15. A jednak tu jestem [2/6]

47 4 4
                                    

[Alicja]

Patrzę z dumą, jak obaj wspinają się na najwyższy stopień podium. Cieszę się, widząc ich w tak dobrej formie. Zapowiada się naprawdę emocjonujący sezon, a emocji dodatkowo dostarcza fakt, że to oni właśnie są głównymi aktorami w tym przedstawieniu.

Organizator niestety nie przygotował się na taką sytuację, jak dziś i obaj muszą się jakoś podzielić nagrodą. Klemens mówi coś do Petera, rzucając mi bardzo krótkie spojrzenie i oddaje mu bukiet kwiatów, które po chwili Słoweniec unosi w geście triumfu. Rozbrzmiewają oba hymny, po raz kolejny w tym sezonie, a po nich następuje „chwila dla reporterów".

Kiedy w końcu uwalniają się z objęć dziennikarzy, podchodzą do mnie jednocześnie, choć Klemens trzyma się pół kroku za Peterem. Dostrzegam ten gest i go doceniam, jednak gdzieś w głębi serca jest mi przykro, choć wcale nie powinno. W końcu oboje robimy to, co należy – zachowujemy dystans, a ja potrafię dopuścić do siebie myśl, że...

- Mam nadzieję, że te również przyjmiesz – zwraca się do mnie Peter, podając mi kwiatki.

Te same, które oddał mu Klemens.

Przyglądam się im krytycznie.

- Wczoraj dostałam takie same, postarałbyś się bardziej – prycham, ale przytulam go serdecznie. - Gratulacje, jestem dumna... z was obu. – Spoglądam na Klemensa.

W jego wzroku widzę jakby zawód, ale niemal natychmiast dostrzegam tam również akceptację. Cieszy mnie to. Wygląda na to, że wszystko idzie w dobrym kierunku.

- Niedługo skończy mi się miejsce nad kominkiem – wzdycha Klemens. - Choć w sumie to dobrze, bo Kryształowa Kula i tak by się tam nie zmieściła... - żartuje.

- Jakby co, mogę się nią zaopiekować – ofiaruje się Peter i wszyscy troje wybuchamy śmiechem.

- Zostawiłbyś trochę miejsca dla mnie! - Dołącza do nas Cene, pogryzając hot-doga z musztardą.

- A ty się dobrze czujesz? - pytam. - Marchewki byś wcinał, a nie takie świństwo!

Cene posyła mi swoją sztandarową minkę niewiniątka i macham ręką na jego obżarstwo. Odwracam się raz jeszcze do Klemensa, on jednak odwraca wzrok.

- Pójdę już, bus na mnie czeka – mówi. - Do zobaczenia na Turnieju, Ala. – Głos lekko mu się załamuje przy ostatnim słowie.

Nigdy jeszcze nie powiedział do mnie „Ala".

Nigdy.

Za moimi plecami Cene częstuje Petera hot-dogiem. Starszy Prevc bierze dużego gryza, myśląc, że nie widzę, zajęta wpatrywaniem się w plecy Klemensa, który odchodzi, nie oglądając się do tyłu. Z jakiegoś powodu robi mi się nagle smutno. Ale to konieczne zmiany. Zmiany na lepsze.

Zmiany, które powinniśmy wprowadzić już dawno, bardzo dawno temu.

- Musiałeś kupić z musztardą? - marudzę, zabierając Cene końcówkę hot-doga, mimo jego błagalnej miny. - Jak już muszę ratować resztki twojej diety, to wolałabym faszerować się ciepłą parówką utaplaną w keczupie, a nie tym... czymś. – Krzywię się, przełykając coś, co ponoć jest jedzeniem. - Smakuje jak tektura.

- A kto ci każe to jeść...? - pyta z wyrzutem, patrząc mi nieomalże w zęby.

- To wszystko z troski o wasze zdrowie – wzdycham, połykając ostatni kęs. - Chodźcie, bo Dezman nerwowy jest ostatnio potwornie, a z tego, co wiem to jemu dali kluczyki do busa. Jak się nie pośpieszymy, to odjedzie bez nas.

