nie ukrywam. Miejsce na podium klasyfikacji generalnej jednak w zupełności mnie zadowoli, więc mam jeszcze o co walczyć, bo w czołówce jest bardzo ciasno.

Dawno nie było tak małych różnic punktowym między czołowymi zawodnikami. To tylko pokazuje jak wyrównany jest ten sezon. Choć jego królem bez wątpienia pozostaje Peter Prevc.

Tak bardzo skupiłem się na skokach, że w Lahti nawet nie zauważyłem nieobecności Alicji. Dopiero tutaj, w Trondheim, Maciek uświadamia mnie, że jej brakuje. Uznaję to za dobry omen, znak, że potrafię bez niej normalnie funkcjonować.

Po udanych kwalifikacjach, bez stresu podchodzę do konkursu. Tylko jedne zawody nas tu czekają, potem dzień przerwy i Oslo. Tam trzy dni i do domu. Mistrzostwa w Lotach, Planica i... koniec. Po sezonie. To niesamowite, jak szybko minął mi ten czas. Chyba najlepszy w mojej karierze.

Hofer próbuje przeprowadzić serię próbną, ale przy tak silnym wietrze, to zadanie wydaje się niewykonalne. Siedzimy całą drużyną i gramy w pokera, czekając, aż przyjdzie nasza kolej. Raczej nie musimy się śpieszyć. Przez ostatnie pół godziny skoczyło pięciu zawodników i trzech przedskoczków.

- W tym tempie będzie dobrze, jak wyrobimy się do końca tygodnia. - Krzywi się Maciek.

- Może lepiej rozegrać ten konkurs w Oslo? - zastawia się Kamil. - To dzisiaj totalnie nie ma sensu.

- Odwołają - stwierdza lakonicznie Kacper, który jako jedyny członek sztabu siedzi z nami, a narty porządnie nasmarowane już od dawna na nas czekają.

- Cholera, dobry jesteś - stwierdza niechętnie Piotrek, kiedy okazuje się, że Dawid ma fulla i wszystkich nas oskubuje do ostatniego grosza... to jest zapałki, bo nie gramy na pieniądze. Trener zabronił.

- Kto nie ma szczęścia w kartach, ten ma w miłości - wzdycha filozoficznie Kamil, który wychodzi na tym interesie najgorzej.

- Widać, widać - zgadza się z nim Piotrek.

- Ale że... że niby moja Zuzanna mnie nie kocha? - Dawid spogląda z zawodem na sporą kupkę zapałek przed sobą. - Jak to?

- Spokojnie, to nie działa w drugą stronę, nie martw się. - Poklepuję go po ramieniu i na nowo rozdaję karty.

Po kolejnych pięciu rozdaniach opuszcza nas Szybki, bo udało się puścić kolejnych dziesięciu skoczków i powoli nadchodzi jego pora. Nim jednak udaje mu się wyjść, dociera do nas informacja, że konkurs zostaje odwołany, zbieramy więc swoje rzeczy i zaczynamy snuć plany, jak możemy spożytkować dzisiejszy dzień, bo jest jeszcze dość wcześnie.

Kilka minut zażartej dyskusji kończy się dość specyficznym pomysłem, by pójść... do kina. Udaje nam się namówić Kacpra, żeby się z nami zabrał, nawet Kruczek rozważa ten pomysł, ale ostatecznie rezygnuje. Sprawdzamy adres kina i podjeżdżamy naszym busem do centrum.

- Idziemy na napisy, prawda? - upewnia się Dawid, kiedy próbujemy rozszyfrować nazwy filmów. Krajowe produkcje nie mówią nam nic, zagraniczne rozpoznajmy po plakatach. Globalizacja to jednak fajna rzecz. Czasami.

- No co ty! Jak pójdziemy na dubbing będzie śmiesznie, hehe! - śmieje się Piotrek. - Na takim Greyu nie trzeba nic rozumieć, nie?

- Proponuję jednak coś, co wymaga większego wysiłku intelektualnego - sugeruje Kamil i po dłuższych targach wybieramy jakiś film przygodowy. Wersja z napisami zaczyna się za pół godziny, ale wchodzimy do niemal pustej sali i rozsiadamy się wygodnie.

- Popcorn bym se wszamał, ale jutro zawody, nie? - stwierdza nagle Piotrek, a Maciej potakuje, nie wyściubiając nosa z telefonu.

Niedługo potem zaczynają się reklamy, w większości w języku norweskim, a później film. Rozumiem średnio co drugie słowo, ale tyle wystarcza, by mniej więcej ogarnąć fabułę. Zresztą po wyjściu wymieniamy uwagi i dopowiadamy sobie nawzajem to, czego żeśmy nie zrozumieli. Co sześć głów, to nie jedna!

Gdy wracamy do hotelu jest już pora kolacji, a Łukasz informuje nas, że jutro konkurs został przeniesiony na rano, bo popołudniu znów zapowiadają złe warunki pogodowe. Zarządza pobudkę przed siódmą i rozchodzimy się do siebie. Na korytarzu mijam się z Peterem, który kiwa mi krótko głową na powitanie. Rozmawia przez telefon, a sądząc po uśmiechu błądzącym po jego twarzy, nie trudno mi zgadnąć, kto jest po drugiej stronie przysłowiowego kabla. Nachodzi mnie dziwna myśl, czy po mnie też widać, kiedy rozmawiam z Agnieszką. Być może dlatego, przed snem dzwonię do niej jeszcze. Odbiera zaspana, jakby zdziwiona moim telefonem.

- Po prostu chciałem usłyszeć twój głos - odpowiadam.

- To miłe, ale musiałeś mnie budzić? - pyta ze śmiechem i ziewa. - Słyszałam, że odwołali konkurs. Co robiliście?

Opowiadam jej krótko o filmie, śmiejąc się, że nauczyłem się dzięki temu kilku norweskich słówek. Aga droczy się ze mną, wiec przekornie mówię jej:

- Jeg elsker deg.

- Co tam mamroczesz?

- Właśnie powiedziałem ci, że cię kocham - wyjaśniam. - Wiec najważniejsze już umiem.

- To urocze, ale daruj sobie norweski. Brzmiało to tak, jakbyś się dławił. Wystraszyłam się - woła, podśmiewając się ze mnie.

- Myślę, że wymowa była daleka od oryginału, więc chyba masz rację - zgadzam się z nią. -Języki nie są moją mocną stroną.

- Muszę iść spać, dobranoc, Klemens. Jeg elske... coś tam. Trzymam kciuki za jutro i czekam na ciebie z Klimkiem. Buziaki! - żegna się ze mną, a ja odkładam słuchawkę.

Zerkam w lustro i nie widzę w swoich oczach tego błysku, którego się spodziewałem. Kocham swoją żonę i nigdy w nas nie zwątpiłem mimo... pewnych zawirowań w ostatnim czasie. Ale zdaje się, że od nowa muszę nauczyć się to okazywać. I odczuwać.

Kochanie kogoś to nie fakt. To proces. Ciągłe zakochiwanie się na nowo, wciąż i wciąż. Raz za razem. Dzięki temu, choć oboje się zmieniamy - wciąż odkrywamy siebie na nowo.

Dlatego też wierzę, że wszystko jeszcze przed nami. Mimo tego, co było.

Wciąż jest jeszcze dla nas szansa. 

Odchodzę, bo kochamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz