23. Zakazany owoc [1/8]

30 3 0
                                    

[Alicja]

Schodzę po kilku schodkach do pubu, zostawiając za sobą gwarną ulicę. W progu ściągam czapkę i zaczynam rozglądać się po lokalu w poszukiwaniu znajomych twarzy.

- Alka! Tutaj! - Karolina macha do mnie radośnie, a ja uśmiecham się i podchodzę do stolika, przy którym siedzą moi znajomi.

- Hej, jestem ostatnia? - pytam, ściągając płaszcz, a Marcin odsuwa mi krzesło i podaje kartę napojów.

- Tak, Kacper dzwonił, że nie dotrze - odpowiada mi Mateusz, obejmując Karolinę ramieniem, a złota obrączka lśni na jego palcu.

- Szkoda, dawno go nie widziałam. No, to opowiadajcie, co u was. Jak miesiąc miodowy? - zwracam się do nowożeńców. Nie mogę uwierzyć, że od ich ślubu minęły już dwa miesiące.

- Bardzo dobrze, udało nam się wypocząć. - Uśmiecha się Karolina, a Mateusz jej potakuje. Nie mogę się wręcz na nich napatrzeć, szczęście aż od nich promieniuje. W tej kwestii nic się nie zmieniło od czasów liceum.

- No ja nie wiem, czy tak dobrze, skoro bez efektów. - Śmieje się złośliwie Marcin, a Karolina dźga go w bok. - Chyba, że o czymś nie wiemy?

- A piłabym piwo? - Dziewczyna wywraca oczami, unosząc swoją szklankę. - Właśnie, Ala, co pijesz?

- Wezmę jakiś sok, przyjechałam autem - odpowiadam szybko, bo po minie Marcina widzę już, że szykuje jakąś ripostę. - Więc, misiu, nie, ja też nie jestem w ciąży.

- O, a propos! - ożywia się Karolina, kiedy Marcin idzie do baru zamówić mi sok. - Opowiadaj wszystko! Dobrze słyszałam, że wyrwałaś jakiego fajnego faceta?

Wzdycham wewnętrznie. Tego właśnie się obawiałam w kontekście powrotu do kraju. Plotki dotarły do Polski i czas się z nimi zmierzyć. Bitwa pierwsza: znajomi.

- To bardziej on wyrwał mnie - prostuję. - Choć to dosyć skomplikowane, bo pracujemy razem i nie bardzo wiem, jak to wygląda w świetle etyki pracy.

- Dopóki ze sobą nie sypiacie, to wykpisz się ze wszystkiego. - Marcin stawia przede mną sok z czarnej porzeczki i siada obok. - I nie bądź taka lakoniczna, czekamy na jakieś pikantne szczegóły! - Puszcza do mnie oko, a ja trzepię go w ramię.

- Zainteresowałbyś się swoim życiem uczuciowym, misiu. - Pokazuję mu język i biorę łyk soku. - Mhm, dobre!

- Jest wystarczająco bogate - odpowiada. - Nie wykręcaj się, tylko mów, co i jak.

Wzdycham ciężko i siadam wygodniej.

- Nijak. Pracuję sobie od października z słoweńskimi lotnikami, zakumplowałam się najbardziej z Peterem, a potem jakoś tak wyszło. - Wzruszam ramionami. - Trochę to kłopotliwe ze względu na to, że jestem jego psychologiem, więc z początku tego nie chciałam, no ale był bardzo uparty. - Uśmiecham się lekko.

- Nigdy nie mogłam zrozumieć, na kiego grzyba ty się tak uczysz tego słoweńskiego, a tu proszę! Taka historia! - emocjonuje się Karolina. - On teraz przyjechał do Polski, nie?

- Tak, ale są w Wiśle i trenują - odpowiadam. - Ja przyjechałam na dwa dni do domu, a potem znów do pracy - wzdycham. - Jak kiedyś kursowałam ciągle Katowice-Zakopane, tak teraz miotam się między domem, a mieszkaniem w Kranju. A w weekendy na walizkach w rozjazdach po całej Europie.