Spakowanie się i zjedzenie kolacji nie zajmuje nam dużo czasu i o dwudziestej już jesteśmy w drodze do domu. Peter siedzi za kółkiem, pewnie prowadząc kadrowego busa, a ja mam pełno miejsca na tylnej kanapie. Umilam sobie czas czytaniem zaczętej ostatnio książki na telefonie i słuchaniem muzyki, kiedy przypominam sobie o obietnicy złożonej Klemensowi. Większość moich współtowarzyszy podróży śpi albo jest czymś zajęta, więc wyłączam ebooka i wybieram dawno nieużywany kontakt z listy.

- Cześć, Aga – mówię, kiedy odbiera po kilku sygnałach.

- Alka! - woła radośnie. Tak radośnie, że aż nie da się nie uśmiechnąć. - O rany, prawie cię nie poznałam! Czemu się nie odzywasz, o mało zawału nie dostałam, ja cię zobaczyłam w telewizji podczas konkursu w Kuusamo... Myślałam, że mi się przewidziało, więc dzwonię do Klimka, a on mi mówi, że od Klingenthal pracujesz ze Słoweńcami...

- W sumie to ciut dłużej, bo od września – mówię, kiedy udaje mi się wtrącić choć słówko. Zdążyłam zapomnieć, jak trudno dorwać się do słowa, kiedy Aga wpadnie w swój słowotok.

- O kurczę, już się nie mogę doczekać, jak cię zobaczę... Wyjechaliście już, prawda? - pyta retorycznie i nie czekając na moją odpowiedź, mówi dalej. - Pewnie tak, więc chyba dasz radę przyjechać do nas zaraz po świętach? W końcu Mistrzostwa już w drugi dzień świąt, prześpisz się ze dwie noce, to nagadamy się za ten cały zaległy czas... Nawet nie wiesz, jak się za tobą stęskniłam, Alka... No, to kiedy będziesz?

- Aga... - mówię powoli. Aż głupio mi gasić ten jej entuzjazm wiadomością, że nie mam zamiaru do niej przyjechać, zwłaszcza, że rzeczywiście chętnie bym się z nią spotkała. - Chyba nie dam rady przyjechać, mam bardzo dużo...

- To nie szkodzi, przyjedź wprost na konkurs, zrobimy Klimkowi niespodziankę, co ty na to? Jak z nim rozmawiałam przed chwilą, to martwił się, że cię nie będzie. Więc to nawet lepiej, jak wpadniesz na ostatnią chwilę. No, a potem możesz zostać u nas na noc...Co ty na to?

- Aga, ja naprawdę nie mogę – mówię. - Obiecałam już Kasi, że... - Chwytam się ostatniej wymówki, która jest niepodważalna. Ze zdaniem Kasi nikt nie podejmuje się dyskutować.

- To przyjedź razem z nią! - Aga nawet nie daje mi dokończyć. - Zmieścicie się obie na kanapie, a jak coś, to Klimek napompuje materac. No, to co? Pamiętaj, konkurs jest o czternastej, mam już wejściówki dla ciebie, to zdzwonimy się jak już dojedziesz. Możemy się umówić przy kasach... Albo nie, lepiej jak pod tym sklepem niedaleko, wiesz który? Taki z różowym banerem... Dam ci wszystko, co potrzeba i potem zrobimy mu niespodziankę. Tylko nikomu nie mów, że przyjeżdżasz, bo Kot zaraz wszystko mu wypapla. Ostatnio...

- Aga, ja... - próbuję jej raz jeszcze przerwać.

- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że nie przyjedziesz? - pyta.

- Ja... - próbuje raz jeszcze.

- W pół do drugiej pod tamtym sklepem, tak? - upewnia się, nawet nie czekając, aż sformułuję linię obrony.

Wbijam wzrok w zaśnieżone pobocze migające mi za oknem i wzdycham ciężko.

- Tak, do zobaczenia.

Rozłączam się i opieram głowę o szybę.

Tyle by było w kwestii nie jechania do Zakopanego. Mogę jedynie liczyć na to, że uda mi się uciec stamtąd szybko, nim...

Nim wydarzy się coś, co nie powinno się wydarzyć. Nim ktoś odkryje, że tak naprawdę potwornie oszukuję wszystko i wszystkich...

- Alicja, wszystko ok? - pyta Peter, zerkając na mnie szybko.

Odrywam głowę od szyby i uśmiecham się lekko.

- Tak, nie martw się o mnie.

...a najbardziej samą siebie.

Odchodzę, bo kochamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz