11. Nie chcę, by była smutna [4/6]

52 5 1
                                    

[Klemens]

Ledwo zjedliśmy obiad, a już trzeba wracać na skocznię. Konkurs sam się nie wyskacze. Tym razem jadę wyjątkowo spokojny, wiem, że będzie dobrze. W końcu jest przy mnie Alicja. No, może nie do końca przy mnie, ale zawsze. Wystarczy, by zachować chłodną głowę i motywację do walki o wyniki.

Liczę, że spotkam się z nią na skoczni, bo ani podczas porannych serii, ani podczas obiadu nie udało mi się z nią zamienić ani słowa. Prawdę mówiąc, od wczorajszego wieczora, praktycznie nie mieliśmy okazji porozmawiać. Rano zniknęła w łazience i poszła wprost na śniadanie, na które zaspałem, tak że minąłem się z nią rano. Na skoczni udało jej się umknąć, na obiad to ona przybyła spóźniona z zaróżowionymi od mrozu policzkami. Żaden z tych momentów nie okazał się sprzyjający.

Znów rozgrzewam się pomiędzy zaspami, które wydają się bardziej uklepane niż rano, również mróz bardziej doskwiera. Potem oddaję całkiem dobry skok w serii próbnej, ale coś nie zagrało na progu, wiem jednak, które mięśnie muszę jeszcze dogrzać, by było okej. Mam chwilę czasu, więc rozglądam się za Alicją, jednak mam wrażenie, że zapadła się pod ziemię. Pytam o nią Maćka, Kamila i Dawida, jednak żaden z nich nie widział jej pod skocznią. Martwi mnie to trochę, czas jednak jechać na górę, skupiam się więc na postawionym przede mną zadaniu. Jej nieobecność jednak mnie trapi, bo choć skok w pierwszej serii wychodzi ładny, to czegoś w nim brakuje. Brakuje również punktów i pierwsze miejsce w tym konkursie odpływa w siną dal. Jak się postaram, to może załapię się na podium...

Kiedy tak przypatruję się tablicy wyników, obok mnie przeciska się z nartami Jurij, a mnie nagle oświeca.

- Nie widziałeś może Alicji? - pytam, mieszając w roztargnienia wszystkie znane mi języki i ignorując jakiekolwiek zasady gramatyki któregokolwiek z nich.

- Tak, jest u nas w domku. Grzeje się, bo Hvala wepchnął ją do zaspy.

- Do zaspy...? - dziwię się, jednak Jurij musi już jechać na górę.

Stoję chwilę zdezorientowany, jednak zaraz nadchodzi i moja kolej, więc chwytam narty i ruszam za nim. Jestem tak zamyślony, że skok wykonuję niemal odruchowo, co sprawia, że wychodzi bardzo ładny, ale jest „niedociągnięty" i jedynie trochę poprawiam swoją pozycję, co kończy się tym, że podium przechodzi mi koło nosa.

Kiedy już wiem, że nie będę musiał uczestniczyć w ceremonii dekoracji pod wpływem impulsu ruszam w kierunku domku Słoweńców i wślizguję się tam cicho.

- A psik! Masz tą herbatę? - Słyszę z sąsiedniego pomieszczenia głos Alicji, choć sensu się bardziej domyślam, gdyż mówi po słoweńsku. - Ja zabiję tego Hvalę, w przyszłym tygodniu... - urywa gwałtownie, gdy wsuwam się przez uchylone drzwi.

- Na zdrowie – mówię i podaję jej pudełko chusteczek, które leży poza jej zasięgiem. - Czemu nie zostałaś w hotelu, skoro jesteś chora?

- Bo dopiero pod skocznią Hvala wpadł na genialny pomysł, by natrzeć mnie śniegiem, jak jakiś szczeniak – mruczy i kicha jeszcze raz. - Nie powinno cię tu być – dodaje, kiedy już udrażnia nos.

Siadam obok niej i mocniej opatulam ją kocem. Nos ma zaczerwieniony i lekko rozpalone czoło, a w dłoniach kurczowo ściska kubek po malinowej herbacie.

- Nie zapytasz jak mi poszło? - pytam, by uniknąć odpowiedzi na jej pytanie.

- Przecież wiem. – Wskazuje brodą ekran telewizora, jednak ma na myśli swoją intuicję. Kicha raz jeszcze, a koc ponownie zsuwa się jej z ramion. - Lepiej się odsuń, bo się zarazisz.

- Mam lepszą odporność od ciebie, pamiętasz? - Poprawiam raz jeszcze koc i przytulam ją, bo cała pod nim drży. Opiera głowę na moim ramieniu, siąkając lekko nosem. Czuję na swoim policzku jej rozgrzane czoło i rozglądam się w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby jej pomóc.

- Alicja? Mam dla ciebie herbatę z miodem... - Peter zamiera na progu z kubkiem parującego naparu. Jego wzrok spoczywa na nas, jednak z jego twarzy nie da się odczytać co myśli.

- Postaw, chyba muszę się położyć. – Alicja z trudem odrywa głowę od mojego ramienia. Jest tak chora, że nijak nie reaguje na tę sytuację.

- Zawiozę cię do hotelu – proponuję i kiedy nie protestuje, biorę ją na ręce.

- Może... - Peter chce coś powiedzieć, ale kręcę głową.

- Zaraz zaczyna się dekoracja, naprawdę dam sobie radę.

Peter bez słowa kiwa głową i otwiera mi drzwi. Czuję na sobie jego wzrok, kiedy ruszam w kierunku samochodu.

- Peter? - odzywa się słabo Alicja znad mojego ramienia, a ja przystaję na chwilę. - Gratuluję wygranej.

Słoweniec uśmiecha się swoim wąskim uśmiechem i zamyka za sobą drzwi.

Odchodzę, bo kochamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz