[Alicja]
Budzik dzwoni o szóstej, wyłączam go szybko i bez zbędnych drzemek idę pod prysznic. Puszczam zimną wodę, by się skutecznie dobudzić i wejść trzeźwo w rozpoczynający się dzień.
Dopiero rano tak naprawdę docierają do mnie w pełni wydarzenia wczorajszego dnia. Zarówno prawda o Katji jak i pocałunek podczas konferencji ogłuszają mnie jak obuchem, aż przysiadam na ścielonym właśnie łóżku.
Chyba nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo potrzeba mi bliskości drugiego człowieka. Nie przyjacielskiego przytulenia, nie rodzicielskiego całusa ani nawet kradzionych, pełnych poczucia winy, chwil spędzonych z Klemensem. Potrzebowałam zwykłego poczucia, że w czyichś ramionach jest moje miejsce, że pocałunki to nie objaw zdrady, a oznaka uczucia.
Myślę, że oboje z Peterem tego potrzebowaliśmy.
A mimo to, nie jest mi do końca dobrze z tą świadomością. Bo, choć wczorajszy wieczór był na swój sposób cudowny, gdzieś pod fasadą tego wszystkiego jest natrętna myśl, że nie jestem z nim całkowicie szczera. Że pozwalając sobie na takie gesty, daję mu nadzieję, że być może...
Że być może uda mi się wypełnić miejsce po Katji. A przecież, ja nadal nie potrafię z mojego serca skutecznie wyrzucić Klemensa. Nie mam więc żadnej pewności, że pewnego dnia nie zrobię tego samego co ona. Lepiej, by Peter był przygotowany na taką ewentualność.
Pakuję swoje rzeczy i ubieram niebieską koszulę w prążki oraz materiałowe spodnie, zaplatam włosy w warkocz i wystawiam swoją walizkę do przedpokoju. Następnie udaję się od kuchni, by zaparzyć kawę i przygotować śniadanie, tak jak poprzedniego dnia.
Te niecałe trzy dni spędzone w domu Petera podziałały na mnie w dość specyficzny sposób. Wbrew wszelkiej logice, niemal od razu poczułam się tu jak u siebie, poczułam atmosferę wieloosobowej rodziny, której nigdy nie miałam szansy doświadczyć. To chyba bardzo zbliżyło mnie do skoczka; nie wiem, czy w innym przypadku, pozwoliłabym sobie na taką śmiałość jak podczas konferencji.
Bo, jakby nie było, to ja go pocałowałam.
Zdaje się, że zbyt wiele ostatnio było takich newralgicznych sytuacji z naszym udziałem i musiałam jakoś rozładować to powstałe między nami napięcie. Ale efekt, zdaje się, okazał się inny od zamierzonego.
I nie mówię tu bynajmniej jedynie o reakcji Petera.
Z zamyślenia wyrywa mnie dźwięk bulgoczącej kawy, wyciągam więc filiżanki i do jednej z nich nalewam czarnego napoju. Popijam ją, zapatrzona w okno, kiedy nagle ktoś obejmuje mnie od tyłu.
- Dobry - Peter mruczy mi do ucha, chyba jeszcze nieco rozespany.
- Bry - odpowiadam, zerkając na niego przez ramię.
Włosy na jego głowie ponownie wyglądają jak po wybuchu małej bomby atomowej, uśmiecham się więc pod nosem, a Peter całuje mnie w kącik ust.
- Wyglądasz, bardzo... elegancko - zauważa, kiedy wymykam się z jego objęć, by dokończyć robienie nam obojgu kanapek na śniadanie.
- Moja mama nie lubi, kiedy "pałętam się w dresie po miejscach publicznych" - cytuję, opłukując nóż i podaję mu kanapkę. - A poza tym lubię dobrze wyglądać. Smacznego - opieram się pośladkami o blat i biorę drugą.
Odmrukuje coś niewyraźnie, pochłonąwszy w tym czasie już połowę kromki. Przeżuwa ją powoli, przyglądając mi się z przymrużonymi oczyma.
- No co tym razem...? - wzdycham, a Peter w tym czasie przełyka ostatni kęs.
- To... tak ma być? - unosi brew, celując palem w moją pierś.
CZYTASZ
Odchodzę, bo kocham
RomanceGdybym tylko mogła pokochać go tak, jak tego pragnę. Tak, jak on tego pragnie. Choć odeszłam, to jakaś część mnie tam pozostała. A odeszłam, bo kochałam. I chyba nadal kocham.