Rozdział 27

2K 154 30
                                    

Siedziałem obok jej łóżka kolejną godzinę. Miałem nadzieję, że niedługo odzyska przytomność, ale na razie przyglądałem się drobnej i bladej osóbce. Jakim trzeba być debilem żeby zranić tak niewinną istotę... Albo po prostu trzeba być mną. Do sali wszedł Loki i stanął na końcu sali. Byłem na niego o wiele mniej wściekły, bardziej zły byłem tylko na siebie. Usiadł na najbliższym mu krześle i patrzył na Hannę. Jemu też na niej zależało... Byłem wykończony wszystkimi wydarzeniami. Oparłem łokieć na barierce od łóżka i oparłem podbródek o moją dłoń. Patrzyłem na jej każdy niespokojny oddech. Każda minuta zdawała się trwać wieczność. Byłem tak zmęczony, że zasnąłem oparty o rękę.

*Perspektywa Lokiego*

Siedziałem w znacznej odległości od Starka. Wiedziałem, że nadal jest na mnie zły za tamten poranek. Po chwili milczenia chciałem się jakoś odezwać, bo widziałem, że cierpiał, ale on zasnął obok Hanny. Nie miałem sumienia go budzić. Nawet taki ktoś, jak ja umie okazywać współczucie, chociaż często po prostu się to nie opłaca. Ale tu, to co innego... Zależy mi na Hannie, jak na nikim innym! Dobrze wiedziałem, że to wszystko nie stało się przez jedną kłótnie. Ona tylko ją do tego posunęła. Hannah bardzo dużo ostanio przeszła i to wszystko się nawarstwiło. Do sali weszła Natasha, mój widok jakoś nie szczególnie ją dziwił. Spojrzała na Starka z politowaniem i usiadła na krześle obok mnie.

-Naprawdę ci na niej zależy? - zapytała patrząc na mnie

-A masz jakieś wątpliwości, co do tego? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie

-Tak, ale nie powinno cię to dziwić. - wzruszyła ramionami. - Nikt tu ci do końca nie ufa, mimo tego, że ocaliłeś jej życie...

-Domyślam się - westchnąłem smutno - Wszyscy patrzą na przeszłość.

-Niestety tak jest... Ale mi się wydaje, że się zmieniłeś.

-Wydaje ci się? Czy tak myślisz?

-Nie wiem, ale wiem czemu tu siedzisz.

-Czemu? - zapytałem przebiegle wiedząc, że raczej nie zna odpowiedzi na to pytanie.

-Bo się zakochałeś. - powiedziała, a ja poczułem, że lekko się rumienię

-Skąd ten pomysł? - burknąłem odwracając wzrok od rudowłosej

-To widać. Kobiety widzą takie rzeczy. - uśmiechnęła się lekko spoglądając w kierunku łóżka- Widzę jak na nią patrzysz Loki, tego nie da się ukryć.

Przez dłuższy czas siedzieliśmy w milczeniu. Chciałem żeby Hannah już do nas wróciła. Romanoff dostała sms i po odczytaniu go wstała z miejsca i spojrzała na mnie.

-Musze iść, ale jakby Tony pytał będę wieczorem. - powiedziała i skierowała się w stronę wyjścia - A i jeszcze jedno, jeżeli przez ciebie Hannah będzie cierpieć, wiedz, że z miłą przyjemnością skręcę ci kark - dodała

-Nigdy nie pozwolę żeby stała się jej krzywda. - zapewniłem na co Nat tylko się uśmiechnęła i wyszła z sali.

Nie mogłem wytrzymać siedząc w jednym miejscu, dlatego udałem się do kawiarenki szpitalnej. Zamówiłem dwie kawy na wynos. To był jedyny z ziemskich napojów do którego przekonywałem się najdłużej. Ale po jakimś czasie docenione nietypowy aromat ciemnej cieczy. Hannah patrzyła idealną kawę... Ale cóż teraz byłem zdany na tą kupną na wynos. Wszedłem z dwoma kubkami do sali, ale nie zdążyłem złapać drzwi, dlatego okropnie trzasnęły i obudziły tym Starka, który prawie zerwał się na równe nogi.

-Przepraszam, nie chciałem cię budzić. - wytłumaczyłem się szybko - Przyniosłem kawę. - dodałem podając gorący napój Starkowi. Spojrzał na mnie, nadal niedobudzonym, podejrzliwym wzrokiem. - Przecież jej nie zatrułem jeśli o tym myślisz. - przewróciłem oczami.

-Dziękuję - odparł Stark popijając kawę. Cały czas był obserwował córkę. - Jestem idiotą... - powiedział po chwili milczenia

-Co ty gadasz Stark? - zdziwiłem się i to jak nigdy.