- Nie myślałaś o tym, żeby się na stałe przeprowadzić do Słowenii, skoro tam pracujesz? - pyta Mateusz. - Zwłaszcza, że teraz masz jakby dodatkową motywację, prawda?

Zerkam na niego, bo w sumie ma rację. Przeprowadzka na stałe do Słowenii wiele by ułatwiała, ale... Ale oznaczałaby też poniekąd podjęcie pewnej poważnej decyzji. Nie wiem, czy jestem już w stu procentach na to gotowa.

- Myślałam o tym - mówię, pociągając łyk soku. - Faktycznie, byłoby mi łatwiej, ale jednak w Polsce mam przyjaciół i rodzinę. To poważny krok, a ja nie jestem pewna, jak to wszytko potoczy się dalej.

- Pamiętasz, co mi mówiłaś ostatnio? - Marcin zerka na mnie znad swojego piwa. - Że częściej żałujemy, że czegoś nie zrobiliśmy, niż, że coś zrobiliśmy? Spróbuj, przecież zawsze możesz tu wrócić, prawda?

Kiwam głową, a rozmowa powoli zaczyna schodzić na inne tematy, aż w końcu mój związek z Peterem przestaje być w centrum zainteresowania. Przysłuchuje się dyskusji pomiędzy Karoliną i Mateuszem dotyczącej koloru ścian w kuchni i nachodzi mnie refleksja, że to całkiem ciekawe, jak inni nas widzą. Moi szkolni znajomi, osoby z zupełnie innego środowiska. Nie patrzą na nas przez pryzmat sportu i łączących nas zawodowych relacji, przez co otrzymują zupełnie inny obraz. Obraz, który dla mnie jest całkowicie obcy i odrealniony, jakby mówili o jakiejś innej, nieznanej mi parze. A jednak są przy tym w jakiś sposób obiektywni, bardziej niż ja.

Prawda najprawdopodobniej leży gdzieś pomiędzy.

Jest już po północy, kiedy żegnam się z Karoliną i Matim, a Marcin ofiaruje się, że odprowadzi mnie do samochodu. Idziemy w milczeniu pod ramię, ignorując rozbawione i mocno już podchmielone towarzystwo na Mariackiej. Dopiero kiedy przystaję w poszukiwaniu kluczyków, które spadły na samo dno torebki, mężczyzna wzdycha, wbijając mocniej ręce w kieszenie kurtki.

- Coś się stało? - pytam.

- Nic, będę za tobą tęsknić, jeśli faktycznie się przeprowadzisz do tej Słowenii. To prawie osiemset kilometrów. - Przygląda mi się uważnie.

- Siedemset osiemdziesiąt - uściślam. - Mój samochód przekonał się o tym bardzo dokładnie.

- Pamiętaj, że jeżeli cię skrzywdzi, to natychmiast tam przyjadę i połamię mu nos i żebra, jasne? - Marcinowi włącza się tryb starszego brata, który czasem względem mnie wykazuje. - Uprzedź go, że nie jest jedynym Mistrzem Świata wśród twoich znajomych.

- Fakt, kumpluję się także ze Stochem. - Pokazuję mu język, choć dobrze wiem, że mówi o sobie i swoich medalach zdobytych w ju-jitsu. - A tak poważnie, to prędzej ja skrzywdzę jego, niż on mnie. Peter to anioł, nie człowiek.

- Skoro lata, to faktycznie! - śmieje się Marcin, nim poważnieje ostatecznie. - Odzywaj się czasem z tej Słowenii potem. I tak nam się paczka nieco rozleciała.

- Będę, obiecuję. - Uśmiecham się lekko, a Marcin przytula mnie na pożegnanie i czeka aż bezpiecznie wyjadę z parkingu. Macham mu jeszcze we wstecznym lusterku i nieśpiesznie jadę do domu.

Wchodzę na korytarz, starając się nie hałasować za bardzo kluczami. W przedpokoju na podłodze leży kartka z wiadomością od rodziców, czytam ją pobieżnie i po cichutku przechodzę do swojego pokoju, gdzie czeka na mnie pościelone łóżko. Opadam na nie zmęczona i, rezygnując nawet z kąpieli, niemal natychmiast zasypiam.

Odchodzę, bo kochamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz