- A ja musiałem się przewietrzyć – mówię, zawieszając wzrok na wiewiórce, która staje słupka i przygląda nam się ciekawie. - Oczyścić głowę przed jutrem.
Wiewiórka podbiega do nas i zatrzymuje się zaledwie metr od ławki. Alicja kuca ostrożnie i wyciąga przed siebie dłoń z solonym orzeszkiem. Rude zwierzątko przekrzywia głowę i podbiega jeszcze kilkanaście centymetrów. Wyciąga przed siebie szyję i ostrożnie obwąchuje rękę dziewczyny, nim niepewnie sięga po smakołyk. Alicja uśmiecha się, patrząc jak zwierzątko cofa się odrobinę i zaczyna obgryzać orzeszek.
- Spróbuj – mówi, wyciągając z paczki ukrytej w kieszeni płaszcza kolejnego. - Ale musisz być ostrożny.
Idę za jej przykładem i powoli kucam, wyciągając przed siebie rękę z orzeszkiem. Czuję jak sól oblepia mi palce, ale wiewiórce to nie przeszkadza, bo spogląda na mnie z zainteresowaniem i pokonuje dzielącą nas przestrzeń. Ponownie staje słupka i ostrożnie obwąchuje moje palce, kurczowo trzymające orzeszek. Wysuwam dłoń minimalnie do przodu, jednak zbyt duża ilość soli, w której obtoczony jest przysmak sprawia, że ten wyślizguje mi się z placów, a wiewiórka z prędkością światła ucieka z powrotem na drzewo po drugiej stronie ścieżki.
Wzdycham ciężko i wracam na ławkę. Alicja siada obok mnie, wyciąga z kieszeni prawie opróżnioną już paczkę orzeszków i częstuje mnie nimi.
- Ze skokami jest trochę jak z tą wiewiórką – mówi nagle cicho, grzebiąc w paczce. - Trzeba być bardzo ostrożnym. Niby wiesz, że musisz być cierpliwy, musisz poczekać, aż przyzwyczai się do twojego zapachu, nabierze zaufania... A mimo to zawsze coś może pójść nie tak. Jako dziecko często karmiłam wiewiórki w parku i rzadko się zdarzało, że uciekały. Jakoś instynktownie wiedziałam, co powinnam robić. A teraz, kiedy za bardzo się nad tym zastanawiam... wtedy częściej coś zaczyna nie wychodzić – ponownie wyciąga w moim kierunku paczkę z orzeszkami. - Ostatni dla ciebie, kto zjada ostatki jest piękny i gładki...
- Mnie już chyba nic nie pomoże – wzdycham, ale sięgam do paczki.
- Ale ty już znalazłeś swoją księżniczkę – uśmiecha się do mnie.
- Oj tak – wzdycham ponownie. - A co do tych wiewiórek, to chyba masz rację... W skokach nie powinno się myśleć... nie za dużo – mówię z zamyśleniem.
- Najważniejsze, żeby to sprawiało ci przyjemność, aby czerpać z lotu jak najwięcej radości – kiwa głową, zgniatając papierek. - Pamiętasz, co powiedziałam wam na pierwszym spotkaniu...?
Uśmiecham się na to wspomnienie. Choć od tego czasu minął zaledwie miesiąc, to Alicja zdążyła już przeprowadzić małą rewolucję. Choćby sama jej obecność tutaj, w Klingenthal.
- Owszem, zdaje się, że było to coś w stylu „wyglądacie jak latające worki cementu. A worki cementu nie potrafią przecież latać" - cytuję jej słowa, które wtedy zabrzmiały dla nas niemalże jak obelga. Dziś potrafię dostrzec ich prawdziwość.
- Bo dokładnie tak było – Alicja kiwa ponownie głową. - Mój tata zwykł mawiać, że „te całe skoki to jakiś jeden wielki szwindel, bo oni wszyscy przecież spadają". I tak było. Wyście nie latali, ani nawet nie skakali. Wy po prostu spadaliście, czasem dalej, czasem bliżej, czasem nawet całkiem daleko. Ale ze skakaniem nie miało to nic wspólnego.
- A dziś? - pytam.
Alicja posyła mi spojrzenie z ukosa.
- Cóż, motylkami bym was jeszcze nie nazwała, ale latającymi rybami już i owszem – puszcza mi oko i wstaje z ławki. - Albo latającymi wiewiórkami, żeby było tematycznie – wskazuje rude kity, które migają gdzieś wśród gałęzi pobliskiego drzewa.
STAI LEGGENDO
Odchodzę, bo kocham
Storie d'amoreGdybym tylko mogła pokochać go tak, jak tego pragnę. Tak, jak on tego pragnie. Choć odeszłam, to jakaś część mnie tam pozostała. A odeszłam, bo kochałam. I chyba nadal kocham.
18. To nie tak, jak myślisz! [7/10]
Comincia dall'inizio