29. Nie zapomniał się pan, panie Prevc? [5/5]

25 3 0
                                    

[Alicja]

- Ala! Chodź do nas!

Gdzieś w połowie drugiej serii czuję szarpanie za rękaw. Przerywam rozmowę z Kasią i zaskoczona odwracam się do Emy, która uśmiecha się do mnie szeroko swoim odrobinę szczerbatym uśmiechem.

- Do was? - dziwię się, nim przypominam sobie słowa Petera z wczoraj.

O cholera.

- Właśnie, chodź! Rodzice zaraz zaczną nas szukać! - Do Emy dołącza Nika.

- Może poczekamy na waszych braci...? - sugeruję niepewnie, zerkając na Katkę, która z trudem tłumi rozbawienie. - Pójdziemy wtedy wszyscy razem. - Wskazuję również na nią, a ona momentalnie mrozi mnie wzrokiem.

- Mittner! - syczy ostrzegawczo.

- Przyjdzie z chłopakami - mówi niecierpliwie Nika. - No chodź! Bo będziemy miały kłopoty!

Wzdycham cichutko, gdy ciągną mnie przez tłum w tylko sobie znanym kierunku. Ledwie udaje mi się pomachać Kasi na pożegnanie.

- Mamo! Tato! Już wróciłyśmy - woła z daleka Ema, machając radośnie do dwojga ludzi. W kobiecie rozpoznaję mamę Petera, a stojący obok mężczyzna, musi być jego ojcem.

Cóż, ciężko się nie domyślić, bo wygląda jak jego dwadzieścia lat starsza wersja.

- Zobacz, mamo, kogo znalazłyśmy! - dodaje Nika prezentując mnie niczym jakąś wyjątkowo prestiżową nagrodę, a ja uśmiecham się nieco spłoszonym uśmiechem.

- Dzisiaj jesteś, widzę, cieplej ubrana. Dzień dobry, Alicjo. - Mama Petera wita mnie z uśmiechem, a ja usiłuję się nie zaczerwienić na myśl o naszym pierwszym spotkaniu. Jej słowa jednak nie miały mnie zbić z tropu, były po prostu sympatycznym żartem. - Chyba nie miałaś okazji poznać mojego męża, prawda?

- Niestety nie miałam tej przyjemności. - Kręcę głową. - Alicja Mittner, miło mi.

Wymieniamy się uściskami dłoni, podczas gdy Ema piszczy coś w stylu "już niedługo", co jednak ginie w okrzyku tłumu, gdy na belce pojawia się Peter. Puszczam to szybko w niepamięć, dopingując go wraz z wszystkimi zgormadzonymi na skoczni słoweńskimi kibicami.

- Za agresywnie się wybił. - Słyszę cichą uwagę pana Prevca. Rzucam na niego okiem, a on orientuje się, że usłyszałam jego słowa. - Nie zrozum mnie źle, to czysta obserwacja.

- To też - odpowiadam z wąskim uśmiechem. - Zboczenie zawodowe, przepraszam.

- Cóż, ja chyba mogę powiedzieć to samo. Od wielu lat jestem sędzią - wyjaśnia, choć dobrze o tym wiedziałam.

- Ciężko wykorzenić nawyki. Ale, miał pan rację, przesadził. - Wskazuję wynik, który wyświetlił się właśnie na telebimie, który, jak znam Petera, nie zadowoli go w stu procentach.

- Stresuje się, nic dziwnego - wzdycha pani Prevc, a ja marszczę brwi zaskoczona.

- Nie ma czym. Nie sądzę, by chodziło o stres, raczej... - urywam myśl, bo dostrzegam spojrzenie, które wymieniają Ema z Niką i uświadamiam sobie, że jest chyba coś, o czym nie wiem.

- Teraz Cene! - Nika natychmiast odwraca moją uwagę i wszyscy ponownie przenosimy wzrok na skocznię.

Pomiędzy skokami powoli nawiązuję nić porozumienia z rodzicami Petera. Tak, jak sądziłam, nie jest tak strasznie, jak to opisywał. Zdecydowanie przesadzał, strasząc mnie swoim ojcem, który, choć na pierwszy rzut oka wydaje się nieco szorstki i zdystansowany, okazuje się bardzo dobrym rozmówcą. Nie czuję się w żaden sposób oceniana, czy obserwowana. Czuję ich zainteresowanie, ale to całkiem normalnie. Mam wrażenie, jakby częściowo mnie już znali, co nie jest dziwne, jeżeli wziąć pod uwagę, jak wiele ich dzieci musiały im o mnie opowiadać.

Odchodzę, bo kochamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz