Związana przeznaczeniem | Rom...

By KorpoLudka

320K 34.9K 5.6K

Kiedy Dorothy Gale podczas lunchu spotyka dziwną kobietę, która daje jej klucz i karteczkę, nawet nie spodzie... More

1. Dorothy i tajemniczy klucz
2. Dorothy i Czarownica ze Wschodu
3. Dorothy i Manczkinowie
4. Dorothy i jej sława
5. Dorothy i Strach na Wróble
6. Dorothy i Kalidachy
7. Dorothy i ruda zielarka
8. Dorothy i latający dom
9. Dorothy i gościnność rodem z Oz
10. Dorothy i Miasto Graniczne
11. Dorothy i pamiątki z przeszłości
12. Dorothy i połówka artefaktu
13. Dorothy i eremita
14. Dorothy i wyrzuty sumienia
15. Dorothy i latające małpy
16. Dorothy i Emerald City
17. Dorothy i Tchórzliwy Lew
18. Dorothy i Czarnoksiężnik
19. Dorothy i więzi rodzinne
20. Dorothy i dzielnica portowa
21. Dorothy i Czarownica z Północy
22. Dorothy i plan awaryjny
23. Dorothy i Tornado
24. Dorothy i wrony
25. Dorothy i czarne pszczoły
26. Dorothy i Czarownica z Zachodu
27. Dorothy i lęk wysokości
28. Dorothy i Winkowie
29. Dorothy i strażnicy lasu
30. Dorothy i Blaszany Drwal
31. Dorothy i kraj Kwadlingów
32. Dorothy i Miasto Portowe
33. Dorothy i droga na zachód
34. Dorothy i niewidzialny zamek
35. Dorothy i Czarownica z Południa
36. Dorothy i spotkania po latach
37. Dorothy i oblężenie miasta
38. Dorothy i dowódca straży
39. Dorothy i Kansas
40. Dorothy i zazdrość
41. Dorothy i wilki
42. Dorothy i pani meteorolog
43. Dorothy i nauka strzelania
44. Dorothy i metody naukowe
45. Dorothy i mężczyzna z tatuażem
46. Dorothy i pościg
47. Dorothy i Ruth
48. Dorothy i albatros
49. Dorothy i pomiędzy
50. Dorothy i kraina Iw
51. Dorothy i rodzina królewska
52. Dorothy i czytająca emocje
53. Dorothy i ekipa ratunkowa
54. Dorothy i więzienna cela
55. Dorothy i dziedziczka tronu
56. Dorothy i magiczne pułapki
57. Dorothy i elektryczne węgorze
58. Dorothy i Król Gnomów
59. Dorothy i serce z kamienia
60. Dorothy i trzęsienie ziemi
61. Dorothy i dwaj królowie
62. Dorothy i psychoanaliza
63. Dorothy i Jolly Roger
64. Dorothy i dobry pirat
65. Dorothy i szalupa ratunkowa
66. Dorothy i antymagiczne więzienie
67. Dorothy i magia
68. Dorothy i resztki człowieczeństwa
69. Dorothy i obce wojsko
70. Dorothy i propozycja króla
71. Dorothy i królowa matka
72. Dorothy i szpital psychiatryczny
73. Dorothy i znak skorpiona
74. Dorothy i zatrute żądło
75. Dorothy i złamane serce
76. Dorothy i zaklęcie lokalizujące
77. Dorothy i kontrakt małżeński
78. Dorothy i nadworny lekarz
79. Dorothy i jadowite kły
80. Dorothy i podziemne miasto
81. Dorothy i droga na skróty
82. Dorothy i gargulce
83. Dorothy i ruiny w dżungli
84. Dorothy i złe wieści
85. Dorothy i partyzancka armia
86. Dorothy i córka Pastorii
87. Dorothy i oko cyklonu
88. Dorothy i jej przeznaczenie
Posłowie

Epilog

3.9K 365 138
By KorpoLudka

dwa miesiące później

Ostatnie kilkanaście dni zaczynało się dla mnie i kończyło zawsze tak samo.

Wstawałyśmy wcześnie rano, żeby zabrać się do pracy. Głównie nadzorowałyśmy innych – mężczyzn, którzy kiedyś mieszkali w Emerald City, a przy lżejszych pracach także kobiety – ale także pomagałyśmy same, nie chcąc wydawać się ważniejsze od kogokolwiek. Wystarczyły niecałe dwa miesiące, by przynajmniej częściowo gruzy Emerald City zostały przeobrażone w coś, co ponownie mogło zacząć przypominać miasto.

Oczywiście byłoby prościej, gdybyśmy mieli magię. Magii jednak nie było.

W ogóle.

– Wszystko w porządku, Dee? – zapytał Nick, gdy wspólnie zasiedliśmy do obiadu. – Jesteś jakaś blada.

Mama spojrzała na mnie uważnie znad talerza z rybą, która jeszcze tego samego ranka pływała w wodach wijącej się przez dżunglę rzeki. Siedzieliśmy na stołówce pod gołym niebem, w jednym z tych miejsc, gdzie gruzy zostały uprzątnięte w pierwszej kolejności. Dobrze, że było raczej ciepło i nie padało, bo schować się przed deszczem mogliśmy tylko w tymczasowych szałasach, w których spędzaliśmy każdą noc.

Po tym, jak zabiłam Clarissę i ożywiłam mamę, powrót do Emerald City był dla nas oczywisty. Reszta strażników Czarownicy z Północy, która przeżyła moje paskudne tornado, nie próbowała nas zatrzymać; z jej ciałem na dziedzińcu i nieobecnością Christiana i Augusta – którzy prawdopodobnie, tak samo jak Jack, zniknęli w tornadzie i trafili na Ziemię – zwyczajnie stracili chęć do walki. Mogliśmy wyjść i nikt nie próbował nas zatrzymywać.

Zabraliśmy białe konie Clarissy, które nie widziały problemu w niesieniu na sobie obcych. Albo spowodowała to śmierć Czarownicy, albo odejście magii – pamiętałam przecież, jak jeszcze podczas mojej pierwszej wizyty w Emerald City ostrzegano mnie, że jej latające konie nie były bezpieczne dla postronnych osób. Widocznie to też się zmieniło.

Widocznie brak magii zmienił w Oz wszystko.

Nie wiedziałam nawet, jak wiele. Droga do Emerald City była praktycznie zarośnięta przez dżunglę, kiedy już tam dotarliśmy. Walczyliśmy o każdy cal ziemi, także tej do uprawy roślin i warzyw, które były nam przecież niezbędne do przeżycia. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo magia wcześniej pomagała nam w tak podstawowych kwestiach, jak choćby utrzymanie dżungli w ryzach. Teraz jednak to wszystko zniknęło.

Sprowadzona przeze mnie wizja mamy jednak się spełniła. Faktycznie zmieniłam oblicze Oz. Może nieco inaczej, niż wszyscy się spodziewali, ale jednak.

Na początku miałam straszne wyrzuty sumienia. Przecież to przeze mnie Oz zostało pozbawione magii. Z czasem jednak zrozumiałam, że to nie była moja wina; ja robiłam tylko, co mogłam, żeby przeżyć i nie zrobić nikomu więcej krzywdy. Chciałam się pozbyć swojej magii. Nie sądziłam, że w ten sposób pozbawię jej także całe Oz.

Nie sądziłam, że zmienię w ten sposób nie tylko swoje życie, ale także praktycznie wszystkich dookoła.

– Wszystko w porządku – zapewniłam, rzucając im blady uśmiech. – Jestem tylko trochę zmęczona.

Ostatnio często bywałam zmęczona. Pewnie miał z tym coś wspólnego brak Jacka, który ciążył mi na sercu niczym kamień młyński.

Po obiedzie wróciliśmy do pracy. Mama cały czas nie spuszczała mnie z oczu, jakby obawiając się mimo wszystko, że rzeczywiście coś mi było. Tak to jednak wyglądało od dwóch miesięcy – mama cały czas nie była pewna, kiedy nastąpi mój wybuch spowodowany nieobecnością Jacka. Kiedy w końcu zdam sobie sprawę, że to mogło nie być tymczasowe – że to mogło być na zawsze. Póki co, jeszcze się z tym nie pogodziłam.

