#35

333 20 0
                                    

Mocno zacisnęłam oczy, czekając na ból, śmierć, cokolwiek. Tymczasem kolejne sekundy mijały i nic takiego nie następowało.

Wciąż znieruchomiała ze strachu ostrożnie uniosłam powieki.

Facet, który jeszcze chwilę temu we mnie celował, leżał bez życia na ziemi, a na jego koszuli rosła wielka, czerwona plama.

Kilka metrów za nim stał starszy mężczyzna. Ubrany był w czarną, skórzaną kurtkę i ciemne spodnie, a od łokcia w dół nie miał ręki. W drugiej dłoni trzymał opuszczony już pistolet.

Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Zamrugałam kilkakrotnie, jednak nic to nie dało. Staruszek nadal stał tam, gdzie stał i przyglądał mi się z troską. Gdybym nie znała go tak dobrze nie zauważyłabym przerażenia, powoli znikającego z jego twarzy.

Nie no, ni cholera - umarłam.

Musiałam zrobić przekomiczną minę, bo roześmiał się cicho.

Ostrożnie wstałam, z całych sił starając się nie przewrócić. Nogi nadal miałam jak z waty, a głowa bolała mnie niemiłosiernie.

- Nie żyję? - Bardziej stwierdziłam niż zapytałam.

- Nie. - uśmiechnął się lekko - Chociaż bardzo się starałaś.

Dziadek kiwnął do mnie zachęcająco, dając mi znak, abym podeszła bliżej. Nie zważając na ból podbiegłam do niego, a on mocno mnie przytulił.

- Twoja ręka... - wyszeptałam.

- Ciii... - mruknął i pogładził mnie po plecach - Już dobrze.

- Przecież ty nie żyjesz. Wszyscy mówili...Widziałam twój grób!

Nie mieściło mi się to w głowie. Miałam wrażenie, że to sen i za chwilę się obudzę. Minęło tyle tygodni, odkąd go ostatni raz widziałam. Rozstaliśmy się w złości i bardzo żałowałam, że nie będę miała już okazji się z nim pogodzić. Tymczasem staliśmy jak gdyby nigdy nic w lesie, a on...

- Nie wszystko jest takie, jak się wydaje.

Uśmiechnęłam się smutno

- Już ktoś mi to kiedyś powiedział.

- Cassie - Odsunął się, żeby spojrzeć mi w oczy - Dawałem tą radę twojej matce, a teraz dam ją tobie. Nigdy nie wierz w czyjąś śmierć, dopóki na własne oczy nie zobaczysz ciała. Nigdy.

Nie mogłam się z nim nie zgodzić. Tylko szkoda, że powiedział mi to tak późno.

- Skąd ty się tu w ogóle wziąłeś?

- Trochę podróżowałem. Odwiedziłem starych znajomych w Anglii, a później wróciłem do kraju.

- Mam na myśli skąd się tutaj wziąłeś?

- Skarbie, mieszkam w okolicy od miesiąca. Dziwię się, że tak długo tego nie zauważyłaś. - Gdy zobaczył moją zaskoczoną minę, uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Powiedzmy, że mam na ciebie oko.

Przypomniało mi się, jak Connie wspominała o jednorękim potworze mieszkającym w lesie. Teraz nareszcie zrozumiałam, o co jej chodziło.

- Skąd wiedziałeś, że tu jestem? Wszyscy myślą, że nie żyję.

Chciałam zobaczyć, jak zareaguje na taką wiadomość, ale nie wydawał się ani trochę zaskoczony. Przyjrzałam mu się uważnie, a elementy układanki same wskoczyły na swoje miejsce.

- Wiesz o wszystkim, prawda?

Skinął głową.

- Ale jak?

Kąciki jego ust znów uniosły się do góry.

- Mam swoje kontakty. Powiedzmy, że ze wszystkim jestem na bieżąco.

- Ale skoro wszyscy myślą, że umarłam...

