Rozdział 26

1.9K 154 32
                                    

To był ten czas-czas by odpocząć. Podniosłam się z ziemi i wyciągnęłam z szafki nocnej tabletki nasenne które używałam kiedy miałam problem ze snem. Postawiłam je na półce i zdjęłam łańcuszek z mojej szyi. Schowałam go do pudełeczka, a na odwrocie listu napisałam jedno słowo : przepraszam. Odłożyłam pudełeczko z kamieniem na szafkę. Drżącą ręką odkręciłam nowe pudełko z tabletkami. Spojrzałam na dawkowanie, nie więcej niż dwie. A mogę dwie garści? Powiedziałam sama do sobie. Jak powiedziałam tak zrobiłam. W pudełku zostały trzy tabletki. Odłożyłam je koło pudełka z biżuterią i zapałakana położyłam się na łóżku chowając twarz w poduszkach.

*Perspektywa Tony'ego*

Kiedy Hannah wybiegła z mojego pokoju zasnąłem na łóżku. Byłem idiotą! Ja wcale tak nie myślę. Hannah jest dla mnie wszystkim. Rano wygrzebałem się na totalnym kacu z łóżka. Pierwsze, co zrobiłem to poszedłem do Hanny. Zapukałem. Ale odpowiadała mi cisza. Nacisnąłem klamkę. Drzwi były zamknięte. Nigdy tego nie robiła.

-Hannah, otwórz! - waliłem pięściami w drzwi - Hannah! Bo wywarzę drzwi!

-Serio myślisz, że cię wpuści po wczorajszym? - usłyszałem za sobą wściekły głos Natashy

-Właśnie przyszedłem to wyjaśnić. - odparłem nadal dobijając się do drzwi.

-Powodzenia.- Powiedziała oschle rudowłosa i zniknęła w kuchni.

Po kilku minutach, miałem dosyć proszenia się o łaskę. Przepchnąłem drzwi do jej pokoju i już miałem powiedzieć coś opryskliwego, ale kiedy moje próby oburzenia Hanny spełzy na niczym poczułem niepokój, tak wtedy za pierwszym razem, kiedy nie mogłem jej dobudzić. To jest okropne uczucie. Przeniosłem wzrok na szafkę nocną. Stało tam małe pudełeczko, niedawno otwarte bo obok leżała folia od niego. Ku mojemu zdziwieniu było praktycznie puste. Po przeczytaniu etykiety wpadłem w panikę.

Próbowałem obudzić Hannę, ale moje krzyki na nic się zdawały. Cały trzęsłem się z nerwów. Moje wrzaski jedynie zwołały Natashę do pokoju. Wiedziałem, że miała już w zanadrzu jakiś chamski komentarz, ale kiedy znalazła się obok mnie chwyciła pudełko po lekach i wybiegła z pokoju. Chwyciłem nieprzytomną Hannę i przytuliłem do siebie.

-Hannah błagam, nie możesz mi tego zrobić. - szeptałem przez łzy. - Błagam!

Po kilku chwilach w pokoju zjawiły się służby ratunkowe, zapewne wezwane przez Nat. Odciągnęli mnie od Hanny i zabrali ją do szpitala. Siedziałem załamany na kolanach koło jej łóżka. Ukryłem twarz w dłoniach. Po raz pierwszy w życiu nie wstydziłem się płakać. To była moja wina! Nie mogłem uwierzyć, że doprowadziłem do takiej sytuacji. Wszystko przez moją niewyparzoną mordę! Poczułem jak ktoś mnie przytula i zaczyna gładzić po włosach.

-Tony, wszystko będzie dobrze. - usłyszałem ciepły głos Natashy. Cały trzęsłem się z nerwów - uspokój się... - mówiła cały czas łagodnym głosem, co rzeczywiście gdzieś tam mnie uspokajało. Spojrzałem na rudowłosą, która wpatrywała się we mnie również szklistymi oczami.

-Ale to moja wina... - szepnąłem i kolejna fala łez spłynęła po mojej twarzy.

-Nie prawda. - powiedziała stanowczo i wstała z podłogi. - Chodź jedziemy - wyciągnęła rękę żebym również wstał.

-Sam pojadę. - powiedziałem łamiącym głosem , kiedy już stałem na nogach.

-Chyba żartujesz?! - oburzyła się Romanoff. - Jesteś cały roztrzęsiony! Nawet szklanki byś nie utrzymał w dłoni! Chodź. - pociągnąła mnie za rękę i wywlekła z pokoju mojej ukochanej księżniczki.

Jechaliśmy w milczeniu. Patrzyłem tylko na czubki swoich butów. Denerwowałem się jak nigdy. Na każdą myśl o Hannie kuło mnie serce. Myślałem o tym, co wczoraj narobiłem. Zraniłem ją i to bardzo... Tak naprawdę nie pierwszy raz, to jest straszne! Chciałem żeby mogła mieć ojca, ale nie potrafię nim być. Poczułem, że po mojej twarzy znów spływają łzy. Co się ze mną dzieje?! Czy tak to jest jak ktoś się martwi o kogoś bliskiego? Moje myśli kłebiły się w głowie z niewiarygodną prędkością. Odparłem głowę o zagłówek w aucie, próbując odgonić kolejną, napływającą falę łez. Zamknąłem oczy...

Z tej chwili odpoczynku wybudził mnie kuksaniec od Natashy. Widocznie przysnąłem. Szkoda, że te wydarzenia nie były snem...

Siedzieliśmy na szpitalnym korytarzu czekając na jakiekolwiek informacje. Spojrzałem kątem oka na rudowłosą siedząca obok. Nerwowo skubała rękaw swojej skurzanej kurtki. Wpatrując się w drzwi na przeciwko. Spuściłem wzrok na podłogę. Zaczynałem mieć najgorsze wyobrażenia, ale z tych przemyśleń wyrwał mnie głos... Lokiego. Stanął na przeciw mnie, mimowolnie spojrzałem na niego, na jego twarzy malowała się wściekłość, ale inna niż zwykle widziałem.

-Coś Ty narobił Stark?! - wrzasnął na mnie Kłamca.

Nie odpowiedziałem, miał rację- co ja narobiłemy?! Znowu spuściłem wzrok na podłogę. Znowu chciałem płakać, przez co dwie łzy spłynęły po mojej twarzy.

-Stark... Ty płaczesz? - zdziwił się brunet przyglądając mi się ze zdziwieniem, ale już bez złości na twarzy.

-Nie, wiesz, co tarzam się ze śmiechu! - burknąłem na niego

-Ja... - zaczął zmieszany się tłumaczyć - Przepraszam... - wykrztusił mówiąc to znacznie ciszej.

Z sali wyszedł lekarz, który poprosił mnie o rozmowę na osobności. Z całej rozmowy zrozumiałem tylko jedno zdanie : "Jej stan jest ciężki".

𝑰𝒏𝒏𝒂 (Część 3)Where stories live. Discover now