30. Odchodzę, bo kocham [4/7]

29 4 0
                                    

[Alicja]

Chucham na gorącą herbatę, próbując wypatrzeć wśród skoczków stłoczonych przed domkiem Słoweńców Petera, kiedy nagle słyszę dźwięk karetki. Marszczę brwi, dostrzegając jakieś zamieszanie przy wejściu na teren skoczni oraz odblask czerwono-niebieskich świateł.

Pewnie ktoś zemdlał, to moja pierwsza myśl.

Jednak coś nie daje mi spokoju i po sekundzie wahania ruszam w kierunku zbiegowiska. Nie jest duże, większość osób jest jednak skupiona na wydarzeniach dziejących się na terenie skoczni, wypadek wzbudził zainteresowanie jedynie najbliższych przechodniów. Podchodzę jeszcze bliżej, w momencie, gdy sanitariusze unoszą nosze z poszkodowanym.

Czuję jak gorąca herbata wsiąka w moje buty, gdy plastikowy kubek wypada mi z dłoni na widok pokiereszowanej twarzy Klemensa. W jednej chwili znajduję się przy drzwiach karetki, próbując wśród koców wymacać jego rękę - nie wiem czy bardziej po to, by ją złapać, czy sprawdzić jego puls.

- Proszę się odsunąć - burczy jeden z sanitariuszy, próbując mnie odsunąć, drugi jednak podtrzymuje go gestem.

- Czy pani jest może żoną? - pyta, zapewne dostrzegając, że go znam, dostrzegając moją wyjątkowo emocjonalną reakcję.

Nie jestem w stanie wykrztusić z siebie słowa, więc tylko kiwam głową, nawet nie próbując wyjaśnić zawiłości naszej relacji. W innym wypadku zresztą nie pozwoliliby mi wsiąść do karetki, a w tej chwili nie jestem w stanie puścić jego dłoni nawet na sekundę.

Siadam obok noszy, gdzieś pomiędzy przenośnym respiratorem, a butlą z tlenem, a głosy sanitariuszy ledwie do mnie docierają. Pytają mnie o różne rzeczy, na które odpowiadam bez udziału umysłu.

Jak nazywa się poszkodowany? Klemens Murańka.

Ile ma lat? Dwadzieścia cztery.

Waga i wzrost? Sześćdziesiąt pięć kilo, metr osiemdziesiąt pięć. Jest taki szczupły, bo jest skoczkiem.

Przyjmowane leki? Suplementy diety, nic szkodliwego, nie wchodzi w reakcję z lekami. Ketonal i ibuprom przeciwbólowo, ale ostatnio nic mu nie dolegało.

Choroby współtowarzyszące? Brak. Moment, wysokie ciśnienie w gałkach ocznych, ale wyrównane.

Grupa krwi? B minus, tak rozumiem, w szpitalu i tak zrobią krzyżówkę.

Przebyte operacje? Urazy? Wyrostek trzynaście lat temu, złamana ręka dziesięć lat temu, operacje oczu trzy i dwa lata temu. Niegroźne upadki na treningach.

Czy jest dawcą?

Przepraszam, czy mąż jest dawcą organów?

Proszę pani...?

- Nie będzie. Nie dzisiaj - odpowiadam w końcu, uświadamiając sobie, że wciąż milczę, a lekarz czeka na odpowiedź. Mocniej ściskam dłoń Klemensa, niejasno uświadamiając sobie, że chyba... - Wyjdzie z tego, prawda?

Lekarz milczy, jedynymi dźwiękami jest wycie syreny i pikanie jakiegoś urządzenia podpiętego do niego, chyba EKG. Wiem, że nie chce mi nic powiedzieć, bo sam dobrze tego nie wie. Dopiero badania, które wykonają w szpitalu dadzą pełen obraz sytuacji i pozwolą ustalić rokowania.

- Pani Murańka, musi teraz pani uzbroić się w cierpliwość. - Karetka zatrzymuje się. - Proszę usiąść w poczekalni. Będziemy panią informować.

Jeden z sanitariuszy ściska mnie pokrzepiająco za ramię, nim znika wraz z pozostałymi, przewożąc Klemensa przez drzwi z mlecznego szkła. Opadam na najbliższe plastikowe krzesło, a ktoś wkłada mi do ręki kubek z wodą.

Odchodzę, bo kochamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz