25. Zawsze będę w ciebie wierzyć [2/7]

25 4 0
                                    

[Alicja]

Rano postanawiam zastosować najlepszy domowy marketing i wywabić Petera z łóżka zapachem jedzenia. Kawa, grzanki na słodko i owsianka spełniają swoje zadanie i kilka minut później zaspany skoczek wychyla głowę z sypialni.

- Głodny? - Odwracam się z patelnią w ręce i uśmiecham się na widok jego potarganych włosów, kiedy opada wciąż nieco nieprzytomny na krzesło.

- Mhm - mruczy, robiąc łyk kawy, a ja cierpliwie czekam, aż kofeina postawi go na nogi. Nie oczekiwałam, że będzie dziś rano wyspany. - Co robimy z tak pięknie rozpoczętym dniem? - pyta o wiele bardziej przytomnie po kilku chwilach.

- Po południu masz trening na skoczni, a potem Janus obiecał wam wycisk na sali jeszcze. Więc ty masz co robić dzisiaj - zwracam mu uwagę, smarując grzankę dżemem.

- Ale do popołudnia jest jeszcze całkiem dużo czasu - stwierdza bystro, a ja zerkam na zegar, który pokazuję godzinę dziewiątą i nie mogę się z nim nie zgodzić.

Przygryzam wargę i spoglądam w okno. Jest jedna sprawa, którą muszę załatwić będąc z Kranju, zanim wraz z Peterem pojedziemy na Igrzyska. Jedna sprawa, która nie powinna czekać dłużej, niż konieczne. Pytanie, czy jestem już na to gotowa?

Czy on jest na to gotowy?

- Ala? O czym myślisz? - Jego głos sprowadza mnie na ziemię, nieco błędnym wzrokiem spoglądam na jego dłoń mocno ściskającą moją. Martwi się, widzę to na jego twarzy.

Boi się tych momentów, gdy odpływam myślami, bo nie wie, dokąd dryfuję. Boi się, że... mam wątpliwości?

Bo mam. Tylko głupiec ich nie miewa. Ale ja też się boję. Boję się, że popełniam błąd. Może powinnam wszystko zostawić tak, jak jest?

- Ala? - pyta już poważnie zaniepokojony, a ja kręcę uspokajająco głową.

- To nic, Peter, nie martw się. Po prostu... - Biorę głęboki oddech i spoglądam mu prosto w oczy. - Po prostu chciałabym cię teraz zabrać w jedno miejsce, dobrze? - Tę decyzję podejmuję nagle. Zbyt spontanicznie, by szczegółowo przemyśleć jej konsekwencje.

- Dobrze - opowiada po prostu, całując mnie w policzek i wstaje z krzesła, by ubrać się do końca. A ja zastanawiam się, jak można nie kochać takiego faceta, bo naprawdę nie umiałabym odpowiedzieć na pytanie "dokąd?" bądź "dlaczego?".

Kilka minut później poprawiam lusterka w jego samochodzie i czekam cierpliwie aż zapnie pas. Nieśpiesznie jadę główną drogą, by nie przeoczyć zjazdu, w końcu nigdy tam nie byłam. Boję się, że mogę nie trafić od razu, ale liczę na jego cierpliwość. Cieszę się z jego milczenia, bo daje mi to czas na pozbieranie myśli.

- Tutaj staniemy - mówię, parkując samochód na niedużym placyku, po czym wysiadamy, zamykam drzwi pilotem i oddaję klucz Peterowi. - To już niedaleko, przejdziemy się, dobrze?

- Nie ma problemu. Mogę zapytać, co chcesz mi pokazać? - pyta cicho, wsadzając ręce do kieszeni kurtki. Kolejny, który nie nosi rękawiczek.

- Wiesz? Kiedy kogoś kochasz, to łączy cię z tą osobą bardzo skomplikowana relacja - mówię, również chowając ręce do kieszeni. Chyba unikam kontaktu fizycznego, bo to nie będzie teraz w porządku. - To relacja, której nie da się opisać słowami. Kiedy jesteś w stanie poświęcić dla drugiej osoby wszystko, a czasem więcej niż wszystko. Kiedy dopuszczasz się rzeczy z pozoru szalonych i irracjonalnych, by chronić tych, których kochasz. Gdy stawiasz jej pasje ponad swoje, nawet ponad siebie.

- Ala - przerywa mi Peter, łapiąc mnie za ramię i rozgląda się dookoła. - Przecież to... cmentarz. Co my tu robimy? - pyta, a ja widzę w jego oczach, że naprawdę nie rozumie.

Odchodzę, bo kochamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz