- 55 -

724 34 2
                                    

ALEX
czwartek wieczór

Czy od braku snu, stresu nadmiaru nauki i ćwiczeń dorobiłam się choroby? Owszem, od trzech godzin walczę z goraczką pod czujnym okiem mojego ojca, Willa i Niny. Lily pojechała po leki dla mnie, które kazał kupić mój tata, uparła się że będzie u mnie dzisiaj nocować, żeby mieć mnie na oku a rano po prostu zostawi mnie pod opieką Willa który ma zajęcia zdalne akurat jutro, jak na złość. Chociaż aktualnie mam chwilę wolności za którą jestem cholernie wdzięczna bo od paru godzin nie dawali mi żyć, więc większość czasu udawałam, że śpię, nie mam ochoty na wywiad, ledwo leki zaczęły działać, ale no "obudziłam się" gdy Lily właśnie wychodziła do apteki a Nina rozmawia na dole z Willem i tatą, chociaż znając go zaraz znowu przyjdzie sprawdzić mi temperaturę. Nienawidzę troski, litości i współczucia a będąc chorym jestem na to skazana, macają moja głowę co pół godziny, ciągle się pytają jak się czuje a jedyne czego chcę to spać.

Ale nie jest mi to dane bo jak na razie to dostałam zapowiedź od ojca, że jak poczuje się lepiej to czeka mnie z nim rozmowa na temat tego jak bardzo siebie zaniedbałam ostatnimi czasy, no i zobaczył moje zdarte kostki, ten temat też napewno poruszy a, że leki przeciwbólowe zaczęły działać, gdy słyszę pukanie do drzwi tylko przewracam oczami szepcze ciche "proszę " i z za drzwi wyłania się twarz taty z tacą jedzenie czyli mój ulubiony makaron z sosem śmietanowym i szpinakiem i jakiś napój, zapewne Gripex albo herbata.

Wzdycham zawiedziona co nie umyka jego uwadze.

- Alex bez dyskusji, nie odejdę póki nie zjesz i przy okazji porozmawiamy, leki zapewne już, działają - mówi dotykając moich policzków, które są o wiele chłodniejsze niż rano. Ojciec lekarz. Boże czemu mi to robisz? - usiądź - prosi co robię i zaraz kładzie tace na moje kolana a sam bierze krzesło z mojego biurka i siada koło łóżka.

- miejmy to za sobą - mówię zmęczona, bo na prawdę nie mam siły na głębokie ojcowskiego kazanie.

- nie podchodź do tego tak - odpowaida stanowczo, ale zaraz jego głos łagodnieje - jestem twoim ojcem martwię się, a nie jestem ślepy Alexandro.- jak ja tego nienawidze, ale mówi tak, żeby nadać sytuacji powagę - pijesz po trzy kawy dziennie, ledwo co jesz, ciągle siedzisz w książkach od tygodnia, zasypiasz przy biurku i katujesz się niezdrową ilością papierosów myśląc, że to obniży twój lęk a go tylko pogłębi, wiesz? - nie dziwią mnie jego słowa nigdy nie kryłam się z tym że palę. - no i te dłonie - mówi cicho załamany przecierając dłońmi twarz - czy ty robisz..- nie pozwalam mu dokończyć, bo wiem o co chcę spytać.

- boże tato! Nie tnę się ani nie robię sobie celowej krzywdy! - krzyczę oburzona samym faktem, że mogło mu to przejść przez myśl. - mam słabe nerwy, tyle! I jak jestem w silnych emocjach to mam potrzebę wyżycia się, czasem uderzę w ścianę, ale to wszystko, to mnie nawet nie boli wtedy, bo jestem w naprawdę dużych emocjach i walczę z tym. Planowałam się zapisać na boks. O to się nie martw, serio. - z każdym słowem mówię coraz spokojniej.

- dobrze, w porządku, ale musisz bardziej o siebie zadbać, wiedz, że do świąt będę mieć Cię na oku. Tak samo jak Will. I bez dyskusji Alex. Jeśli będziesz wycieńczona to napewno nie napiszesz dobrze tych egzaminów, a można napisać je dobrze nie męcząc przy tym swojego organizmu - wzdycha - zobacz do czego się doprowadziłaś. - nic nie mówię, bo wiem że ma rację, za to wrócił mi apetyt gdy leki zaczęły działać, więc zaczynam jeść, bo przyznam, tego jedzenia nie odmówię nawet w chorobie. Tata się uśmiecha na widok tego, że jjem.

- przepraszam, wiem że zrobiłam źle, ale za bardzo mnie pochłonęły ambicje i zapomniałam o zdrowiu, obiecuję że się do zmieni. - dodaje uśmiechając się delikatnie - chce po prostu dobrze to napisać.

zwrot akcji |enemies to lovers| - wlw Where stories live. Discover now