29. Nie zapomniał się pan, panie Prevc? [5/5]

Start from the beginning
                                    

- Cene dotrze później, na bank będzie na podium... O, Ala. - Peter dołącza do nas i zauważa mnie. Chyba jest zaskoczony moją obecnością. - Właśnie miałem po ciebie iść...

- Twoje siostry cię ubiegły, przykro mi. - Wzruszam ramionami. - Czy któryś z twoich braci przyprowadzi ze sobą Katkę, czy zdezerterowała?

- Chyba jeszcze nie jest gotowa się wam przedstawić - odpowiada, zwracając się do rodziców. - Ale może Cene ją jeszcze namówi...

- Na mnie nie patrzcie - zastrzegam od razu. - To ja jestem pod jej wpływem, nie na odwrót.

- I dobrze, bo dwóch takich jak ty w domu bym nie zniósł. - Nie muszę się odwracać, by rozpoznać Domena. - Taka ilość doskonałości na metr kwadratowy musi być szkodliwa.

- Też się cieszę, że cię widzę. Zdajesz sobie sprawę, że wcale nie mam zamiaru szwendać się po twoim domu? - odgryzam mu się bez wahania.

- Nie mówiąc o tym, że to tak naprawdę mój dom, synu - wtóruje mi pan Prevc, a Peter unosi zaskoczony brwi.

- Widzę, że wy już jesteście w doskonałej komitywie - mruczy pod nosem. - Jak widać, niepotrzebnie się martwiłem.

- I niepotrzebnie spaprałeś skok - dodaje Domen. - Ale dobra, niech już Cene ma. Należało mu się za wkład w tym przedsięwzięciu, trzeba przyznać, że podszedł do tematu praktycznie.

Nie mam pojęcia, o czym mówi, ale karcący wzrok Petera tylko wzmaga moją podejrzliwość. Postanawiam jednak o nic nie pytać, licząc, że sprawa już wkrótce się wyjaśni.

Choć bardziej prawdopodobne jest, że któreś z nich przez przypadek się w końcu wygada.

Rozmowę przerywa nam dźwięk przychodzącego SMSa. Odczytuję go, unosząc w górę brwi.

- Coś się stało? - Peter natychmiast to zauważa.

- Muszę lecieć do hotelu. Miło było poznać, mam nadzieję, że wkrótce znowu się spotkamy - zwracam się do państwa Prevc. - A my widzimy się później, do zobaczenia. - Całuję Petera w policzek i zaczynam przeciskać się przez tłum ku wyjściu z obiektu.

- Ala, mogę się na jakiś czas schować w twoim pokoju? - Ewa czeka na mnie pod drzwiami mojego pokoju, a ja bez słowa otwieram je kluczem i zapraszam do środka.

- Jasne. Coś się stało? Nie wyglądasz najlepie-... - Nie kończę, gdy kobieta zrywa się i znika w łazience na kilka dobrych minut. Na podstawie dźwięków dobiegających zza cienkiej ściany ostatnie elementy układanki wskakują na swoje miejsce.

- Przepraszam - mówi, gdy wraca nieco zawstydzona. - Chyba przesadziłam z tymi goframi dzisiaj...

- Ewa. - Spoglądam na nią z delikatnym politowaniem. - Powiedz po prostu, że mam trzymać gębę na kłódkę. Który tydzień?

- Dziewiąty - odpowiada, nie mogąc powstrzymać lekkiego uśmiechu, który wypływa jej na twarz, a prawa dłoń odruchowo kieruje się na podbrzusze. - Skąd wiedziałaś?

- Kobieca intuicja - śmieję się, klepiąc miejsce na łóżku obok siebie, a gdy siada obok mnie mocno ją przytulam. - Gratulacje.

- Dziękuję. Mogę tu u ciebie posiedzieć? Popołudniu będę się czuć lepiej, a nie chcę, by Kamil na razie wiedział. Jeśli mnie zobaczy w takim stanie to natychmiast się domyśli. On też ma chyba tę "kobiecą intuicję" - śmieje się cicho, po czym nagle zielenieje i znów znika na kilka minut w łazience. Gdy wraca częstuję ją moimi zapasami oraz herbatą, by uczynić nudności odrobinę znośniejszymi.

- Czemu nie chcesz mu powiedzieć? - pytam. - To raczej... radosna wiadomość, ja chciałabym się nią jak najszybciej nią z nim podzielić na twoim miejscu.

- Tak, ale... po pierwsze nie chcę tego robić na koniec sezonu. Wiesz, żebyśmy się tym mogli naprawdę cieszyć, a teraz to byłoby takie... na pół gwizdka. Nie chcę, by coś przyćmiło mu te ostatnie skoki, chcę żeby dały mu maksimum radości. A potem będzie już cały mój. - Uśmiech na jej twarzy mógłby rozjaśnić największe ciemności. - Zresztą, trochę się boję. Nie jest już najmłodsza i ryzyko, że coś będzie nie tak jest duże...

- Zapewniam cię, że z tobą jest wszystko w porządku. Z nią lub nim, także. - Dotykam delikatnie jej ręki nadal spoczywającej na brzuchu. - Ale masz rację. Nic nie może się równać z tą wiadomością. Dajmy mu się nacieszyć ostatnimi godzinami kariery sportowej. - Podzielam jej uśmiech i przez chwilę w milczeniu pijemy herbatę.

- Chyba nie do końca to zaplanowaliśmy. Wiesz... mnie też to zaskoczyło - odzywa się w końcu.

- Zaplanowaliście. W końcu kiedy Kamil zdecydował o końcu kariery, było oczywiste, że teraz macie czas, by pomyśleć o sobie, prawda? - odpowiadam. - Podświadomie już chyba wtedy to zaplanowaliście. Nie mogliście wybrać lepszego czasu. Macie go odpowiednio dużo, by się dobrze przygotować, a jednocześnie nie będziecie mieć okazji by popaść w rutynę kamilowej "emerytury"- śmieję się cicho.

- Dziękuję. Uspokoiłaś mnie, Ala - mówi ku mojemu zaskoczeniu Ewa. - Teraz widzę, że trochę się denerwowałam, tak po prostu, po ludzku, bo jeszcze nie do końca się odnalazłam w tej sytuacji. Ale teraz widzę, że wszystko będzie dobrze.

- Nie trzymaj go potem za długo w nieświadomości, on będzie się do tego dłużej przyzwyczajał. - Puszczam do niej oko. - Prześpij się, ja idę na kawę z Katką. Mam jej dużo do opowiedzenia - wzdycham.

- Coś mi się obiło o uszy. - Ewa uśmiecha się szelmowsko i robi łyk herbaty. - Idź, idź. Jakby ktoś mnie szukał, to nie wiesz ,gdzie jestem, okej?

- Jasne. Czuj się jak u siebie.

Wychodzę, odpisując Kasi na milion SMSów, które zdążyła mi wysłać przez ostatnie pół godziny. Umawiam się z nią w kawiarni i ruszam nieśpiesznie ulicą, wystawiając twarz do słońca.

Jest dobrze. Naprawdę dobrze. Tak, jak powinno być.

Wszystko jest na swoim miejscu. Jestem tego niemal całkowicie pewna.

Jestem naprawdę o krok od tego, by uwierzyć, że jestem na prostej drodze do swojego osobistego "żyli długo i szczęśliwie".

Odchodzę, bo kochamWhere stories live. Discover now