Zerkam w dół i klnę pod nosem, dostrzegając nierówno zapięte guziki. Odkładam kanapkę i odwracam się od niego, by poprawić koszulę. Peter śmieje się cicho, widząc moje zakłopotanie, mnie jednak nie jest do śmiechu.
- Peter, jeżeli chodzi o wczoraj - mówię poważnie, spoglądając na niego ponownie, kiedy wszystko jest już jak należy - to chciałabym, żebyś wiedział, że...
- ...że na zawodach musimy zachować profesjonalizm, wiem - wchodzi mi w słowo, a ja wzdycham poirytowana.
- To też. Ale... pamiętasz, co ci kiedyś mówiłam? - pytam, a Peter podchodzi bliżej z wyrazem niezrozumienia w zmrużonych oczach. - O tym, że nie powinieneś mi ufać?
- Owszem, powiedziałaś mi wtedy też, że możesz mnie zranić - kiwa głową, dotykając mojego ramienia, a mnie przechodzi dziwny dreszcz.
- To nadal jest aktualne - mówię z ciężkim westchnieniem, odsuwając się nieco. - Nie chcę, żebyś spodziewał się po mnie zbyt wiele, bo nie mogę ci zbyt dużo zaoferować.
- Ala, nie możesz mnie zranić bardziej niż...
- ...niż Katja? Nie byłabym tego taka pewna - zaplatam ręce na piersi, czując, że brnę w niebezpieczny temat. Temat, którego nie chcę na razie poruszać.
- Co...
- To długa historia, Peter - wzdycham, odwracając głowę. - Bardzo długa i nie chcę o tym teraz rozmawiać. Zresztą nie zdążę ci jej opowiedzieć przed odlotem - dyskretnie przypominam mu, że za chwilę musimy jechać na lotnisko.
- Racja - odpowiada z niejakim zawodem. - Za pięć minut będę gotowy, możesz zejść do garażu, jeśli chcesz - dopija resztkę kawy, całuje mnie w czoło i wychodzi z kuchni.
Dokańczam kanapkę, po czym ogarniam pozostałości po naszym śniadaniu, zabieram walizkę i schodzę na dół. Peter dołącza do mnie po chwili, pakuje mój bagaż do auta i w milczeniu ruszamy w niedługą trasę na lotnisko. Podjeżdżamy niemal pod sam terminal, ale jakoś żadne z nas nie kwapi się, by wysiąść.
- To do zobaczenia - mówię w końcu, sięgając ku klamce. - Nie wiem, jak mi wypadną połączenia, ale pewnie zobaczymy się dopiero w Austrii.
Peter kiwa głową i pomaga mi wyjąć walizkę. Stoimy chwilę niezdecydowani przy samochodzie; żadne z nas nie chce jako pierwsze ruszyć w swoją stronę.
- Muszę już iść - odzywam się, łapiąc za rączkę walizki, kiedy Prevc nagle chwyta mnie za drugą rękę.
- Ala, posłuchaj...
Zmuszam się, by na niego spojrzeć; boję się, że zrobię lub powiem coś, co go zrani. A nie chcę tego.
- Jeśli chodzi o to, co powiedziałaś dziś w kuchni... - chwilę bije się z myślami, a ja w napięciu czekam na jego następne słowa. - To chcę, żebyś wiedziała, że niezależnie do tego, z czym się borykasz, ja postaram ci się pomóc. Tak jak ty pomogłaś mnie - bierze głęboki oddech, nim kończy. - Poradzimy sobie z tym. Razem, jeśli tylko chcesz.
Uśmiecham się smutno, mimo iż doceniam jego słowa. Nie jestem jednak pewna, czy to coś, z czym można sobie tak po prostu poradzić. Wiem dobrze, że muszę zacząć od siebie. I mam zamiar zrobić to już dziś.
- Dziękuję, Peter. To wiele dla mnie znaczy - odpowiadam w końcu, bo nadal czeka na moją odpowiedź. - I obiecuję ci, że wyjaśnię ci wszystko, bo na to zasługujesz, ale... Ale potrzebuję jeszcze trochę czasu, dobrze? Muszę najpierw zamknąć kilka spraw, kilka... rozdziałów w moim życiu - zerkam na niego, a on uśmiecha się ciepło.
YOU ARE READING
Odchodzę, bo kocham
RomanceGdybym tylko mogła pokochać go tak, jak tego pragnę. Tak, jak on tego pragnie. Choć odeszłam, to jakaś część mnie tam pozostała. A odeszłam, bo kochałam. I chyba nadal kocham.
20. Zamknięty rozdział [6/7]
Start from the beginning