13. To ty o niczym nie wiesz? [6/7]

51 4 18
                                    

[Klemens]

Skok w kwalifikacjach traktuję na spokojnie, treningowo. Czuję się dobrze, jestem jakiś spokojniejszy niż wczoraj. Może dlatego, że martwiłem się Alicją. Cały czas mam gdzieś z tyłu głowy świadomość, że powinienem się zastanowić nad tym, jak rozwiązać tę patową sytuację, jednak wciąż odsuwam to od siebie. Podświadomie wiem przecież, że jest jeden sposób rozwiązania. Jednak wiem, że nie jestem w stanie podjąć takiego kroku.

Oraz że to i tak niewiele da.

Czekam na konkurs, który trochę się opóźnia i machinalnie obracam w dłoniach telefon. Dlatego odbieram natychmiast, gdy nagle zaczyna dzwonić.

- Alicja? No w końcu...

- To ja, głuptasie! - Aga śmieje się do telefonu, a mnie robi się gorąco. - Ale tak się składa, że dzwonię właśnie w jej sprawie... Nie ma jej przy tobie, prawda? - upewnia się.

- Nie, właśnie czekałem na telefon od niej. Miała oddzwonić. – Nieco naciągam fakty, by ukryć, jak bardzo czekałem na jakiś znak życia od niej.

- O, to super – cieszy się moja żona. - Słuchaj, bo pomyślałam, że może przenocowałaby u nas przed Mistrzostwami Polski, co? Miałaby bliżej, a ja w końcu bym sobie z nią do porządku poplotkowała, w końcu tak długo jej nie widziałam...

- No w porządku, dlaczego nie? - mówię, choć ogarnia mnie lekkie przerażenie. Alicji też się to nie spodoba do końca. - Tylko dlaczego chcesz to trzymać przed nią w tajemnicy?

- A, to dotyczy drugiej części. Bo przy okazji chciałam dać jej prezent i chciałam się upewnić, że nie będzie podsłuchiwać. Jak sądzisz, niebieski czy zielony? - atakuje mnie nagłym pytaniem.

- Niebieski, pasuje jej do oczu – odpowiadam natychmiast zbity z tropu, nim zdążam się ugryźć w język. - Ale tak właściwie, co ma być niebieskie?

- Już nic, kochanie. Takie babskie sprawy, dzięki za pomoc. No i powodzenia oczywiście dziś, już ci nie przeszkadzam. – Aga rozłącza się, nim zdążam się otrząsnąć po tym natłoku informacji.

No pięknie.

Moja żona zaprasza Alicję do nas na weekend.

Moja żona przyjaźni się z Alicją. I robi jej świąteczne prezenty.

Czasem się zastanawiam, czy Agnieszka przedstawiłaby mi ją, gdyby miała świadomość, jakie będą tego konsekwencje.

- Kochanie, jesteś już w domu?

- Tak, a co? - pytam, przyciskając ramieniem telefon do ucha, mieszając jednocześnie zawartość patelni.

- Przyjdę niedługo z koleżanką. Przygotujesz jakąś kolację?

- Jasne, właśnie się robi – mówię, próbując zapanować nad patelnią.

- Kochany jesteś. Będziemy za 20 minut, dobrze?

- Ok, co prawda nie będzie gotowe, ale nie będziecie musiały długo czekać.

Aga rozłącza się, a ja skupiam się na posiłku. Muszę przerwać, bo Klimek zaczyna płakać w salonie, gdzie położyłem go do łóżeczka, kiedy zasnął podczas spaceru. Kiedy otwierają się drzwi wejściowe, właśnie odcedzam makaron.

- Wejdź dalej... Nie no, co ty, nie ściągaj butów... Klemens? - woła Aga.

- Ale pachnie. – Słyszę czyjś głos. - Aż zgłodniałam.

Wychodzę z kuchni, by się przywitać. Jakaś dziewczyna skacze na jednej nodze, próbując ściągnąć wysokiego kozaka, potargane brązowe włosy opadają jej na twarz, a warkocz zabawnie podskakuje na plecach.

Odchodzę, bo kochamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz