20. Zamknięty rozdział [6/7]

Start from the beginning
                                    

Zerkam w dół i klnę pod nosem, dostrzegając nierówno zapięte guziki. Odkładam kanapkę i odwracam się od niego, by poprawić koszulę. Peter śmieje się cicho, widząc moje zakłopotanie, mnie jednak nie jest do śmiechu.

- Peter, jeżeli chodzi o wczoraj - mówię poważnie, spoglądając na niego ponownie, kiedy wszystko jest już jak należy - to chciałabym, żebyś wiedział, że...

- ...że na zawodach musimy zachować profesjonalizm, wiem - wchodzi mi w słowo, a ja wzdycham poirytowana.

- To też. Ale... pamiętasz, co ci kiedyś mówiłam? - pytam, a Peter podchodzi bliżej z wyrazem niezrozumienia w zmrużonych oczach. - O tym, że nie powinieneś mi ufać?

- Owszem, powiedziałaś mi wtedy też, że możesz mnie zranić - kiwa głową, dotykając mojego ramienia, a mnie przechodzi dziwny dreszcz.

- To nadal jest aktualne - mówię z ciężkim westchnieniem, odsuwając się nieco. - Nie chcę, żebyś spodziewał się po mnie zbyt wiele, bo nie mogę ci zbyt dużo zaoferować.

- Ala, nie możesz mnie zranić bardziej niż...

- ...niż Katja? Nie byłabym tego taka pewna - zaplatam ręce na piersi, czując, że brnę w niebezpieczny temat. Temat, którego nie chcę na razie poruszać.

- Co...

- To długa historia, Peter - wzdycham, odwracając głowę. - Bardzo długa i nie chcę o tym teraz rozmawiać. Zresztą nie zdążę ci jej opowiedzieć przed odlotem - dyskretnie przypominam mu, że za chwilę musimy jechać na lotnisko.

- Racja - odpowiada z niejakim zawodem. - Za pięć minut będę gotowy, możesz zejść do garażu, jeśli chcesz - dopija resztkę kawy, całuje mnie w czoło i wychodzi z kuchni.

Dokańczam kanapkę, po czym ogarniam pozostałości po naszym śniadaniu, zabieram walizkę i schodzę na dół. Peter dołącza do mnie po chwili, pakuje mój bagaż do auta i w milczeniu ruszamy w niedługą trasę na lotnisko. Podjeżdżamy niemal pod sam terminal, ale jakoś żadne z nas nie kwapi się, by wysiąść.

- To do zobaczenia - mówię w końcu, sięgając ku klamce. - Nie wiem, jak mi wypadną połączenia, ale pewnie zobaczymy się dopiero w Austrii.

Peter kiwa głową i pomaga mi wyjąć walizkę. Stoimy chwilę niezdecydowani przy samochodzie; żadne z nas nie chce jako pierwsze ruszyć w swoją stronę.

- Muszę już iść - odzywam się, łapiąc za rączkę walizki, kiedy Prevc nagle chwyta mnie za drugą rękę.

- Ala, posłuchaj...

Zmuszam się, by na niego spojrzeć; boję się, że zrobię lub powiem coś, co go zrani. A nie chcę tego.

- Jeśli chodzi o to, co powiedziałaś dziś w kuchni... - chwilę bije się z myślami, a ja w napięciu czekam na jego następne słowa. - To chcę, żebyś wiedziała, że niezależnie do tego, z czym się borykasz, ja postaram ci się pomóc. Tak jak ty pomogłaś mnie - bierze głęboki oddech, nim kończy. - Poradzimy sobie z tym. Razem, jeśli tylko chcesz.

Uśmiecham się smutno, mimo iż doceniam jego słowa. Nie jestem jednak pewna, czy to coś, z czym można sobie tak po prostu poradzić. Wiem dobrze, że muszę zacząć od siebie. I mam zamiar zrobić to już dziś.

- Dziękuję, Peter. To wiele dla mnie znaczy - odpowiadam w końcu, bo nadal czeka na moją odpowiedź. - I obiecuję ci, że wyjaśnię ci wszystko, bo na to zasługujesz, ale... Ale potrzebuję jeszcze trochę czasu, dobrze? Muszę najpierw zamknąć kilka spraw, kilka... rozdziałów w moim życiu - zerkam na niego, a on uśmiecha się ciepło.

Odchodzę, bo kochamWhere stories live. Discover now