- Dobrze - całuje mnie w czubek głowy i zamyka w mocnym uścisku. - Uważaj na siebie - szepcze mi jeszcze do ucha.
- Ty też - wspinam się na palce i składam szybki pocałunek na jego policzku, po czym chwytam walizkę i ruszam do hali odlotów. W drzwiach odwracam się jeszcze i macham na pożegnanie Peterowi, choć przecież zobaczymy się ponownie za parę dni.
Załatwiam wszystkie formalności i opadam na plastikowe krzesełko. Mam jeszcze trochę czasu do odlotu, dlatego sięgam po telefon, by sprawdzić wiadomości, które mnie ominęły. Ledwie udaje mi się go włączyć, a już dostrzegam przychodzące połączenie.
Kasia, a jakże.
- MITTNER POWIEDZ MI, ŻE DOBRZE WIDZĘ.
- Tak, też się cieszę, że cię słyszę - sarkam. - A co widzisz, bo wybacz, ale to nie wideokonferencja.
- Zdjęcia. Twoje i Petera. Z wczoraj - wyrzuca z siebie. - I, powiedz mi jak można wyglądać tak dobrze, w tak... przeciętnej sukience? - pyta urażona.
- Chciałaś powiedzieć "brzydkiej", prawda? - wzdycham. - Nie wiem, nie widziałam żadnych zdjęć i chyba nie chcę.
- Dobra, mniejsza o zdjęcia. Lepiej opowiadaj. Ze SZCZEGÓŁAMI - Kasia zmienia temat nie znoszącym sprzeciwu głosem.
- O czym niby? - dziwię się. - Kupiłam sukienkę, pojechałam na konferencję, nagadałam pseudomotywacyjnych bzdur, z czego nie jestem dumna, ucięłam sobie pogawędkę z szanownym panem prezesem i wróciliśmy do domu - wzruszam ramionami, bo naprawdę nie ma o czym rozmawiać.
- Właśnie, do domu. I? - podchwytuje Kasia, a mnie nachodzi nagła myśl.
- Chwiiila... Czy ty przypadkiem nie...? - zastanawiam się na głos. - A ja się zastanawiałam, skąd Cene wytrzasnął taki beznadziejny pomysł - wzdycham, uświadamiając sobie, że "wolna chata" to sprawka Katki.
- E, jak bezna-... - urywa, zadając sobie sprawę z tego, że się zdradziła. - No wiesz? Ty w ogóle w niego nie wierzysz! - obrusza się. - A teraz, gadaj, co się działo!
- Dzikie orgie i rozpusta - prycham. - Poznałam Demona... Domena, znaczy się - poprawiam się.
- No i...? - dopytuje się niecierpliwie.
- I nic, uroczy dzieciak. Wczoraj Peter opowiedział mi o Katji, pomógł wybrać sukienkę, pojechaliśmy na konferencję i tyle - streszczam szybko, omijając co mniej wygodne fragmenty. - Musiałam wcześnie wstać, więc zaraz po powrocie, poszłam do łóżka.
- Sama? - pyta natychmiast Kaś.
- Tak, sama - wywracam oczami.
- To ja ci załatwiam pusty dom, romantyczną sytuację, a ty idziesz spać? - pyta oburzona. - Jestem zawiedziona. Całowaliście się chociaż? - pyta bezwstydnie, a na moją twarz wypływa rumieniec.
- Nie - odpowiadam po sekundzie wahania.
Zdaje się jednak, że wahałam się odrobinę za długo.
- Kłamiesz! - wytyka mi śpiewnie Kaś, jak zwykle bezbłędnie mnie rozszyfrowując.
- W sumie wychodzi na to, że to ja go pocałowałam - wzdycham ciężko. - Ale to on zaczął! - podkreślam.
- No wreszcie!
- Jakie wreszcie? - prycham, nie rozumiejąc jej ekscytacji. Osobiście nie uważam, by wczorajsze wydarzenia były rozsądnym posunięciem. - Znamy się trzy miesiące, czego ty się spodziewałaś? Zresztą, nie powinniśmy - dodaję ciszej.
- Niby czemu nie? - dziwi się Kasia.
- A Katja? A jeśli ja też go tak zranię? - zastanawiam się po raz kolejny na tym, co gnębi mnie od wczoraj. Było miło, nawet bardzo, ale ma to też swoje konsekwencje. - Przecież...
- Lojalnie cię ostrzegam - przerywa mi Kasia zimno - że jeżeli w następnym zdaniu padnie słowo "Klemens" to cię znajdę i cię zdzielę czymś ciężkim w łeb.
- Spokojnie, nie miałam takiego zamiaru - wzdycham. - Chcę skończyć z tym raz na zawsze. Właśnie po to, by nie zranić Petera.
- Chyba do niego nie pojedziesz? - pyta Kaś podejrzliwie, a ja milczę, bo przecież i tak się domyśli. - ALKA, DO CHOLERY...!
- Zostawiłam u niego auto, pamiętasz? A mam mechanika umówionego, bo coś mi ręczny szwankuje, a i przegląd mi się zbliża - wyjaśniam.
- Alicja, poproś tatę, mamę, kogokolwiek...! Tylko tam, cholera jasna, nie jedź!
- Nie wyślę taty sto siedemdziesiąt kilometrów po samochód, ma wystarczająco dużo roboty - wywracam oczami. Zresztą, po paru dniach spędzonych z Peterem, jestem zmotywowana do poważnej rozmowy z Klemensem; nie wiem, czy później będę mieć wystarczająco dużo samozaparcia.
- TO JA PO NIEGO POJADĘ! - woła Kasia desperacko. - Choć, kurde, nie. Nie umiem jeździć tym twoim gratem.
- Dzięki - stwierdzam kwaśno. - Spokojnie, poradzę sobie. I obiecuję, że nie zrobię nic głupiego - mówię łagodnie.
- Alicja...!
- Kaś, chcę zamknąć już ten rozdział. I tyle - wzdycham, a na wyświetlaczu pojawia się informacja, że rozpoczyna się boarding. - Raz na zawsze, bez owijania w bawełnę. Muszę lecieć, odezwę się, jak wyląduję - rozłączam się, nim Kasia zdąża coś jeszcze powiedzieć i idę do bramki.
Wchodząc na pokład samolotu do Krakowa, zastanawiam się czy aby na pewno mam w sobie wystarczająco dużo siły, by odciąć się od Klemensa. I to definitywnie.
Ale wiem, że muszę to zrobić, bo inaczej skrzywdzę kolejną osobę. A tego chyba nigdy bym sobie nie wybaczyła.
YOU ARE READING
Odchodzę, bo kocham
RomanceGdybym tylko mogła pokochać go tak, jak tego pragnę. Tak, jak on tego pragnie. Choć odeszłam, to jakaś część mnie tam pozostała. A odeszłam, bo kochałam. I chyba nadal kocham.
20. Zamknięty rozdział [6/7]
Start from the beginning