I prędko nie zamierzałam.

Szukałam oczywiście sposobów na skontaktowanie się z nim i przedostanie na Ziemię. Nie znajdowałam jednak niczego, co nie wiązałoby się z użyciem magii. Której nie mieliśmy.

A równocześnie cały czas przyglądałam się uważnie mamie, jakby spodziewając się, że coś z nią będzie nie tak. Że prędzej czy później okaże się, że ożywienie jej zmieni ją w zombie, robota bez uczuć czy inną maszynkę zagłady. Nic takiego jednak nie następowało – mama była mamą, całkowicie normalną, pozbawioną magii, trochę postarzałą, co widać było choćby po jej twarzy, ale nic poza tym – proces starzenia się został zahamowany, a mama nie pamiętała niczego, co działo się po tym, jak ją zabiłam. Kompletna pustka, obudziła się dopiero, gdy ją z powrotem ożywiłam.

Do oczyszczania Emerald City zabraliśmy się metodycznie. Dzielnica po dzielnicy, dom po domu, usuwaliśmy gruzy i wszystko, co było niepotrzebne, odbudowując to, co dało się odbudować. Bez magii była to żmudna i długa robota, ale należało ją wykonać. Wielu ludzi czekało na swoje domy, miasto musiało znowu zacząć tętnić życiem, jeśli nie chcieliśmy, żeby Clarissa zwyciężyła.

Znaleźliśmy też miejsce, by w pewnym odosobnieniu od reszty budynków urządzić coś w rodzaju cmentarza. Coś w rodzaju, bo wielu ciało nigdy nie odnaleźliśmy – w tym ciał ojca i Charlesa. Wznieśliśmy jednak dla nich prowizoryczny grób, do którego chodziłam codziennie, może nawet nie tyle się modlić – nigdy nie byłam specjalnie religijna – co raczej myśleć. Nie chciałam zapomnieć o tacie, więc wspominałam go, jak tylko mogłam.

– Na pewno dobrze się czujesz? – zapytała mama z troską, gdy po południu wizytowałyśmy jeden z placów budowy. Praktycznie wszyscy mieszkańcy Emerald City, poza tymi, którzy na przykład dostarczali nam pożywienie, musieli chwilowo przekwalifikować się na budowlańców. To znaczy wszyscy ci, którzy zostali. – Rzeczywiście wyglądasz jakoś niewyraźnie. Może powinnaś dzisiaj trochę odpocząć?

Od kiedy w zamku Clarissy wyrzuciłam z siebie magię, wszyscy traktowali mnie trochę jak śmierdzące jajo. Takie, na które należy uważać i obchodzić się bardzo ostrożnie, ale najlepiej zanadto się do niego nie zbliżać. Jakby bali się, że coś mi odbije i jakbym w ogóle była w stanie kogoś skrzywdzić, gdyby tak się stało. Chyba że po prostu obawiali się o moją psychikę.

Jeśli tak, to niepotrzebnie. Po odrzuceniu magii przez całe te dwa miesiące byłam dziwnie spokojna. Sama tego nie rozumiałam i czekałam na ataki paniki, strach i całą resztę, ale to nie nadchodziło. W zasadzie jedynym, czego mi nie brakowało, była dzika tęsknota za Jackiem. Żeby nie tęsknić, rzucałam się w wir pracy.

Tęskniłam więc najbardziej nocami, przytulając się do koca zamiast do niego i przypominając sobie wszystkie te chwile, które spędziliśmy razem. Płakałam z tęsknoty, nie mogłam spać, a potem chodziłam po ruinach miasta z podkrążonymi oczami i bladą cerą. Nic dziwnego, że coraz bardziej wyglądałam jak duch.

Mama jednak obawiała się o mnie także z innych powodów: jej jedynej opowiedziałam, co zdarzyło się, kiedy zabiłam Clarissę. Powiedziałam jej o spotkaniu z Czarnoksiężnikiem i wszystkich tych rzeczach, które zrobiłam. Chciałam zapytać ją, czy go znała, ale jedyne, co usłyszałam, to że Czarnoksiężnik nigdy niczego nie robił bez powodu. Więcej nie chciała mi powiedzieć i od tej pory popatrywała na mnie z troską, jakby spotkanie z nim oznaczało coś złego. Jakby w ogóle jego zainteresowanie mną mogło się źle skończyć.

Nie mogłam się tym jednak przejmować, tak jak wieloma innymi rzeczami. Chciałam to jedynie zostawić za sobą i skupić na teraźniejszości.

– Wszystko w porządku, naprawdę – zapewniłam ją, wkładając w te słowa więcej pewności siebie, niż rzeczywiście czułam. – Źle spałam w nocy, to wszystko. Ale nic mi nie jest i nie chcę, żebyś wysyłała mnie na jakikolwiek odpoczynek. Nie chcę być sama.

Nie dałam rady, przy tych ostatnich słowach głos mi się jednak trochę załamał. Nie chciałam wyjść na żałosną, ale przed mamie mogłam powiedzieć więcej niż Nickowi czy Octavii. To jednak była mama.

Która chwyciła mnie pocieszająco za rękę i ścisnęła mocno.

– Nie jesteś sama, kochanie. – Zamilkła na chwilę, a potem dodała: – Ciągle masz koszmary?

Potrząsnęłam głową. Rzeczywiście, nie miałam ich ani razu od tamtego dnia, gdy pozbyłam się z Oz całej magii. Widocznie były one jednak nieodłącznie związane z magicznymi mocami czterech Czarownic. Co niestety wcale nie oznaczało, że czułam się bez tego lepiej czy że spało mi się lepiej. Wolałam już chyba koszmary z Czarownicami w rolach głównych niż rozdzierającą serce tęsknotę za Jackiem.

Za Jackiem, z którym w ogóle nie miałam kontaktu. Mogłam tylko mieć nadzieję, że rzeczywiście trafił na Ziemię, ale ani jednego sposobu, żeby to sprawdzić.

– Masz podkrążone oczy – zauważyła tymczasem mama. Brawo, Sherlocku. – Widzę, że źle sypiasz. Wiesz, nie musisz się o niego martwić. Na pewno nic mu nie jest.

– A wiesz to, bo...? – Podniosłam nieco głos, zdenerwowana tą jej pewnością siebie. – Masz jakiś kontakt z Ziemią, o którym nie wiem?!

– Wiesz, że nie – westchnęła. – Ale jestem pewna, że wszystko jest w porządku. To było zwykłe magiczne tornado. Ludzie w nich nie giną.

– Nie było takie zwykłe – zaprotestowałam z lekką paniką w głosie, której nie potrafiłam ukryć. – Stworzyłam je z mnóstwa magii. Przeniosłam się dzięki niemu w czasie. Sprowadziłam nim statek Flynna. Skąd wiesz, że Jacka też nie rzuciło gdzieś w czasie?

– Nie możemy tego wiedzieć – przyznała spokojnie, uśmiechając się do mnie pocieszająco. – Ale musisz być dobrej myśli. Równie dobrze mógł trafić na współczesną nam Ziemię. A gdziekolwiek by nie był, w końcu go znajdziemy. Obiecuję.

Chociaż wiedziałam, że to było żadne pocieszenie, pewność w głosie mamy i tak trochę mnie uspokoiła. Przeszłyśmy główną ulicą Emerald City – albo tym, co kiedyś było główną ulicą tego miasta – i zagłębiłyśmy się między ruiny budynków, gdzie jedna z ekip odgruzowywała właśnie kilka kamienic znajdujących się w całkiem niezłym stanie. Planowaliśmy przenieść tam część ludzi z pobliskiej jaskini, gdy już zostaną w miarę przystosowane do ponownego zamieszkania. Pracowali chętnie, mając nadzieję na odbudowanie wspaniałości ich miasta, zachęcani do tego przez jedynego prawowitego władcę Oz.

Ostatniego członka rodu króla Pastorii.

Bez magii Octavii oczywiście ciężko było dowieść swojego rodowodu, ale mama nadal była Czarownicą z Południa, z magią czy bez niej. Wystarczyło jedno jej słowo, by wszyscy jej uwierzyli.

W taki oto sposób Octavia została władczynią kupy gruzów, które kiedyś było stolicą Oz, oraz całego tego półdzikiego kraju, w którym część jego mieszkańców pewnie nawet nie zdawała sobie sprawy, że nastąpiła jakakolwiek zmiana warty.

Póki co była w tym swoim rządzeniu osamotniona, pomagała jej jedynie moja mama. Kiedy jednak przypatrywałam się Octavii, gdy myślała, że nikt jej nie widział, dochodziłam do wniosku, że to nie będzie trwało długo. Nawet teraz, gdy odwracałam się, by poprzez główną ulicę spojrzeć w miejsce, gdzie Octavia asystowała przy wydawaniu obiadów, widziałam, jak przekomarzała się z Nickiem i próbowała umknąć jego silnym ramionom. Dość bezskutecznie, dodajmy.

Z grymasem zadowolenia na twarzy odwróciłam się z powrotem do mamy. Ta dwójka zdecydowanie zasługiwała na odrobinę szczęścia.

– Myślisz, że magia kiedyś wróci? – zagadnęłam mamę, gdy zatrzymałyśmy się pod jednym z odbudowywanych właśnie budynków. Ekipa remontowa śmigała wokół nas, zupełnie nie zwracając na nas uwagi.

– Na pewno – zapewniła mnie. – To tylko kwestia czasu... Nie wierzę, żebyś była w stanie tak całkiem usunąć magię z całego Oz. Z siebie, to może jeszcze... Ale z całego królestwa? Dziwi mnie, że w ogóle ci się to udało.

Mnie też to dziwiło, ale nie mogłam zaprzeczać temu, co widziałam na własne oczy. A fakt pozostawał faktem. Magii nie było.

Mama westchnęła, spoglądając na zrujnowaną ulicę.

– Cecily oszalałaby, gdyby to zobaczyła – powiedziała z żalem. – Uwielbiała to miasto.

Zastygłam, czując dziwną sensację żołądkową. W pierwszej chwili nie wierzyłam, że faktycznie to usłyszałam. Zaraz potem jednak mama zwróciła uwagę na moje dziwne zachowanie i zapytała, czy wszystko było w porządku.

Pozdrów ode mnie Cecily.

– Kto to jest Cecily? – zapytałam, nieco wyprowadzona z równowagi. – Mamo? O kim mówisz?!

– Hej, co się dzieje? – zaśmiała się. – Przecież to nic takiego! Myślałam, że ci o niej opowiadał... Ona zawsze kochała Emerald City. Ale cóż, może nawet o tym nie wiedział... W końcu umarła, gdy był mały, prawda?

Spojrzałam na nią z niezrozumieniem i dopiero po chwili pojęłam, o czym mówiła.

O mój Boże.

Musiałam to jednak potwierdzić. Musiałam to usłyszeć na głos!

– Kto, mamo? – drążyłam więc. – Kim była Cecily?

– Mamą Jacka, oczywiście – odpowiedziała w końcu. – Myślałam, że wiedziałaś. Dorothy... Co się stało?

Odruchowo chwyciłam się za brzuch i zachwiałam, bo nagle zakręciło mi się w głowie. W jednej chwili przypomniałam sobie tamtą rozmowę z Jackiem w zajeździe w podziemnym mieście. I już wiedziałam.

Czarnoksiężnik nie miał na myśli mamy Jacka, to było oczywiste. Jakimś cudem... choć nie wiedziałam, jakim... Znał ją. W końcu sam powiedział, że był przeszłością, teraźniejszością i przyszłością. Sam powiedział, że dopiero ją poznam.

O mój Boże...

– Dee? Wszystko w porządku? – zapytała mama z troską, ale kiedy się do mnie zbliżyła, nad nami usłyszałam nagle jakiś rumor.

Wszystko wydarzyło się błyskawicznie. Spojrzałam w górę i z przerażeniem dostrzegłam, że ogromny kawał ściany jednej z kamienic oderwał się i spadał właśnie prosto na nas. Nie miałam czas na zastanawianie się, nie miałam nawet czasu, by odskoczyć. Przyciągnęłam mamę do siebie i osłoniłam się ramieniem, jakby to miało cokolwiek dać.

