15. A jednak tu jestem [5/6]

46 3 0
                                    

[Klemens]

Święta jak zwykle mijają bardzo szybko. Tuż przed samą Wigilią Łukasz zarządza dodatkowy trening, a tuż przed Turniejem treningiem mają być Mistrzostwa Polski. Wyjątkowo napięty grudniowy grafik sprawia, że karp nawet nie zdąża ostygnąć, a już jestem w drodze na Wielką Krokiew, mając nadzieję, że uda mi się wcisnąć w kombinezon. Mimo mojej sportowej diety, święta zawsze wiążą się z dodatkowym kilogramem, gdyż nie ma siły, która oparłaby się piernikom mojej teściowej.

Agnieszka zachowuje się jakoś tajemniczo. Dziś rano jeszcze wyciągnęła z piwnicy materac i pompkę, a na dodatek stwierdziła, że przyjedzie na skocznię dopiero tuż przed konkursem. Jadę więc sam, zgarniając po drodze Maćka i Kubę.

- Masz za długie narty – mówię do Kota, kiedy mój samochód odmawia rozciągnięcia się na dodatkowe trzy centymetry.

- Przecież twoje są dłuższe, a się mieszczą – stwierdza zdziwiony.

- No, ale twoje nie wchodzą, co poradzę? – Pokazuję mu nadprogramowe 3 centymetry.

- No, nie no...

Obaj bracia chwilę siłują się ze sprzętem i moim samochodem, w końcu udaje im się znaleźć pozycję, która umożliwia transport bez konieczności jechania z otwartym bagażnikiem.

- Nie mam pojęcia, jak my to zaraz wyciągniemy, bo weszło na styk, ale dało radę – stwierdza zadowolony z siebie Kuba.

Na skoczni z pomocą serwisanta udaje mi się rozpakować auto i idziemy się przygotować do zawodów. Zastanawia mnie dziwne zachowanie Agnieszki, bo zawsze jedzie rano ze mną na skocznię i towarzyszy mi przez cały czas trwania treningów i zawodów. A dziś postanowiła przyjechać dopiero na sam konkurs, dziwne.

Pierwszy z treningowych skoków wychodzi mi średnio, bowiem sztuczny śnieg, który znajduje się na zeskoku nieco różni się do tego naturalnego, do którego przywykłem podczas ostatnich konkursów. Mimo to plasuję się wysoko, w czołówce. Bez przeliczników za wiatr rywalizacja jest nieco bardziej emocjonująca, ponieważ o wiele więcej zależy do zawodnika i jego umiejętności radzenia sobie z niekorzystnym wiatrem, a zdecydowanie mniej od sędziów odpowiedzialnych za dodawanie i odejmowanie „wiatrowych" i „belkowych" punktów.

Tuż przed początkiem pierwszej serii dostrzegam w końcu Agę, która z Klimkiem na rękach przepycha się przez tłum w moim kierunku z przepustką dyndającą na szyi.

- Cześć! - woła zasapana i całuje mnie na powitanie.

Biorę Klimka na ręce i zakładam mu mój kask. Śmieje się głośno i pyta, czy możemy polatać. Oddaje więc narty Agnieszce i pozwalam synkowi nieco polatać. Śmieje się uradowany.

- Tata, a dostaniesz medal? - pyta, kiedy stawiam go już na ziemi.

- Jak się postaram, to tak – odpowiadam.

- Dostaniesz – zapewnia mnie Aga, oddając mi narty.

Całuję ją jeszcze i ruszam na górę.

Mistrzostwa Polski mają specyficzną atmosferę. To konkurs tak samo ważny jak inne, tak samo magiczny jak Puchar Świata w Zakopanem albo Wiśle, a jednocześnie tak inny. Może dlatego, że wszyscy się znają. Nie uświadczysz tu innego języka niż polski, skaczesz z kolegami, z którymi chodziłeś do szkoły, a których na co dzień nie widujesz podczas zawodów. Jest czas na rozmowy, sprawdzenie siebie, odnowienie przyjaźni, powspominanie.

Był czas, że w polskich skokach nie działo się dobrze. I było tak całkiem niedawno. Nam pomogła Alicja, ale poza kadrami też coś drgnęło. I choć nie miała na to wpływu bezpośrednio, to jednak jej niekonwencjonalne metody wywołały małą rewolucję w całym polskim skokowym półświatku. Efekty można było podziwiać w zawodach wszystkich rang, a także teraz, na Mistrzostwach, które od trzech lat obsadzone są tak silnie, jak chyba nigdy. Ponad stu zawodników na liście startowej, z czego co najmniej połowa prezentująca poziom pozwalająca na dość aktywny udział w walce o miejsca w trzydziestce.

Odchodzę, bo kochamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz