14. Przesadziłeś z tym kremem na zmarszczki [1/5]

46 5 4
                                    

[Klemens]

W Engelbergu czuć już świąteczną atmosferę. Zresztą, jak co roku. Piję z Jankiem i Maćkiem herbatę w jakiejś przytulnej kawiarni, patrząc, jak za oknem prószy śnieg.

Wszyscy pomyślnie przebrnęliśmy wczorajsze kwalifikacje, ze spokojem więc czekamy na dzisiejszy wieczorny konkurs.

- Chyba musimy się powoli zbierać – zauważa Janek, zerkając na zegarek. - Łukasz nas pogoni, jak znów wpadniemy na skocznię na ostatnią chwilę.

- Daj dopić herbatę, człowieku – wzdycha Kot. - Te trzy minuty cię nie zbawią.

Janek jednak już się niecierpliwi, więc rzeczywiści powoli zaczynamy się ubierać. Maciek szybko kończy herbatę i, wciąż marudząc, wychodzi za nami.

Ja sam nie mogę usiedzieć na myśl o konkursie. Cieszę się, bo wróciły moje najlepsze skoki, teraz widzę to wyraźnie. Czuję, że wszystko jest na właściwym miejscu.

Prawie.

Maciek z Jankiem przekomarzają się po drodze, a ja zastanawiam się, czy poszukać Alicji przed konkursem.

Wiem, że nie powinienem. Ale pokusa jest bardzo duża. Ostatecznie postanawiam, zdać się na los, wiedząc, że i tak będzie stać na dole i na pewno uda mi się z nią zamienić parę słów po skoku.

Wczoraj niestety mi się nie udało. Alicji po prostu nie było. Zagadnięci o to Słoweńcy, pośpieszyli z wyjaśnieniami, że nie dała rady dojechać na samolot i przyleci następnym, więc dotrze dopiero wprost na konkurs. Nie martwiłem się więc jej nieobecnością. Paradoksalnie, po jej tajemniczym zniknięciu w Lillehammer byłem dziwnie spokojny.

Jedziemy prosto na skocznię, gdzie czekają na nas już wszystkie nasze rzeczy. Serwisanci doprowadzają nasz sprzęt do perfekcyjnego stanu, a my odnajdujemy resztę grupy i dołączamy się do rozgrzewki.

Dawid gada jak nakręcony o tym, że dziś na pewno stanie na podium, bo czuje, że to jego dzień. Janek sprowadza go na ziemię, twierdzeniem, że Engelberg to przecież jego skocznia, bo to on tu stanął dwa razy na podium. Kamil nic nie mówi, tylko w skupieniu rozciąga się ze słuchawkami na uszach. Maciek z Piotrkiem dyskutują o tym, jak idą przygotowania do Wigilii i przekomarzają się, kto kogo przeskoczy w najbliższych Mistrzostwach Polski.

To z kolei przypomina mi o zaproszeniu Agi, które miałem przekazać Alicji. Na razie nie było okazji, postanawiam więc zrobić to po konkursie albo nawet jutro.

Trener zarządza koniec rozgrzewki, każe nam się dogrzać indywidualnie i wysyła Szybkiego i Dawida z Jankiem, na górę, bo powoli zbliża się ich kolej. Ja wchodzę jeszcze na chwilę do naszego „kontenera", który ma chronić nas od wiatru (daleko mu do przytulnych wiślańskich domków), żeby zabrać mój numer startowy i już jestem gotowy. Odbieram od serwisantów narty, oglądając je jeszcze dla pewności i wsiadam na wyciąg wraz z Kamilem.

Kiedy oglądam się za siebie, z wysokości kilkunastu metrów dostrzegam biegnącą postać z powiewającym za nią brązowym warkoczem. Uśmiecham się na ten widok, jednak przykazuję sam sobie skupić się przed skokiem. Alicja może poczekać.

Bo zawsze na mnie czeka.

Odchodzę, bo kochamWhere stories live. Discover now