18. To nie tak, jak myślisz! [8/10]

Start from the beginning
                                    

- No?

- Zajmij się proszę Tepesem, bo naprawdę wolałabym nie mieć świadków dzisiejszego poranka... – mówię, świadoma tego, że Jurij nam tego nie zapomni i będzie wypominał przez następne miliard lat.

- A załatwisz mi alibi? - upewnia się Peter, jak widać dość jednoznacznie odbierając zwrot "zająć się Tepesem".

- Dla ciebie wszystko – posyłam mu buziaka i uciekam, bo im dłużej patrzę na niego, kiedy jest tak niekompletnie ubrany, tym dziwniejsze myśli zaczynają mi się kłębić w głowie, a świadomość mojej wczorajszej „pomyłki" wcale w tym nie pomaga.

Rany boskie. Spałam z nim w jednym łóżku. Całą, calutką noc. I to jeszcze rozebrana prawie jak do rosołu. A moją pierwszą myślą po przebudzeniu było to, że mogłabym się tak budzić co rano. O drugiej wolę nie wspominać.

Oj, Mittner. Weź ty się lepiej opanuj.

Zahaczam tylko szybko o mój pokój, gdzie biorę szybki, a na dodatek zimny prysznic i przebieram się w coś wygodniejszego od mojej koktajlowej sukienki. Zaplatam włosy w warkocz, bo korzystając z kilkugodzinnej wolności zmieniły się w coś, co absolutnie nie nadaje się do prezentowania szerszej publice. Dwadzieścia minut później wchodzę do naleśnikarni, w której umówiłam się z Kasią. Mimo iż jestem odrobinę spóźniona, to i tak muszę na nią czekać.

Znacząco stukam się w zegarek, którego nie posiadam, kiedy podchodzi do mnie parę minut później, przecierając zaspane oczy.

- Wyjątkowo to ja dziś zapytam: „Kupić ci budzik...?" - mówię, kiedy opada na siedzenie naprzeciwko mnie.

- Kto to wymyślił, żebyśmy się tu spotkały o takiej nieludzkiej godzinie...?! - wzdycha, ignorując mój przytyk.

- Ty – przypominam jej bezlitośnie. - A ósma rano to jeszcze nie jest jakaś zabójcza pora... Coście tam wyprawiali wczoraj, że taka wypluta jesteś, co? - pytam.

- Graliśmy w pokera – opowiada krótko, zasłaniając się kartą menu.

- ...rozbieranego? - pytam nie bez nuty złośliwości.

- W TEXASA – odpowiada dobitnie. - Coś ty dziś jakaś taka rozochocona...? - zaczyna mi się uważnie przyglądać. - Przyznaj się, olałaś imprezę i poszłaś spać po dobranocce, dlategoś taka wyspana...

- Wręcz przeciwnie – ziewam, jakby na potwierdzenie tych słów. - Byłam tak zmęczona, że ostatecznie wylądowałam u Petera w łóżku, a ono strasznie wąskie jest... – wzdycham.

- COOO...?! - Kasia wytrzeszcza oczy, a ja uświadamiam sobie, że chyba nie do końca przemyślałam swoją wypowiedź.

- Cholera, to nie tak miało zabrzmieć – mruczę z zakłopotaniem. - Pomyliłam piętra w nocy i wpakowałam się do pokoju Petera i Tepesa... NIC WIĘCEJ – podnoszę nieco głos, widząc jej wzrok, który sugeruje mi, że nie wierzy w ani jedno moje słowo. Jak Jurij, normalnie.

- Jaaasne... - wywraca oczami, potwierdzając moje domysły. Nie mam jednak szans na ripostę, bo podchodzi kelnerka, by zebrać od nas zamówienie, po czym pozbawia mnie tarczy w postaci karty dań. - Cholera, Alicja, ty to masz tempo... - kręci głową Kaś, kiedy ponownie zostajemy same.

- Katarzyno...! - cedzę przez zęby, robiąc się coraz bardziej czerwona, bo jej niewypowiedziana sugestia krystalizuje się w moim umyśle. - Nic. Się. Nie. Wydarzyło. Jasne? – informuję ją po raz kolejny, plując sobie w brodę za nieprzemyślane odpowiedzi w jej towarzystwie.

- Mhm... Jasne. A promieniejesz tak bladym świtem, bo sobie dożylnie wstrzyknęłaś końską dawkę dopaminy, co? – sarka. - Mów lepiej co się wczoraj wydarzyło, skoro NIC się nie wydarzyło – uśmiecha się złośliwie.

Na moją odpowiedź musi jednak poczekać, bo właśnie dociera do nas nasze zamówienie i przez następne kilka minut jesteśmy w stanie wymieniać jedynie ochy i achy nad zaserwowanymi nam naleśnikami, które są najlepszymi naleśnikami jakie kiedykolwiek jadłam. Wliczając to te usmażone przez mojego tatę, który jest w tej dziedzinie mistrzem pokroju Kamila Stocha. Choć nie dostał za nie jeszcze żadnego medalu.

- O matko, ale się najadłam... - wzdycha Kasia, kiedy już składa sztućce. - A teraz gadaj w końcu, bo inaczej wyciągnę to od Cene albo Tepesa.

- Jurij ci wyśpiewa ubarwioną, BARDZO ubarwioną wersję, a Cene nic nie wie – odpowiadam. - Tak naprawdę, to... - popadam w zamyślenie, bo dopiero teraz mam okazję na spokojnie poukładać sobie to, co wydarzyło się wczoraj.

- No? - zachęca mnie Kasia, kiedy milczę dłuższą chwilę.

Wspominam spojrzenia wymienione w łazience, dotyk jego rąk na moich ramionach, ledwo wyczuwalne aluzje, zapach, którym była przesycona jego marynarka, zarzucona na moje ramiona, życzenia noworoczne oraz dziesiątki innych gestów, które wczorajszego wieczora dotarły do mnie z zadziwiającą jaskrawością.

Nagle uświadamiam sobie, że tak naprawdę dzisiejszego poranka wcale nie żałowałam tego, że znalazłam się przypadkowo w jego pokoju, tylko tego, że...

...tylko tego, że nie byliśmy tam sami.

- Zdaje się, że miałaś rację... - mówię w zamyśleniu, pozwalając moim myślom nieco odpłynąć. Nawet trochę za bardzo. Kasia ponagla mnie wymownym spojrzeniem, wracam więc prędko na ziemię i rozwijam temat. - Chyba rzeczywiście się w nim zakochałam.

- No! - komentuje to krótko Kasia, pełnym satysfakcji głosem. - W końcu wychodzisz na prostą... Tylko, Alka...? - na jej twarzy ponownie pojawia się niepewność.

- Hm...?

- Ale nie rób tego tylko ze względu na Klemensa. Nie rób tego tylko dlatego, żeby łatwiej ci było o nim zapomnieć, okej? - prosi. - Bo Peter naprawdę zasłużył na coś więcej. Na ciebie w całości, a nie na jakieś nędzne resztki... - dodaje nieco ponuro, a mnie przypomina się, że ona przecież coś wie.

Wie coś, o czym Peter chce mi powiedzieć. Tak jak ja muszę mu powiedzieć, że...

Że nie mogę mu oddać swojego serca w całości.

Bo jakaś część mnie już zawsze będzie kochać Klemensa.

Odchodzę, bo kochamWhere stories live. Discover now