#36

358 18 0
                                    

Na zmianę przyspieszałam, kiedy tylko mogłam i zwalniałam, gdy już zaczynało mi brakować sił. Zgodnie z poleceniem dziadka, omijałam szerokim łukiem wszelkie drogi i zabudowania. Poruszałam się po leśnych i polnych ścieżkach, a jeśli trasa tego wymagała, przedzierałam się przez kępy krzaków i niskich drzew, obdzierając całe ręce i łydki niemal do krwi.

Najgorsze było to, że nie miałam bladego pojęcia, gdzie właściwie jestem ani dokąd zaprowadzi mnie wybrana przeze mnie trasa. Równie dobrze mogłam ciągle kręcić się w kółko, jak i iść w najgorszym możliwym kierunku. Prawie w ogóle nie znałam bardziej oddalonych od domu Emilii lasów, a nie mogłam sobie pozwolić na spacer wzdłuż pól, gdzie byłabym widoczna jak na dłoni.

A te lasy były naprawdę ogromne. Rozciągały się na odległość kilkudziesięciu kilometrów, na obszarze których prawie nie znajdowały się żadne budynki, nie mówiąc już o miastach. Z oznaczeń szlaków dla rowerzystów niewiele rozumiałam, a oprócz nich jedyne znaki, które mijałam po drodze alarmowały o powiadomienie służb leśnych, gdyby w okolicy pojawił się pożar. Byłam zdana wyłącznie na swój zmysł orientacji, więc równie dobrze mogłam po prostu przyznać, że się zgubiłam.

W dodatku nawet nie widziałam, gdzie właściwie zmierzam. Do miasta? Świetnie, dzięki za radę, tylko ciekawe co niby dalej mam robić.

Słońce powoli chyliło się ku horyzontowi. Chciałam przebyć jak największy dystans za dnia, kiedy będę jeszcze cokolwiek widzieć. Jednak wieczór zbliżał się nieubłagalnie i w końcu otoczyła mnie całkowita ciemność. Z jednej strony niby łatwiej było mi się niezauważenie poruszać i w razie potrzeby ukryć. Z drugiej niestety rosła szansa, że sama wywrócę się o jakiś konar albo co gorsza, nie zauważę zbliżającego się zagrożenia.

Byłam głodna, spragniona i wykończona. Lekkie, założone na szybko ubrania nie dawały żadnej ochrony przed zimnem. Ale czego mogłam się spodziewać? Wyszłam z domu z myślą jedynie o krótkim spacerze po lesie, a nie o zaciętej pogoni po całym powiecie. W dodatku rano nie zjadłam nawet śniadania, więc nie miałam nic w brzuchu od prawie dwóch dni. Do tego dochodził jeszcze nieustanny strach i adrenalina. W skrócie: czułam się beznadziejnie. I właśnie dlatego, że przez zmęczenie zaczynałam tracić czujność, nie zauważyłam nic niepokojącego, dopóki kilka sylwetek nie znalazło się zaledwie kilkanaście metrów ode mnie.

Momentalnie poczułam, jak serce podskakuje mi do gardła.

Zbliżali się do mnie o wiele za szybko. Zmusiłam swoje wyczerpane ciało do ostatniego wysiłku i resztkami sił rzuciłam się do ucieczki. Panicznie przeczesywałam wzrokiem otoczenie, w poszukiwaniu jakiejkolwiek kryjówki. Gdybym chociaż znalazła się poza ich polem widzenia...
Po przebiegnięciu zaledwie stu metrów poczułam, jak moja prawa stopa o coś zahacza. Odruchowo wyciągnęłam ręce do przodu, spodziewając się spektakularnej wywrotki. Jednak nic takiego się nie stało. Za to coś oplotło moje ciało i pociągnęło je do góry.

Krzyknęłam. Przez kilka sekund byłam zupełnie zdezorientowana. Rozejrzałam się, próbując zrozumieć, co się właśnie stało.

Nie. Nie, nie, nie! To są chyba jakieś kpiny!

Ogarnęła mnie fala wściekłości. Przeklęłam siarczyście i z całej siły pociągnęłam za sznury, chociaż widziałam, że to i tak nic nie da.

Otóż ze swoim legendarnym szczęściem, wpadłam w sieć myśliwską.

Rozległy się pogardliwie śmiechy. Padły na mnie snopy światła kilku latarek. Odruchowo zamknęłam oczy, oślepiona nagłą jasnością. Osłoniłam się dłonią i zmusiłam się, by unieść powieki. Musiałam za wszelką cenę widzieć, co się dzieje.

Światełko W Tunelu / PORWANAWhere stories live. Discover now