69 - Róża

445 47 7
                                    

Mama zaoferowała, żebyśmy zostali na noc, ale Harry zdawał się wiedzieć, że potrzebowałem przerwy. Mimo ekscytacji, którą odczuwałem, to sporo do przyjęcia. Obiecałem, że wrócę, żeby poznać Dana i zaopiekować się dziećmi, gdy tylko będzie tego potrzebować.

Jechaliśmy główną drogą w mieście. Minęliśmy moje dawne liceum; pamiętałem te ściany aż za dobrze. Pamiętałem, że bałem się przejść przez drzwi tego budynku. Byłem tym dziwnym dzieckiem. Nigdy nie czułem, że tam pasowałem. Byłem gejem; wiedziałem o tym, ale wciąż musiałem mierzyć się z Eleanor i moją "terapią".

Dopiero, gdy zjawił się Harry, odnalazłem siebie.

- Gdzie dzisiaj śpimy, Lou? - zapytał Harry, odrywając mnie od moich myśli. Odwróciłem wzrok od mojego liceum, by na niego spojrzeć.

- Jestem zbyt zmęczony, by wracać do domu. Chcesz się przespać w motelu? - zaoferowałem z lekkim uśmiechem na twarzy.

- Brzmi świetnie. - Harry spojrzał na mnie z psotnym uśmieszkiem. - Pojedziemy jeszcze jakieś pół godziny, żebyśmy jutro nie musieli zbyt długo wracać. Znajdziemy jakieś miejsce, gdzie będziemy mogli coś zjeść, i jakiś motel.

Słońce zachodziło nad palmami, gdy wjechaliśmy na autostradę. Gładka droga rozciągała się przed nami, niemal pusta. Światła odbijały się od czarnej nawierzchni, gdy wyłączyłem klimatyzację i otworzyłem okna. Czułem słony zapach oceanu, gdy jechaliśmy po lądzie; kolejne przypomnienie z dzieciństwa, które chciałbym spędzić w miejscach takich jak plaża, a nie zamknięty w pokoju, bo byłem zbyt przestraszony, by wyjść.

Harry włączył radio na tyle cicho, że wciąż słyszeliśmy powiew wiatru pomiędzy drzewami. Wyglądał na zrelaksowanego, gdy opierał łokieć na oknie. Wiatr odpychał włosy z jego oczu. Wyglądał przepięknie. Jego usta poruszały się ze słowami starej, rockowej piosenki sprzed dwudziestu lat, do której znał wszystkie słowa. Harry zauważył moje spojrzenie i przeniósł na mnie wzrok, uśmiechając się. Byłem zadowolony, gdy kierowaliśmy się donikąd.

 Znaleźliśmy jadalnię, która nie znajdowała się zbyt daleko od wyjazdu. Stała w małej, uroczej mieścinie zaraz za autostradą, w której zmęczeni podróżnicy mogli poczuć się komfortowo. Weszliśmy w jasne światła restauracji i usiedliśmy przy ladzie. Podłoga to klasyczna szachownica, a ściany pokrywały stare plakaty z koncertów i filmów sprzed moich czasów. Stoliki ciągnęły się wzdłuż ścian i pośrodku. Kelnerzy i kelnerki w białych, wąskich czapkach, poruszali się między nimi, dostarczając zamówienia. Niemal połowa miejsc była zajęta; większość z nich zajmowały urocze pary dzielące się koktajlem mlecznym w tę miłą noc.

- Mogę przyjąć zamówienie? - zapytał kelner zza lady. Wyciągnął długopis i notatnik.

- Jeden czekolady shake i dwa cheesburgery ze wszystkimi dodatkami, poproszę - powiedziałem od razu z uśmiechem.

- Nie ma problemu. - Kelner odszedł, ale Harry wciąż się we mnie wpatrywał.

- Co? - zapytałem.

- Skąd wiedziałeś, żeby to zamówić?

- Haz, bywaliśmy już wcześniej w takich miejscach. Obaj zawsze bierzemy cheeseburgery ze wszystkimi dodatkami. Zawsze zamawiasz czekoladowego shake'a, ale nigdy go nie kończysz, więc tym razem ci pomogę.

- Kocham cię.

Widziałem szczerość w oczach Harry'ego. Zwykle wypowiadałem te dwa słowa do Harry'ego w romantycznych okolicznościach; na wykwintnej kolacji, w łóżku obok niego, albo na wieczornych spacerach. Harry bywał bardziej przypadkowy w swoich wyznaniach miłości. Mówił to, kiedy kradłem jedzenie z jego talerza, włączałem jego ulubiony film na odtwarzaczu albo gdy kończyłem obraz, który mu się podobał. Mówiliśmy sobie te dwa słowa w różnych chwilach, ale zawsze pytałem go, dlaczego robi to tak przypadkowo.

- Dlaczego teraz to mówisz? Jesteś taki przypadkowy, Harry Stylesie.

- Mówię to teraz, bo właśnie teraz tak bardzo cię kocham. To znaczy, zawsze cię kocham, ale zwłaszcza teraz. Po prostu... zapamiętałeś moje zamówienie. Nigdy nikt tego nie zrobił, może za wyjątkiem mojej mamy, ale ty zarezerwowałeś kawałek swojego umysłu, żeby pamiętać te małe rzeczy - paplał przez chwilę Harry z lekkim rumieńcem na policzkach. 

- Little things - poprawiłem go.

Odwzajemnił mój uśmiech, gdy przypominaliśmy sobie jego uroczy wiersz, który dla mnie napisał.

- Tak, little things.

- Jak twój fi... - Próbowałem zażartować, ale przerwał nam kelner.

- Dwa cheeseburgery ze wszystkimi dodatkami i czekoladowy shake!

Harry wpatrywał się we mnie figlarnie, popijając czekoladowego shake'a.

🏳️‍🌈🏳️‍🌈

- Lepiej, żebym tego nie żałował.

- Kochanie, będzie pasował do twoich pozostałych.

Nie bałem się, że nie będzie pasował. Bałem się, że zostanę ze stałym przypomnieniem niego po tym, jak odejdzie z mojego życia. Tatuaże były poważną sprawą, ale stawały się jeszcze ważniejsze, gdy robiło się to z kimś.

- Naprawdę podoba mi się sztylet - powiedziałem Harry'emu, trzymając jego dłoń. Radził sobie dobrze z tatuażami i bólem, ale miło było trzymać go za rękę.

- Zakochałem się w róży - powiedział Harry, obserwując, jak sztuka powstaje na jego ramieniu. Tatuażysta świetnie sobie radził i czułem ekscytację na myśl o moim.

- Pamiętasz, jak kupiłem ci róże na naszą pierwszą miesięcznicę? - zapytałem.

- Pamiętasz noc twoich urodzin? - zapytał z uśmieszkiem Harry. Moja twarz poczerwieniała na to wspomnienie.

- Tak, pamiętam tę noc - wymamrotałem. Zerknąłem na tatuażystę i dostrzegłem, że tak naprawdę nie słuchał.

- Mamy pokój w motelu. Masz coś przeciwko, żebyśmy powtórzyli tę noc? - zapytał Harry z jeszcze szerszym uśmiechem.

- Nie - powiedziałem. - Jesteśmy od tego lepsi.

- Co masz na myśli?

- To był raz... Myślę, że damy radę całą noc - powiedziałem z pewnością siebie, a uśmieszek gościł teraz na moich ustach.

- Wchodzę w to - odpowiedział Harry, a jego spojrzenie stało się bardziej intensywne, gdy myśleliśmy o nocy, którą mieliśmy przed sobą. 

Pride l.s. [Tłumaczenie]Where stories live. Discover now