26. Bez niej nie byłoby mnie tutaj [7/8]

Start from the beginning
                                    

- Okej. Kolejność? - pyta, a wszystkie oczy ponownie kierują się na mnie.

- Naprawdę? - wzdycham. - Cene zacznie z wysokiego C, potem Nejc, bo druga kolejka jest najmniej obciążona presją, Jurij jako stabilny i pewny punkt dla ewentualnego wyrównania no i Peter na końcu, jest przyzwyczajony do roli lidera. Z psychologicznego punktu widzenia, ja widzę to w ten sposób, ale to wy się na tym znacie najlepiej. - Odbijam piłeczkę, a panowie naradzają się dłuższą chwilę, zastanawiając się, czy nie zamienić Cene z Jurijem, ale ostatecznie akceptują ten plan.

- Coś jeszcze? - pytam, kiedy wszystkie szczegóły dotyczące zasobów ludzkich są już dograne.

- Tylko te nudne, sprzętowe sprawy. - Uśmiecha się do mnie serwisant. - Dzięki, Ala, czasem trzeba spojrzeć na to wszystko z innej strony.

- Kobiecym okiem? - śmieję się. - Dobra, mogę im powiedzieć co i jak? Bo właśnie tam idę.

- Tak, tak, jasne. Miłej zabawy, nie siedźcie za długo, dobra? - rzuca w roztargnieniu Janus, już pochylając się nad jakimiś tabelkami i wykresami, a ja po cichu wychodzę.

Pukam do pokoju, który młodszy Prevc dzieli z Nejcem i Anze, jednak nie słyszę odpowiedzi, choć powinni już wrócić. Naciskam ostrożnie klamkę i z trudem hamuję śmiech na widok, który ukazuje się moim oczom.

Anze chrapie na fotelu z głową odgiętą do tyłu. Nejc z głową na stoliku, tuz obok jeszcze ciepłego kubka herbaty, a Cene na podłodze z głową opartą o łóżko. Kusi mnie, by zrobić im zdjęcie, by potem móc ich szantażować, bo nikt im nie uwierzy, że są w stu procentach trzeźwi. Mój niecny plan jednak torpeduje Jurij, szturchając mnie w ramię.

- A tym co się stało? - Wytrzeszcza oczy. - Wyszliśmy z Peterem tylko po kawę.

- Ja nie śpię! - Anze podrywa się na równe nogi i rozgląda się dookoła zdezorientowany. - Co się dzieje?

- Nic, idźcie dzieci spać lepiej - wzdycham, choć reszta właśnie się rozbudza, a za moimi plecami pojawia się Peter z puszką kawy. - Nie ma imprezy, do łózek, sio! Bo śniecie na stojąco!

- Ale...

- Jak będziecie protestować, to nie powiem Wam, kto będzie skakał w drużynówce! - grożę im i natychmiast zapada cisza. - No. Cene, Nejc, Jurij, Peter. A teraz dobranoc. - Wyganiam tych dwóch ostatnich na korytarz i zamykam drzwi.

- A treningi?

- Mnie nie pytaj, ja tylko wyraziłam swoją opinię, a Janus zadecydował, ja się nawet na tym nie znam. - Unoszę ręce w obronnym geście, po czym obracam się i zabieram Peterowi kawę. - Dzięki, mi się przyda. Wy macie zakaz trucia się alkaloidami.

- A właśnie. - Zatrzymuje mnie Tepes. - Jutro cię porywam na wycieczkę. Masz być gotowa o ósmej, jasne? -Patrzy na mnie surowo, a ja marszczę brwi.

- Aaa... powiesz mi o co chodzi, czy to jakaś tajemnica? - drążę, Tepes jest jednak tajemniczy i powtarza raz jeszcze, że mam być gotowa o ósmej.

- A ty idziesz ze mną, nie do niej! - woła jeszcze Petera, zanim ten zdąża cokolwiek powiedzieć. - Jutro ma być na chodzie, nie musicie świętować co wieczór. - Ciągnie go za sobą, a Peter jedyne wzrusza ramionami bezsilny.

Ściskam mocniej puszkę z kawą i wracam do siebie. Ostatnie dni były bardzo intensywne, może dziś uda mi się trochę to wszystko odespać.

Zasypiam, zaraz po przyłożeniu głowy do poduszki i śnią mi się jakieś głupoty, z Tepesem szturchającym mnie w plecy kijem bejsbolowym na czele.

Moment. To chyba nie jest sen.

- Mittner, rusz dupę! Jest już po ósmej, jesteśmy spóźnieni! - piekli się, a to coś, co w moim śnie było kijem bejsbolowym okazuje się moja własną, osobistą parasolką.

Odchodzę, bo kochamWhere stories live. Discover now