22 - Rozmowy telefoniczne

629 74 53
                                    

Mój telefon dzwonił pięć razy w ciągu ostatniej godziny. Siedziałem z tyłu studia i usiłowałem skoncentrować się na pejzażu, który miałem nadzieję sprzedać. Ciężko jednak było się skupić, gdy telefon ciągle się rozdzwaniał, a ja wiedziałem kto to. Włączyłem na telefonie jakąś muzykę, żeby zagłuszyć ciszę, ale kiedy włączał się dzwonek, muzyka cichła. Już myślałem, że połączenia w końcu się skończyły, ale wtedy nadeszło kolejne. Sprawdziłem kto to, wciąż była to ta sama osoba. 

Krzyknąłem z frustracją i rzuciłem pędzlem w płótno. Zostawił duży ślad w miejscu, w którym nie pasował. Przeczesałem ręką włosy i westchnąłem. Zerknąłem na telefon i zobaczyłem, że mam wiadomość na poczcie głosowej. Kliknąłem, żeby odsłuchać. 

- Proszę cię, Louis, to już się robi śmieszne. Musisz natychmiast wrócić do domu. - Jej wysoki głos rozległ się z głośnika. - Możemy to naprawić! Musimy tylko mocniej spróbować. Jesteś zepsuty, a my możemy cię naprawić. Oddzwoń do mnie albo przynajmniej odbierz. 

Nie pożegnała się, zanim się rozłączyła. Westchnąłem po raz kolejny i w końcu zorientowałem się, że nie byłem sam. Odwróciłem się w swoim siedzeniu i dostrzegłem Zayna, który stał w drzwiach, wyglądając na zdezorientowanego. 

- Czy to była twoja mama? 

- To nikt ważny - odparłem, zanim odwróciłem się od niego. 

- Naprawdę myślę, że powinieneś do niej oddzwonić, Lou. Nie wracasz do domu. Prawdopodobnie za tobą tęskni. - Zayn starał się mnie przekonać, ale nie słuchałem. 

- To miejsce nigdy nie było domem. Nie wracam - wyplułem z siebie szybko. Nie wiedział, jak tam było. Nie wiedział, co musiałem przechodzić za każdym razem, gdy tam jechałem. 

- W porządku, ale czy wolno mi zapytać, dlaczego nazwała cię zepsutym

Odwróciłem się, by spojrzeć na Zayna. Wiedziałem, że Zayn by mnie wspierał, gdybym mu powiedział, ale nie chciałem, żeby ktoś wspierał mnie w tej sprawie. Musiałem się naprawić. Eleanor i ja mogliśmy to zrobić. 

- To nic. Po prostu myśli, że jestem buntownikiem, bo wyjechałem - skłamałem, choć nie do końca. To nie była cała prawda, ale jakaś jej część. 

- Och, w porządku. Wiem, że jest dopiero początek października, ale chciałem z tobą porozmawiać o Święcie Dziękczynienia - zaczął niepewnie Zayn. Wiedziałem, co nadchodziło. Nie mogłem z nimi spędzać każdego Święta Dziękczynienia. Nie byłem nawet członkiem ich rodziny, ale cieszyłem się, że traktowali mnie jak jednego z nich. 

- To nic, Z. Nie muszę spędzać z tobą każdego Święta Dziękczynienia. Dobrze mi będzie tutaj - powiedziałem mu. Odwróciłem się i zaoferowałem mu mały, uspokajający uśmiech. 

- Chodzi o to, że wszyscy jedziemy do babci, a ona mieszka na północy - powiedział Zayn. Wyglądał na zbolałego, jedynie o tym mówiąc. - Zrobimy z tego rodzinne wakacje. Naprawdę chciałbym, żebyś pojechał, ale to byłoby trochę... 

- Niestosowne - dokończyłem myśli Zayna. - To nic. Nie masz w obowiązku zabierać mnie na wakacje. 

- Chodzi o to, że przychodziłeś na Święto Dziękczynienia od lat! - wykrzyknął Zayn z pewną złością w głosie. - Chciałbym po prostu, żebym nie musiał cię tu zostawiać. 

- Zasługujesz na kilka dni z dala ode mnie - odpowiedziałem ze śmiechem. - Trochę popracuję. Mamy więcej zamówień w związku z nadchodzącą Gwiazdką, więc namaluję coś na zapas. 

- Spróbuj dowiedzieć się, czy któryś z chłopaków spędza w mieście Święto Dziękczynienia. Mógłbyś spędzić je z nimi. A co z Eleanor? 

Wzruszyłem ramionami. 

- Wraca do domu. Ja nie. 

Zayn kiwnął głową. 

- W porządku. Cóż, zostawiam cię z twoją pracą, ja wracam do domu. Dobranoc, Lou. Przepraszam cię za to. 

Zayn wyszedł, zanim zdążyłem się pożegnać. Widziałem, jaki był zrozpaczony w związku z całą tą sprawą. Mogłem zgadnąć, że to nie był jego pomysł. Prawdopodobnie gdy ta data zacznie się zbliżać, upewnię go, że może mnie tu zostawić. Nie mógł mieć mnie cały czas na głowie. Musiałem zatroszczyć się sam o siebie. 

Zerknąłem na płótno i postanowiłem na dzisiaj się poddać. Ślady po farbie, która przypadkowo skończyła na płótnie, na szczęście znalazły się w miejscu, którego nie zacząłem jeszcze malować. Nałożyłem warstwę białej farby i postanowiłem naprawić wszystko rano. Zgasiłem światła w studiu i głównej sali pokazowej. Skierowałem się do mojego małego pokoju i przygotowałem się do spania. 

Leżałem na łóżku w ciemności, kiedy mój telefon znów zadzwonił. Natychmiast uznałem, że to znów moja matka, ale ucieszyłem się, kiedy zerknąłem na niego, a na ekranie pojawiło się imię Harry'ego i jego zdjęcie, które zrobiłem w ostatnim tygodniu. Uśmiechał się jasno jak zawsze, ale nie patrzył w obiektyw. To szczere zdjęcie sprawiło, że moje serce zabiło szybciej. 

- Hej, Hazza - powiedziałem radośnie, odbierając telefon. 

- Hej, Boo Bear - odpowiedział drżąco Harry. 

- Co się dzieje? - zapytałem. Słyszałem to w jego głosie. Coś wydawało się nie w porządku. Brzmiał niemal tak, jakby płakał. Słyszałem w głośniku jego ciężki oddech. 

- Um, tak właściwie nie wiem. Próbowałem spać, ale świat zaczął wydawać się nagle naprawdę ciemny i, cóż. Pamiętam, że powiedziałeś, że mogę do ciebie zadzwonić, gdy coś złego będzie działo się w mojej głowie - powiedział pospiesznie Harry. - Więc zadzwoniłem. Mogę się rozłączyć i pozwolić ci spać. Przepraszam, jeśli cię obudziłem. 

- W porządku, Haz. Cokolwiek się dzieje, możesz na mnie liczyć, nawet jeśli jest środek nocy. Mogę rozproszyć twoją uwagę albo cię pocieszyć, cokolwiek - powiedziałem mu delikatnie. Chciałem, żeby zrozumiał, że będę przy nim, cokolwiek się działo i kiedykolwiek mnie potrzebował. 

- Zawsze mnie rozpraszasz, Lou - powiedział Harry i mogłem się założyć, że na jego twarzy pojawił się mały uśmiech. Cieszyłem się, że chociaż flirtowanie odciąga go od jego myśli. Już brzmiał nieco lepiej. 

- Ty po prostu kochasz flirtowanie, no nie? - kontynuowałem przekomarzanie się, żeby pomóc mu się rozproszyć. - Jesteś dość bezczelny. 

- Tylko trochę - odpowiedział Harry, chichocząc lekko. Dosłownie zachichotał. Musiałem przyznać, że jakaś część mnie lubiła to flirtowanie. Wiedziałem, że nie powinienem tego lubić, ale lubiłem. Naprawdę, naprawdę lubiłem. 

- Harry, mam pytanie. 

- W porządku. Pytaj. 

- Dlaczego z nikim się nie spotykasz? Znam cię od trochę ponad miesiąca i nigdy nie mówiłeś o nikim w romantyczny sposób - zapytałem z ciekawością. 

Po drugiej stronie słuchawki nastała cisza, zanim odpowiedział: 

- Och, cóż, naprawdę kogoś lubię. Chyba czekam na odpowiedni czas. 

- Jak bardzo go lubisz? - zapytałem go, usiłując ukryć ból, który pochodził od wiedzy, że kogoś lubił. Dlaczego to mnie bolało? 

- Bardzo. Tak jakby, przysięgam, że jestem w nim zakochany - przyznał Harry, jęcząc z irytacją. - To nie tylko małe zauroczenie. Myślę jedynie o nim. Śnię o nim. Chcę go widzieć każdego dnia. Lubię po prostu siedzieć z nim w ciszy. Jego śmiech jest muzyką dla moich uszu. Chcę, żeby każdej nocy śpiewał mi do snu. Mam przerąbane, Lou. 

- Brzmi na świetnego faceta - udało mi się wydusić. Dlaczego moje oczy łzawiły? - Znam go? 

- Wystarczy już na dzisiaj pytań - odpowiedział ze śmiechem Harry. - Obaj powinniśmy zaznać trochę snu, musimy iść jutro do pracy. Dobranoc, Boo Bear. 

- Dobranoc, Hazza. 

Pokój był teraz o wiele bardziej pusty i samotny. Nie byłem pewien, czy to dlatego, że Harry już do mnie nie mówił, czy dlatego, że wiedziałem, że serce Harry'ego było zajęte. To ostatnie nie powinno mi przeszkadzać, ale czułem się, jakby ktoś strzelił mi w pierś. 

Pride l.s. [Tłumaczenie]Where stories live. Discover now