- 60 -

703 41 2
                                    

ALEX
wigilia wieczór

Lily szykuje się u mnie, bo stwierdziła że kocha gotować i z chęcią pomoże mojemu tacie, próbował się wypierać, że jest gościem i nie ma opcji by moja kobieta cokolwiek robiła, ale jak tylko spróbował jej farszu do pierogów stwierdził, że musi częściej nad odwiedzać.

Ja szczerze czułam się nieswojo, dziwnie widzieć jak tata dogaduje się z moją dziewczyną, po tym co z nim przeszłam mam wrażenie, że to tylko sen, zaraz się obudzę a on będzie taki jak dawniej, mimo że słyszę jak się śmieją i rozmawiają to mam zbyt wiele lęków i obaw w sobie, żeby się do tego przyzwyczaić.

Właśnie zaczynam się ubierać, skoro w końcu mogę być sobą to chce to wykorzystać najlepiej jak się da, zakładam conversy, spodnie od garnituru czarne i również czarna koszula, ale jeszcze jej nie zapinam, żeby jej nie pobrudzić, wyjątkowo chce dzisiaj trochę umalować oczy, więc narazie świece tatuażami w samym staniku i spodniach, przez co widać dobrze mój brzuch.
Ale nie specjalnie mi to przeszkadza, wiem jak bardzo Lily lubi mnie w takim wydaniu, więc się psikam perfumami i podchodzę do dużego lusta, które zajmuje powierzchnię całych jednych drzwi od szafy. Podkreślam trochę oczy czarną kredką i tuszem do rzęs, rzadko kiedy się maluje, więc czuję się nieswojo z czymkolwiek na twarzy oprócz kremu ale jakoś może dam radę.

Z włosami nie robię nic, delikatne naturalne fale wystarczą, zawsze gdy próbuje je ogarnąć albo co gorsza uczesać to i tak żyją własnym życiem i wychodzi z nich jeden wielki puch.

Przyznam, że coraz bardziej się stresuje, przez trzęsące się dłonie prawie brudze sobie powiekę tuszem, kurwa, tylko nie atak paniki, nie dzisiaj a już napewno nie godzinę przed kolacją.

Odkładam kosmetyki i podchodzę do biurkach, dzisiaj bez tabletki na uspokojenie się nie obędzie, łykam je szybko popijając wodą i siadam na łóżku, opierając kolana na łokciach, jedna noga chodzi mi nerwowo i potrzebuje wszystkich sił żeby nie krzyknąć. Biorę głęboki uspokajające wdechy, które i tak kurwa nie pomagają.

- stresik jest? - wzdrygam się na głos mojego brata, który stoi w drzwiach zadowolony z siebie. Raz na rok nie wygląda jak żul w dresach, to się cieszy. Patrzę na niego żałośnie.

- nie kurwa, cieszę się nie widać? Z radości skacze - odpowiadam sarkastycznie przewracając oczami, bo nie mam czasu ani chęci na takie durne pytania i rozmowy.

- oh młoda będzie dobrze - zaczyna nie przejmując się moimi wrednymi docinkami, ale chyba mnie po prostu zna i wie, że tak reaguje na stres. - co jak co, ale w tym roku naprawdę tak będzie i  wiesz to, ale do twojego mózgu to jeszcze nie dotarło. - mówi spokojnie i siada obok mnie - na dole twój tata z twoja dziewczyną nakrywają do stołu, nie prosili cię o to, bo wiedzą jak się stresujesz i chcieli dać Ci chwilę na przygotowanie się. Przed chwilą słyszałem jak ojciec opowiadać Lily nasze przypadły z dzieciństwa, a Lily prześmiewczo ostrzega go przed swoimi rodzicami i ich poczuciem humoru. W sekrecie powiek Ci, że rano tata też łykał tabletkę, żeby aż tak się nie stresować, nawet śniadania nie jadł przez stres a on kocha śniadania - mówi z delikatnym uśmiechem a ja słucham z otwartymi ustami ze zdziwienia ustami, bo nie wierzę w to co słyszę, on też to przeżywa i się naprawdę stara. - chce żeby wszystko było idealnie, rozmawiałem z nim chwilę i powiedział, że jeśli dziadkowie lub ciocia i wujek coś powiedzą to dla nich wigilia u Nas się skończy. On naprawdę, nie wiem jakim kurwa cudem ale zauważył swój błąd.- kończy uśmiechając się kojąco.

- to twoja zasługa Will, tak mu nagadałeś, że chyba naprawdę zaczął się nad tym zastanawiać, jestem Ci cholernie wdzięczna za to, że tak się za mną wstawiłeś - mówię szczerze i tule się do jego boku, co Will odwzajemnia i obejmuje mnie ramieniem.

- no dobra koniec tych czułości, wstawaj i pokaż mi się, nie możesz wyglądać lepiej niż ja. Znowu. - podkreśla, wiem że mówi to żeby rozładować atmosferę i czymś zająć moje myśli, ale i tak jestem mu wdzięczna, to miłe co mówi i jak się stara podnieść mnie na duchu.

