#22

660 26 2
                                    

Wysiedliśmy z samochodu na niewielkim parkingu. Przeszywający wiatr smagał mi twarz i wywiewał łzy z oczu. Otuliłam się szczelniej płaszczem i poprawiłam szalik. Dochodził koniec listopada i jak na tą porę roku, było naprawdę zimno.

- Na pewno nie chcesz iść z nami? - zwróciłam się do cioci, która została w aucie

- Na pewno. Poczekam tu na was. Alejka szósta.

Shawn złapał mnie delikatnie za rękę i pociągnął w kierunku metalowej bramy. Niedawno było wszystkich świętych, więc na grobach wciąż stały wiązanki i paliły się znicze.

Szliśmy alejkami we wskazane miejsce. Shawn cały czas starał się dodać mi otuchy, ale niezbyt mu się to udawało. Nie miałam nastroju na te jego żarciki i dziwiło mnie, że tego nie rozumiał. Ale tak naprawdę, miałam wrażenie, że nie wiedział, jak się zachować. Z tego co mi powiedział, nigdy nie stracił nikogo bliskiego. Nie znał tego bólu, uczucia pustki, ani wrażenia, że utraciło się część siebie. Doceniałam to, że próbował mnie pocieszyć, ale w tamtej chwili chciałam, by nic nie mówił tylko po prostu przy mnie był.

W końcu dotarliśmy do wielkiego, marmurowego grobowca. Na środku płyty, widniał złoty napis Rodzina Wiles, a pod nim znajdowały się trzy, tak boleśnie znajome nazwiska.

Do oczu napłynęły mi łzy. Pierwszy raz widziałam miejsce spoczynku moich rodziców. Podeszłam bliżej i dotknęłam ich twarzy. Na zdjęciach uśmiechali się radośnie do obiektywu i z oczekiwaniem patrzyli w przyszłość. Skąd mogli wiedzieć, że śmierć znajdzie ich tak szybko? Byli tacy młodzi...

Na widok trzeciego nazwiska, poczułam ukłucie w sercu.

Harold Wiles żył lat 64

Na swojej fotografii był kilka lat młodszy i się uśmiechał. W ostatnich latach prawie w ogóle tego nie robił. Odkąd pamiętam sprawiał wrażenie surowego i zmęczonego życiem. Uśmiech u niego był czymś niepokojącym i prawie nigdy nie oznaczał nic dobrego.

Zapaliliśmy znicze i usiedliśmy na ławeczce. Położyłam Shawnowi głowę na ramieniu, a on objął mnie ręką i przytulił. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w szum wiatru.

- Shawn nie wiem, czy sobie poradzę. - westchnęłam - Boję się, że mnie to przerasta. Przy Susan i innych staram się być silna, ale... w głębi duszy nadal to wszystko przeżywam. Ciężko mi.

- Nie dziwię ci się. Ale chcę ci coś powiedzieć. - uśmiechnął się - Jesteś silniejsza niż myślisz.

- Jasnee. Łatwo ci mówić. Mam wrażenie, że płaczę tak często, że mogłabym nawodnić wszystkie rośliny na tej planecie. Koniec z suszą.

- Płacz to nie słabość, Cassie. Zapamiętaj to sobie.

- Jasne, łatwo ci mówić.

- Hej, spójrz na mnie. - poprosił, więc spojrzałam - Już ci to mówiłem, ale powtórzę, żebyś w końcu zrozumiała. Nie znam nikogo tak silnego jak ty. I widziałem to w tobie od samego początku. Przeżyłaś piekło, a mimo to się nie poddajesz i chcesz pomagać. Właśnie to sprawia, że jesteś wyjątkowa.

Uśmiechnęłam się lekko.

- Dzięki.

- A skoro już o pomaganiu mowa...- zerknął na mnie znacząco - To powinnaś się jeszcze dokładnie zastanowić, czy na pewno tego chcesz.

Jęknęłam

- Następny. Byłoby mi o wiele łatwiej, gdyby każdy nie podważał moich decyzji. Tak Shawn, chcę. Chcę dopilnować, by już nikogo nie spotkało to co mnie ani to co ich. - wskazałam ręką na twarze, wpatrujące się w nas z fotografii.

Światełko W Tunelu / PORWANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz