Przedstawienie czas zacząć.

- Shawn. - przywitałam się na tyle głośno, by usłyszał mnie, pośród pisków rozentuzjazmowanych nastolatek.

Zamarł, po czym odwrócił się powoli. Zamrugał kilka razy, a na jego twarzy pojawił się szok, który szybko ustąpił miejsca ogromnej radości. Poczułam, jak moje serce umiera.

Jeśli się nie rozpłaczę, to będzie można uznać tą rozmowę za sukces.

Byłam boleśnie świadoma obecności Pawła, który stanął kilka metrów za moimi plecami, na tyle daleko, by nie wyglądało to podejrzanie, ale na tyle blisko, żeby wszystko słyszeć. Mogłam się założyć, że oprócz niego przyglądają nam się jego ludzie, gotowi w każdej chwili wkroczyć do akcji.

- Cassie! - krzyknął, po czym podbiegł i mocno mnie przytulił.

Od tak dawna nikt nie używał mojego imienia...

Moim jedynym marzeniem, było zostać w jego ramionach do końca życia, ale wiedziałam, że nie mogę. Przytulał mnie człowiek, którego kochałam i który też chyba mnie kochał, a ja musiałam złamać mu serce. Dla jego dobra.

Przełknęłam łzy i lekko, choć stanowczo odepchnęłam go od siebie.

Spojrzał na mnie, zdziwiony moją reakcją

- Hej. Co tam? - odchrząknęłam

- Cassie, jak udało ci się wydostać? - przyglądał mi się, tak samo, jak ja chwilę wcześniej jemu. Jeśli szukał blizn lub ran, nie miał szans ich znaleźć, bo większość była na plecach, ukryta pod materiałem sukienki, a pozostałe, te w bardziej widocznych miejscach, były już wyblakłe i wyglądały na stare.

- Eee ktoś wpłacił okup i mnie wypuścili. Potem przeprowadziłam się do innego miasta i tam ułożyłam sobie życie od nowa. - kłamstwo przeszło mi przez usta bez zająknięcia.

- Szukałem cię. Martwiłem się o ciebie, wiesz? - w jego głosie usłyszałam wyrzut.

Boże, nie potrafię...

- Zupełnie niepotrzebnie. Słuchaj, musze ci się do czegoś przyznać. - odetchnęłam głęboko. Teraz najgorsza część. - Ja od samego początku doskonale wiedziałam kim jesteś, ale udawałam, że jest inaczej tylko po to, by spędzić z tobą trochę czasu. Jestem twoją fanką i zawsze chciałam się spotkać, a tu nadarzyła się taka okazja. Nie mogłam jej zmarnować. Przepraszam.

To był cios w samo serce. Widziałam to po jego twarzy. Czułam się tak samo.

Tak strasznie chciałabym go pocałować i powiedzieć mu prawdę: że nie wyobrażam sobie życia bez niego. Tylko ostatkami siły woli powstrzymywałam się od schowania się za nim i błagania o pomoc.

Paweł musiał zauważyć, że kiepsko się trzymam, bo podszedł i objął mnie ramieniem.

- Kto to? - zapytał Shawn lodowato

- To jest...mój narzeczony. - nawet powiedzenie tego napawało mnie obrzydzeniem. Mężczyzna był ode mnie ponad dwadzieścia lat starszy i na pierwszy rzut oka widać było, że ma niemałe pieniądze. Takie związki bardzo rzadko były z miłości, więc nasuwał się jeden wniosek.

Borus uśmiechnął się ciepło i wyciągnął rękę na powitanie. Chłopak zignorował ją i wpatrywał się w nas spode łba.

Nie płacz. Nie teraz. Już prawie po wszystkim.

Nie było mi żal siebie. Jakoś mogłam to przetrwać, mimo że byłam w pełni świadoma, że zaprzepaszczam ostatnią deskę ratunku. Nikt po za nim w ogóle nie wiedział, że żyję. Cierpiałam ze względu na niego. W jednej chwili stałam się tym typem dziewczyn, których nienawidził, a cały ból, jaki odczuwał było wyraźnie widać na jego twarzy,

- Naprawdę? - nałożył maskę obojętności.

Skinęłam głową. Nie byłam w stanie wydobyć z siebie głosu.

- Pobieramy się za miesiąc. Chcielibyśmy zaprosić cię na nasz ślub. - rzucił lekko Borus, wyciągając w jego kierunku białą, ozdobną kopertę. Musiał być pewien, że Shawn jej nie weźmie, bo inaczej tak by nie ryzykował. Był większym intrygantem niż sądziłam.

- Obejdzie się. - powiedział chłodno. - Zapomnij o tej rozmowie. Boże, jak mogłem być tak głupi... - spojrzał na mnie z nienawiścią, po czym odwrócił się i odszedł, kręcąc głową.

A mi pozostało patrzeć i walczyć ze łzami i sercem rozpadającym się na tysiące maleńkich kawałeczków. Pocieszałam się, że przynajmniej jest bezpieczny. Z daleka od tego popieprzonego świata. 

Mojego świata...

Światełko W Tunelu / PORWANAजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें