24. Nieprzekraczalne bariery [3/5]

En başından başla
                                    

Siadam i uświadamiam sobie, że zasnęłam na niepościelonej kanapie, w ubraniu i na dodatek w jakiejś dziwnej pozycji, przez którą teraz wszystko mnie boli. Przeciągam się i zerkam na zegarek, który pokazuje drugą w nocy.

Czuję straszną suchość w gardle, więc po ciemku człapię do kuchni, by napić się wody i oczywiście potykam się o coś. Nie zadomowiłam się w tym mieszkaniu jeszcze na tyle, by móc poruszać się po nim po omacku. Sięgam po telefon, by nieco oświetlić sobie drogę i zauważam kilka wiadomości od Katki.

"Ej, śpisz?"

"ALKA!"

"To ważne"

"Nie obchodzi mnie co robicie z Peterem, cokolwiek by to nie było, ODPISZ MI"

Ta ostatnia wiadomość jest sprzed trzydziestu minut, więc z duszą na ramieniu wysyłam w odpowiedzi znak zapytania, błagając w myślach, by nie spała, bo inaczej mnie zabije.

Sekundę później telefon rozdzwania mi się w ręce.

- Oszalałaś? - syczę dzikim szeptem. - Wiesz, która jest godzina?!

- Druga siedemnaście - odpowiada również szeptem. - Nie krzycz tak, Cene śpi.

- Tak go wymęczyłaś? - Nie mogę darować sobie złośliwości.

- Daj spokój - prycha. - Zrobiliśmy sobie maraton bajek Disney'a, ma prawo być zmęczony.

- Nie mieliście przypadkiem oglądać horrorów? - dziwię się.

- Owszem, ale ten plan poszedł się kochać, gdy mi się przyznał, że nie widział "Króla Lwa". Rozumiesz to? ON NIE WIDZIAŁ "KRÓLA LWA" - powtarza z autentyczną zgrozą, jednak nadal szeptem, choć nieco głośniejszym.

- Ciszej, bo go obudzisz. Albo co gorsza Petera - uspokajam ją.

- Właśnie, jak u ciebie? - Katka wykazuje nagłe zainteresowanie tematem.

- Nic specjalnego. Film, popcorn i chrapanie na kanapie. Właśnie się obudziłam cała połamana. Jutro ci opowiem - odpowiadam. - Kończę, dobranoc, Kaś.

- Dobranoc. Wiedz, że i tak ci nie wierzę! - dodaje na koniec, nim się rozłącza.

Wzdycham ciężko i włączam latarkę w telefonie, by bezkolizyjnie dotrzeć do kuchni.

Nie pamiętam, gdzie postawiłam zgrzewkę wody mineralnej, zresztą nie chcę hałasować, więc nalewam sobie do szklanki wody z kranu i popijam ją powoli, opierając się o kuchenny blat pośladkami i wbijając wzrok w światło latarni za oknem.

Uciekanie to moja specjalność. Być może dlatego, że nie umiem już sobie po tym wszystkim zaufać. Nie wierzę, że mogę pozwolić sobie na szczęście, nie raniąc przy tym nikogo. A przecież to całkiem irracjonalna myśl, to moje ucieczki najbardziej ranią tych, którzy są mi bliscy.

A jednak ciągle to robię.

Czas jednak z tym skończyć. Czas uwierzyć, że będzie dobrze, że nie powielam błędów z przeszłości, choć sytuacja wydaje się podobna. Czas uwierzyć, że wręcz przeciwnie - w końcu nie wybieram własnego szczęścia, ale tworzę je z drugą osobą.

Dosyć rozmyślania o konsekwencjach, nic nie zaszkodzi mi teraz bardziej niż niepotrzebne wątpliwości. Nie powielam błędów, nie wchodzę drugi raz do tej samej rzeki.

Tworzę nową historię.

Naszą historię.

- Nie śpisz? - Peter obejmuje mnie od tyłu, oplatająca ramionami w pasie, a jego włosy lekko łaskoczą mnie w policzek, kiedy opiera brodę na moim ramieniu.

- Zły sen, musiałam ochłonąć - odpowiadam zgodnie z prawdą i całuję go w policzek. - A ty?

- Obudziło mnie twoje hałasowanie. Zachowujesz się jak słoń w składzie porcelany. Nie obrażając słoni - dodaje, a ja daję mu kuksańca w bok.

- Grabi pan sobie, panie Prevc - mruczę przekornie, ale jakoś bez większego przekonania, bo Peter zdąża już skutecznie odwrócić moją uwagę.

Zdaje się, że to w tym miejscu skończyliśmy zanim jak zwykle uciekłam. A obiecałam sobie, że już więcej tego nie zrobię, prawda?

- Zdaje się, że kuchnia to dosyć newralgiczne miejsce dla nas. - Uśmiecham się, przeciągając palcem po jego klatce piersiowej.

Gest, który tak naprawdę nic nie znaczy. Nie dla kogoś takiego jak ja, dla kogo kontakty fizyczny z drugim człowiekiem jest całkiem naturalny, wręcz pożądany. Nic nieznaczący gest, z którego korzystam na co dzień.

Ale nie tym razem.

- Zauważyłem i mam zamiar to wykorzystać - odpowiada z prowokacyjnym uśmiechem i całuje mnie mocno, głęboko. Z pasją.

Przyznaję, nieco zakręciło mi to w głowie.

- Prevc. - Odsuwam się przekornie i zaplatam ręce na piersi. - Nie pójdę z tobą do łóżka - oznajmiam stanowczo. A przynajmniej na tyle stanowczo na ile jestem w stanie, biorąc pod uwagę okoliczności.

A te akurat nie bardzo mi sprzyjają.

- Cóż - odpowiada z zawadiackim uśmiechem, a ja nagle ląduję półtora metra nad ziemią, w ostatniej chwili obejmując go za kark, choć nie sądzę, by mógłby mnie upuścić. - W takim razie sam cię tam zaniosę.

I robi dokładnie to, co powiedział.

A ja już nie protestuję. I, szczerze powiedziawszy, nie mam najmniejszego zamiaru tego czynić.

Odchodzę, bo kochamHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin