Rozdział 18

2K 152 8
                                    

*Dwa dni później, siedziba TARCZY*

Siedziałam w biurze Fury'ego i czekałam na mojego szefa. Stark wydzwaniał do mnie całymi godzinami. Nie byłam na niego już zła, ale miałam dużo pracy w agencji. Najzwyczajniej w świecie nie miałam czasu odebrać. Przeglądałam moje notatki, miałam zadanie do zrobienia i właśnie przyszłam je zdać. Denerwowałam się. Kiedy tylko pomagałam mogłam mieć jakieś fory, a teraz? Może za najmniejszy błąd mnie wyrzucą? Po kilku minutach do pomieszczenia wpadł Nick i usiadł w swoim fotelu, zmierzył mnie wzrokiem, jakby chciał wyczuć czy wszystko jest dobrze. Podałam mu teczkę z planem odbicia 20 zakładników z pod rąk terrorystów. Analiza zajęła mi prawie cały dzień, a potem trzeba było to rozpisać i to w dwóch wersjach. Przeglądał notatki w milczeniu, co jakiś czas podnosząc na mnie wzrok. Mój telefon znowu wibrował w kieszeni kurtki. Znowu nie odebrałam...

-Podoba mi się-powiedział wreszcie

-To dobrze, mogę ewentualnie coś zmienić, ale tak chyba będzie najlepiej-odparłam niepewnie

-Dobrze, w takim razie ekipa ruszy jutro rano.-powiedział i położył teczkę na biurku.

-To wszystko?-zapytałam

-Tak-odpowiedział, a ja już chciałam się zebrać do wyjścia-Porozmawiaj ze Starkiem.-powiedział, kiedy wstałam z krzesła.

-Postaram się.-westchnęłam i wyszłam z gabinetu.

Skończyłam na dzisiaj. Mogłam w spokoju pójść do mojego mieszkanka. Mieszkanie samej wcale nie sprawiało mi przyjemności. Zaczynałam tęsknić za domem w Malibu. Szłam ulicami rozglądając się za jakąś knajpką żeby coś zjeść, ale nie było niczego, co by mi pasowało. Stanęłam przed drzwiami mieszkania i usiłowałam znaleźć kluczę w torebce. Zajęło mi to dłuższą chwilę. Kiedy byłam już w środku rzuciłam rzeczy w kąt i pomaszerowałam do kuchni. W lodówce nie było niczego oprócz jajek i mleka, dlatego na obiad zjadłam tosty francuskie. 

Czas tego popołudnia dłużył mi się niemiłosiernie. Czytałam kolejną książkę i wcinałam marchewkę. Chciałam z kimś porozmawiać, pójść gdzieś, ale tutaj praktycznie nikogo nie znałam. Loki wyjechał na wycieczkę, żeby "obejrzeć trochę świata". W tym momencie zapragnęłam ogromnie rozmowy z Tony'm. Ostatnio wszystko tak dobrze się układało i tak prawdę mówiąc to ja to zepsułam. Wzięłam telefon do ręki, ale nie potrafiłam zadzwonić. Patrzyłam w ekran na którym widniał kontakt do niego i nie mogłam nic więcej zrobić. Przeczytałam tylko wiadomości od niego. Na początku były to przeprosiny potem żale, później groźby że i tak mnie znajdzie i mnie przeprosi. Ja wiedziałam, że ja też powinnam to zrobić. Napisałam SMS-a z przeprosinami i wysłałam. Tego dnia było mi wyjątkowo smutno. Nie odpisał, nie oddzwonił do wieczora. Czyli teraz on jest zły. Usiadłam w fotelu i wpatrywałam się w ekran notebooka, usłyszałam dzwonek do drzwi. Zwlekłam się z wygrzanego miejsca i niechętnie otworzyłam. Za drzwiami zastałam Natashę z torbą zakupów. Nie zważając na mnie weszła do mojego mieszkania i udała się do kuchni bez słowa, zostawiając mnie przy otwartych drzwiach. Zdezorientowana zamknęłam mieszkanie i poszłam za moim gościem. 

-O co właściwie chodzi Nat?-zapytałam przyglądając się, jak ona rozpakowywała zakupy do moich szafek

-Tak przyszłam.-odpowiedziała

-A po, co zrobiłaś zakupy?-dopytałam nadal nic nie rozumiejąc

-Hannah znam cię na tyle, że wiem że raczej nigdy nie dbasz o to, co jesz, dlatego zrobiłam zakupy-mówiła i zajrzała do pustej lodówki-I jak widzę wcale się nie myliłam.

-Rozumiem, że się wszyscy martwią, ale ja umiem zrobić zakupy Nat.-przewróciłam oczami i lekko się uśmiechnęłam

-Jakoś nie widzę.-odparła rudowłosa krzyżując ręce na piersiach i mierząc mnie wzrokiem-Co dzisiaj jadłaś?

-Błagam nie zaczynaj...-powiedziałam i usiadłam w salonie biorąc notebooka na kolana.

-Martwię się o ciebie.-powiedziała, kiedy usiadła obok mnie

-Nie masz powodu. Radzę sobie sama, a w dodatku to dopiero dwa dni!

-Ale to nie jest normalne żebyś mieszkała sama.

-Taa, świetnie mogłabyś powiedzieć to mojej matce 10 lat temu.-powiedziałam to i gardło mi się ścisnęło.

-Teraz nie musisz mieszkać sama.-stwierdziła, ale kiedy nie usłyszała żadnej odpowiedzi zmieniła temat-Jak było w TARCZY?

-Dobrze. Podoba mi się...Chyba-odparłam nie patrząc na nią

-Jak to chyba?

-Nie wiem, mam ostatnio gorsze dni.

-Chcesz pogadać?-zapytała łagodnie.

-Dziękuję, ale nie jestem w nastroju.-odpowiedziałam uśmiechając się do Natashy

-Ładne to mieszkanie.-powiedziała po chwili.

-Dzięki.-odparłam zerkając na telefon, nadal nie odpisał.

-Gadałaś z Tony'm?-zapytała jakby od razu wiedziała o, co chodzi

-Nie odpisał.

-Wie o twojej pracy?

-Nie, jakby się dowiedział byłby wściekły.-powiedziałam odkładając notebooka na stolik przede mną

-Tak, to jest możliwe.-odparła-Może zadzwoń.-zaproponowała.

-Boję się zadzwonić...

Siedziałyśmy jeszcze godzinę rozmawiając o różnych rzeczach. Bardzo cieszyłam się z jej wizyty, w sumie cieszyłabym się z wizyty każdego. Szykowałam się do spania, kiedy usłyszałam jakieś kroki w innym pokoju. Był już środek nocy, a ja byłam sama w domu. Wzięłam scyzoryk do ręki i poszłam w kierunku odgłosów. Zatrzymałam się próbując dostrzec kogoś w ciemności. Przez dłuższą chwilę nic się nie działo, ale potem zauważyłam w kącie pokoju znaną mi skądś sylwetkę mężczyzny, a raczej chłopaka. Zalał mnie zimny pot, a serce zaczęło bić szybko i nierównomiernie. Już miałam nacisnąć włącznik światła żeby przyjrzeć się intruzowi i wtedy usłyszałam strzał. 

Upadłam na ziemię, raczej ze strachu a nie z powodu strzału, uderzyłam głową o podłogę. Zaczęło mi szumieć w uszach po chwili poczułam jak coś ciepłego zaczyna sączyć się po moich ubraniach. Podniosłam rękę i szukałam przyczyny tego dziwnego zjawiska, moja dłoń wędrowała po mokrym ubraniu aż dotarłam w okolice między brzuchem a żebrami, tam było największe źródło ciepłej cieczy. Słyszałam jak napastnik opuścił mieszkanie przez okno. Po chwili dotarło do mnie, co właściwie się stało. Z wielkim trudem podniosłam się z ziemi starając się przy tym uciskać ranę. Doczołgałam się do stolika i sięgnęłam po telefon, drżącą dłonią próbowałam znaleźć numer do kogoś kto będzie mi mógł pomóc. Był środek nocy. Robiło mi się słabo, a moja głowa odmawiała mi posłuszeństwa. Dzwoniłam do taty: pierwszy sygnał...drugi sygnał...do moich oczu zaczęły napływać łzy...trzeci sygnał...zsunęłam się z telefonem przy uchu na ziemię czując okropny ból...czwarty...

-Halo?-usłyszałam głos Starka w słuchawce-Hannah! Co jest odezwij się!-Nie mogłam wykrztusić niczego przez dłuższą chwilę.

-Pomóż...-wyjąkałam cicho, obawiając się czy cokolwiek usłyszał-Proszę...-szepnęłam i straciłam całkowicie świadomość.

𝑰𝒏𝒏𝒂 (Część 3)Where stories live. Discover now