- Okej. Kolejność? - pyta, a wszystkie oczy ponownie kierują się na mnie.
- Naprawdę? - wzdycham. - Cene zacznie z wysokiego C, potem Nejc, bo druga kolejka jest najmniej obciążona presją, Jurij jako stabilny i pewny punkt dla ewentualnego wyrównania no i Peter na końcu, jest przyzwyczajony do roli lidera. Z psychologicznego punktu widzenia, ja widzę to w ten sposób, ale to wy się na tym znacie najlepiej. - Odbijam piłeczkę, a panowie naradzają się dłuższą chwilę, zastanawiając się, czy nie zamienić Cene z Jurijem, ale ostatecznie akceptują ten plan.
- Coś jeszcze? - pytam, kiedy wszystkie szczegóły dotyczące zasobów ludzkich są już dograne.
- Tylko te nudne, sprzętowe sprawy. - Uśmiecha się do mnie serwisant. - Dzięki, Ala, czasem trzeba spojrzeć na to wszystko z innej strony.
- Kobiecym okiem? - śmieję się. - Dobra, mogę im powiedzieć co i jak? Bo właśnie tam idę.
- Tak, tak, jasne. Miłej zabawy, nie siedźcie za długo, dobra? - rzuca w roztargnieniu Janus, już pochylając się nad jakimiś tabelkami i wykresami, a ja po cichu wychodzę.
Pukam do pokoju, który młodszy Prevc dzieli z Nejcem i Anze, jednak nie słyszę odpowiedzi, choć powinni już wrócić. Naciskam ostrożnie klamkę i z trudem hamuję śmiech na widok, który ukazuje się moim oczom.
Anze chrapie na fotelu z głową odgiętą do tyłu. Nejc z głową na stoliku, tuz obok jeszcze ciepłego kubka herbaty, a Cene na podłodze z głową opartą o łóżko. Kusi mnie, by zrobić im zdjęcie, by potem móc ich szantażować, bo nikt im nie uwierzy, że są w stu procentach trzeźwi. Mój niecny plan jednak torpeduje Jurij, szturchając mnie w ramię.
- A tym co się stało? - Wytrzeszcza oczy. - Wyszliśmy z Peterem tylko po kawę.
- Ja nie śpię! - Anze podrywa się na równe nogi i rozgląda się dookoła zdezorientowany. - Co się dzieje?
- Nic, idźcie dzieci spać lepiej - wzdycham, choć reszta właśnie się rozbudza, a za moimi plecami pojawia się Peter z puszką kawy. - Nie ma imprezy, do łózek, sio! Bo śniecie na stojąco!
- Ale...
- Jak będziecie protestować, to nie powiem Wam, kto będzie skakał w drużynówce! - grożę im i natychmiast zapada cisza. - No. Cene, Nejc, Jurij, Peter. A teraz dobranoc. - Wyganiam tych dwóch ostatnich na korytarz i zamykam drzwi.
- A treningi?
- Mnie nie pytaj, ja tylko wyraziłam swoją opinię, a Janus zadecydował, ja się nawet na tym nie znam. - Unoszę ręce w obronnym geście, po czym obracam się i zabieram Peterowi kawę. - Dzięki, mi się przyda. Wy macie zakaz trucia się alkaloidami.
- A właśnie. - Zatrzymuje mnie Tepes. - Jutro cię porywam na wycieczkę. Masz być gotowa o ósmej, jasne? -Patrzy na mnie surowo, a ja marszczę brwi.
- Aaa... powiesz mi o co chodzi, czy to jakaś tajemnica? - drążę, Tepes jest jednak tajemniczy i powtarza raz jeszcze, że mam być gotowa o ósmej.
- A ty idziesz ze mną, nie do niej! - woła jeszcze Petera, zanim ten zdąża cokolwiek powiedzieć. - Jutro ma być na chodzie, nie musicie świętować co wieczór. - Ciągnie go za sobą, a Peter jedyne wzrusza ramionami bezsilny.
Ściskam mocniej puszkę z kawą i wracam do siebie. Ostatnie dni były bardzo intensywne, może dziś uda mi się trochę to wszystko odespać.
Zasypiam, zaraz po przyłożeniu głowy do poduszki i śnią mi się jakieś głupoty, z Tepesem szturchającym mnie w plecy kijem bejsbolowym na czele.
Moment. To chyba nie jest sen.
- Mittner, rusz dupę! Jest już po ósmej, jesteśmy spóźnieni! - piekli się, a to coś, co w moim śnie było kijem bejsbolowym okazuje się moja własną, osobistą parasolką.
YOU ARE READING
Odchodzę, bo kocham
RomanceGdybym tylko mogła pokochać go tak, jak tego pragnę. Tak, jak on tego pragnie. Choć odeszłam, to jakaś część mnie tam pozostała. A odeszłam, bo kochałam. I chyba nadal kocham.
26. Bez niej nie byłoby mnie tutaj [7/8]
Start from the beginning