- Tu akurat zdałem się na swoją intuicję. Byłem prawie pewien, że uciekłaś a nie zostałaś zamordowana, ale nie miałem żadnych dowodów. Wydarzenia tamtego dnia wydawały mi się zbyt dziwne, żeby wyciągać tak drastyczne wnioski. Według mnie, za bardzo się z tym pospieszyli, bo owszem, nie udowodniono, że żyjesz, ale nie udowodniono też, że umarłaś. Ale nie chciałem wszystkim dawać niepewnej nadziei, gdyby się okazało, że jednak nie miałem racji. Nie żebym miał za bardzo z kim o tym porozmawiać. Zresztą i tak nigdy mi w tych sprawach nie wierzono. - przewrócił oczami - A szkoda, bo nie raz miałem rację. Krótko mówiąc, przypuszczałem, że przetrwałaś, ale się ukrywasz. W końcu jesteś z Wilse'ów. - poklepał mnie z dumą po ramieniu, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam. Dziadek nigdy nie był zbyt rozrzutny w dawaniu komplementów, więc takie słowa z jego ust wiele dla mnie znaczyły.

- Chociaż nie miałem pojęcia, że mieszkasz akurat tutaj. Możesz sobie wyobrazić mój szok, gdy zobaczyłem cię w sklepie. Wtedy zrobiłem szybkie rozeznanie i dowiedziałem się, że gości cię Emilia Revers. Swoją drogą, świetny wybór. To dobra kobieta.

- Powoli. - uniosłam rękę do czoła, próbując zebrać myśli. To wszystko działo się cholernie szybko i nie zdążyłam jeszcze wszystkiego przetrawić. - Jakie kontakty? Chcesz powiedzieć, że ktoś wiedział, że żyjesz?

- Tak. - Odparł krótko.

Spojrzałam na niego z niedowierzeniem. To jest cała jego odpowiedź?

- Dlaczego ten ktoś nam nie powiedział? Wiesz, ile dałabym, żeby wtedy coś takiego usłyszeć?

Uniósł tylko brew.

- A dlaczego ty im nie powiesz, że masz się świetnie i w sumie to wszyscy opłakują cię bez powodu?

Otworzyłam usta, żeby zaprotestować, ale po chwili zrezygnowałam. W głębi duszy wiedziałam, że ma trochę racji, mimo to nie wydawało mi się to w porządku. Nie byliśmy w tej samej sytuacji.

- Kto to jest? - zapytałam zamiast tego

- Nie mogę ci powiedzieć. Dla dobra tej osoby. - Jego spojrzenie spoważniało i wiedziałam, że nie mam co liczyć na to, że czegoś się dowiem.

Nagle usłyszałam dźwięk powiadomienia z jego telefonu. Sięgnął do kieszeni i przeczytał wiadomość. Jego twarz stężała, a w oczach znów pojawiło się napięcie. Położył mi dłoń na ramieniu, co było tak znajomym gestem, że poczułam ukłucie w sercu. Odkąd byłam mała zawsze, gdy tak robił chciał żebym skupiła się na tym, co ma mi do powiedzenia.

- Cassie... - już wiedziałam, że to co za chwilę powie na pewno mi się nie spodoba - Oni wiedzą, że żyjesz. Ten człowiek jest najlepszym dowodem. Namierzyli cię. - zamarłam - Musisz stąd uciekać. Już!

- A...a ty?

Machnął ręką, jakby to co się z nim stanie było najmniej istotne.

- O mnie się nie martw. Zajmę się wszystkim. Ale ty nie masz dużo czasu. - Ton jego głosu się zmienił. Nie był już zatroskanym dziadkiem, a dowódcą wydającym rozkazy. - Nie biegnij w stronę drogi, a już broń boże z powrotem do Emilii. Poruszaj się lasem. Postaraj się dotrzeć do jakiegoś większego miasta, a gdy tam będziesz spróbuję się z tobą skontaktować. Miej oczy i uszy otwarte. Zrozumiałaś?

Skinęłam głową. Objął mnie, a ja odwzajemniłam uścisk. Nie mogłam uwierzyć, że dopiero co go odzyskałam, a znów go tracę. Nie chciałam by mnie puścił i by ta chwila się skończyła.

- Nawet nie wiesz, jaki jestem z ciebie dumny. - wyszeptał mi do ucha

- Boję się. - wyznałam mu cicho. Tylko przed nim mogłam się do tego przyznać na głos.

- Dasz sobie radę. Jesteś z Wilse'ów. My już nie takie problemy pokonywaliśmy. - odsunął się i zmierzył mnie wzrokiem - Uciekaj stąd. Już!

Ostatni raz na niego spojrzałam, po czym odwróciłam się i obiegłam w głąb lasu. Cóż, zdecydowanie zbyt długo było w moim życiu w miarę spokojnie.

Zabawę w kotka i myszkę czas zacząć.

Światełko W Tunelu / PORWANAWhere stories live. Discover now