- głupi jesteś - odpowiadam przewracając oczami. Szturcham go w ramię i kręcę głową na jego niską samoocenę.- moja przyjaciółka ma dobry gust a skoro wybrała Ciebie to chyba musisz być w jakimś stopniu przystojny. - mówię ciężko - co prawda nie tak bardzo jak ja ale nie brak Ci urody- zaczynam ze śmiechem. Will patrzy na mnie z delikatną urazą, ale zaraz się uśmiecha, to jest nasze typowe droczenie i nie ważne jak bardzo byśmy się wyzywali czy docinali sobie, oboje to kochamy.

- dobra młoda, ogarniaj się, niedługo przyjdą goście - mówi zamykając za mną drzwi, ale nie jest mi dany spokój, bo zaraz wchodzi do niego Lily, i chyba ten widok zapamiętam do końca życia tak jak ona mój bo nic nie mówimy tylko wpatrujemy się w swoje ciała jak zahipnotyzowane, Lila ma na sobie obcisła bordową sukienkę, która sięga jej do połowy ud, pięknie opina jej talie i podkreśla szerokie biodra, ma delikatny dekold i długie rękawy. Włosy ma wyprostowane więc wyjątkowo długie a makijaż delikatny, podkreślone oczy cieniutkimi kreskami i delikatnym złotym cieniem, na ustach ma błyszczyk.

- nic nie powiesz?- odzywam się pierwsza, wyrywając nas z dziwnego przyjemnego stanu zawieszenia, ostatni raz świdruje mnie wzrokiem od stóp aż do oczu, z uniesionymi brwiami, jakby miała do mnie pretensje, że mam czelność wyglądać tak dobrze, widziałam, że dłużej zatrzymała wzrok na moim brzuchu, to jej słabość wiem to. Przewraca tylko oczami, próbuje powstrzymać uśmiech.

- nie, dopóki nie zapniesz tej koszuli - mówi z wyzwaniem w oczach i siada na łóżku, zgina nogi przez co widzę jej czarna bieliznę, bierze telefon do ręki totalnie mnie olewając, ale idę o zakład, że jest to dla niej trudniejsze niż pokazuje, więc robię jej trochę na złość, chociaż gdy zobaczyłam jej sukienkę, naprawdę bordowa koszula będzie pasować tutaj idelanie. Więc na jej oczach, powoli zdejmuje koszule i w samym staniku, ukazując moje wysportowane barki zaczynam powoli zakładać na siebie koszule.

- już skończyłaś pokaz? - pyta zrezygnowana. Odwracam się do niej i patrzę na nią pytająco.

- a co kochanie jakiś problem? - pytam sarkastycznie, oblizuje z satysfakcją usta, widząc jak porusza nogami, próbując pokonać dyskomfort. Opieram się o blat biurka, ręce krzyzuje na piersi - Siedzisz w tej cholernej obcisłej sukience, zadowolona z siebie jak dziecko i masz do mnie problem? Kochaniutka ja koszule zapne, ale ja na Ciebie będę musiała patrzeć przez jebane dwie godziny, przy twojej rodzinie, i jedyne do będę mogła zrobić to dać ci buziaka w polik, bo kultura nie pozwala mi na więcej i zanim dom opustoszeje żebym mogła w końcu to z Ciebie ściągnąć to zdążę zwariować, więc dla własnego dobra się zamknij i nie narzekaj, bo to ja z naszej dwójki mam gorzej - staram się brzmieć groźnie i poważnie, ale Lily to Lily, najpierw patrzy na mnie szczerze zdziwiona, potem zmieszana, a na końcu wybucha głośnym śmiechem, aż ją brzuch rozbolał bo się za niego łapie, ja w tym czasie tylko prycham pod nosem, i w świetnym nastroju zapinam koszule słuchając mojego ulubionego dźwięku.. jej szczerego śmiechu.

- aż się zmęczyłam - mówi po paru minutach gdy atak śmiechu jej przechodzi i powoli się uspokaja - a czy ty myślisz, że mi łatwo jest patrzeć na ciebie w tej niedopiętej kurwa koszuli? Hmm? - teraz to ona patrzy na mnie zezłoszczona. - twój tata ma mnie za dobrą i grzeczną dziewczynke, nie chciej wiedzieć co miałam w głowie jak się zobaczyłam gdy tu przyszłam, nie chcij. - mówi to z powagą pokazując na mnie palcem, i już mam jej coś odpowiadać, ale nasze nakręcanie się wzajemnie przerywa pukanie do drzwi.

- proszę. - mówię i zaraz w drzwiach pojawia się tata, boże błagam mam nadzieję, że nic nie słyszał.

- za parę minut mają być dziadkowie i widziałam, że twoi rodzice Lily właśnie podjechali pod dom, więc jeśli jesteście już gotowe to zapraszam na dół - mówi promiennie się uśmiechając a mnie ponownie ściska w żołądku. Tata obserwuje Nas chwilę z uśmiechem - wyglądacie świetnie dziewczyny. - dodaje po chwili - jakie ja mam przystojne dzieci. - to mówiąc wychodzi a my z Lily patrzymy po sobie lekko zdziwione.

- oni mi go podmienili gdzieś, jak nic, albo się naćpał morfiny w tym szpitalu. - wypalam patrząc się w drzwi w których przed chwilą stał mój ojciec.

zwrot akcji |enemies to lovers| - wlw Where stories live. Discover now