-To przeze mnie to wszystko... Byłem zły na ciebie, a wściekły byłem na Hannę.

-Skoro tak stawiasz sprawę to wychodzi na to, że w takim razie wszystko zaczęło się ode mnie. - odpowiedziałem zdając sobie sprawę z mojego współudziału.

Do wieczora w milczeniu oboje obserwowaliśmy Hannę. Każdy z nas uważał się za winnego. Stark chciał zostać na noc w szpitalu, ale Natasha zaciągnęła go do domu żeby odpoczął. Kiedy zostałem sam podszedłem do nadal nieprzytomnej Hanny. Usiadłem obok na łóżku i gładziłem jej drobną dłoń, spojrzałem na jej bladą twarz. Ucałowałem ją w czoło i poszedłem do mieszkania, które przez czas kiedy tu byłem służyło mi za dom. Jutro znów chciałem odwiedzić ją w szpitalu.

Ale najpierw przeniosłem się do jej pokoju. Rozejrzałem się uważnie po pomieszczeniu. Na stoliku nocnym leżało pudełeczko z łańcuszkiem który jej podarowałem. Otworzyłem je i odczytałem tekst na drugiej stronie mojego listu. Ona naprawdę chciała się zabić... Schowałem naszyjnik do kieszeni, ponieważ wolałem żeby zawsze miała go przy sobie. Wróciłem do mieszkania i zastałem tam swojego "brata", który rozgościł się na mojej kanapie.

-A ty, co tutaj robisz?-warknąłem na Thora

-Przyszedłem odwiedzić brata, który bez słowa zniknął z pałacu.-odparł wyjadając słone orzeszki z miseczki obok

-Nie jestem twoim bratem!

-Co nie zmienia faktu, że zniknąłeś i...-zaczął tłumaczyć

-Wszyscy myślą, że znowu coś kombinuje.-przerwałem Gromowładnemu-Uwierz mi nie zamierzam.

-To mogłeś powiedzieć dokąd się wybierasz.-stwierdził

-Nie dostałem takiego nakazu, więc nie musiałem.-powiedziałem wściekły

-A mi możesz powiedzieć?-zapytał wstając z kanapy. Przez chwilę milczałem, co ja niby mu powiem...-Chodzi o Hannę, coś się stało?-wzdrygnąłem się.

-Skąd ten pomysł?-spojrzałem na blondyna

-Bo tylko raz tak się dziwnie zachowywałeś, kiedy twoja....

-Milcz!-wrzasnąłem na cały głos-Nie wspominaj mi tego nigdy więcej!-zacisnąłem pięści.

-Ale...-chciał się tłumaczyć, ale mój sztylet znalazł się na jego gardle dzięki czemu zamilczał

-Nie wspominaj o niej. To już przeszłość. Ona już nie wróci. -mówiłem wściekle do brata- Teraz Hannah jest tą, której oddam serce i nie psuj tego!

-Wcale nie chcę.-zapewnił i emocje ze mnie opadły, udałem się na drugi koniec pokoju chowając sztylet- Co się stało?-zapytał, a ja wziąłem głęboki oddech

-Ona próbowała się zabić.

-Hannah? Czemu?-zaniepokoił się Thor, bądź co bądź to jego bliska znajoma.

-Pokłóciła się ze Starkiem, ale raczej on sprawił jej wielką przykrość i to doprowadziło do tego wszystkiego.-powiedziałem na jednym wdechu.

-Zatłukę tego blaszaka!-oburzył się i już zamierzał wyjść

-Nie! Czekaj.-zatrzymałem go.-Bo też trochę moja wina.-stwierdziłem spuszczając wzrok.

-Jak to twoja?

-Byłem u niej i chciałem porozmawiać o kamieniu, ale skończyliśmy na rozmowie o nas.

-I co z tego?-zdziwił się-Przecież ona też cię kocha.

-Tak, ona tak, ale Stark mnie nienawidzi, a teraz jeszcze bardziej i przez to miał zły humor i zdenerwował się  na Hannę.

-Czemu bardziej? Znowu kłamiesz!-oskarżył mnie 

-Bo widział, jak całowałem Hannę...-odpowiedziałem zawstydzony, że w ogóle mu o tym mówię

-Eee...-zawiesił się Thor, świetnie ja tu mówię mu wszystko, a on zaraz pewnie zrobi z tego komedię-To mu się nie dziwie...

Po dłuższej dyskusji Thor poszedł do Tower, a ja zostałem sam z powracającymi wspomnieniami o Sygin... Szybko zacząłem myśleć tylko o Hannie, bo teraz ona jest najważniejsza.


𝑰𝒏𝒏𝒂 (Część 3)Where stories live. Discover now