Zamknęłam oczy. I czekałam.

Uderzenie jednak nie nadeszło.

Kiedy po chwili ostrożnie rozwarłam powieki, ku mojemu zdumieniu dostrzegłam ten sam kawał ściany wiszący tuż nad nami, w całkowitym bezruchu, jakby zastygły w czasie. Czas jednak płynął do przodu, bo wokół nas wybuchło nagle zamieszanie; słyszałam czyjeś krzyki, tupot stóp i nawoływania, a po chwili ktoś zaczął odciągać nas spod zastygłego fragmentu ściany.

Wprost nie wierzyłam w to, co widziałam. Tak po prostu się zatrzymała. I trwała w bezruchu, w powietrzu, nawet gdy wraz z ekipą remontową odeszłyśmy już na bezpieczną odległość. Dopiero po chwili niewidzialne zaczepy jakby zwolniły i mur nagle zwalił się na ziemię z łoskotem. Gdybyśmy nadal tam stały...

Raczej byśmy nie przeżyły.

Mama jednak nie była przerażona tak jak ja, gdy zdała sobie z tego sprawę. Wręcz przeciwnie: chwyciła mnie za ramiona i obdarzyła promiennym uśmiechem.

– Dee, rozumiesz, co to znaczy?! – wykrzyknęła z entuzjazmem. – To znaczy, że magia wraca! Zatrzymałaś te gruzy magią!

Pokręciłam powoli głową, bo lepiej od mamy wiedziałam, co to znaczyło. Nie czułam w sobie magii. Już nie. Nie zmieniało to jednak faktu, że wyraźnie wracała do Oz i że była gdzieś w pobliżu. Wiedziałam nawet, gdzie.

We mnie.

Ponownie chwyciłam się za brzuch i uśmiechnęłam lekko.

– To nie ja – oświadczyłam następnie. – To nie ja, słyszysz? To ona. Moje dziecko.

Mama zamarła na moment, spojrzała na moją trzymającą brzuch rękę, a potem z powrotem prosto w moje oczy. W jej wzroku widziałam niedowierzanie, ale i... nadzieję.

W tamtej chwili nie liczyło się dla mnie to, co zasugerował Czarnoksiężnik. Może znał moją córkę lub miał ją poznać w przyszłości, może nie. Nie mogłam zamartwiać się na zapas.

Na razie liczyło się tylko to, że magia wracała do Oz. I choć nie cieszyłam się, że część z niej znajdowała się w tym niewielkim życiu wewnątrz mnie, z jednego powodu byłam z tego faktu zadowolona.

Bo to oznaczało, że mogłam wreszcie zacząć szukać Jacka.

– To znaczy... Ty... – Chyba piewszy raz widziałam, jak mamie zabrakło słów. Powoli skinęłam głową.

– Tak – potwierdziłam. – Moja córka ma w sobie magię. I wiesz co?

Mama tylko potrząsnęła głową, na co uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.

– Ona pomoże mi odnaleźć Jacka.

***

W tym samym czasie gdzieś na Ziemi zadzwonił telefon.

– Miałeś rację, Jack – odezwała się w słuchawce podekscytowana Jo. – Miałeś rację. Tornada wracają. Już czas, przyjeżdżaj. Zabiorę cię do domu... do Dorothy.

K   O   N   I   E   C

Będzin – Katowice

listopad 2013 – październik 2017


___________________________

W mediach grali The Piano Guys - cover Taylor Swift Begin Again oraz Phillipa Phillipsa Home.

Zapraszam Was, moje drogie, do kolejnej notki - posłowia, w której poruszę wszystkie okołotekstowe tematy, żeby niepotrzebnie nie wydłużać tej :)

Continue Reading

You'll Also Like

16K 730 45
Co gdyby mama Hailie była szefową organizacji i Hailie po jej śmierci zajełaby jej miejsce?
1.2M 58.7K 55
Życie Emily zdawało się dla niej idealne. Jedna impreza, jeden chłopak zniszczył jej dotychczasowe życie. Oszukana i zdradzona dziewczyna postanawia...
215K 12.5K 200
‼️Manhwa nie należy do mnie‼️ Woori ma złamane serce, gdy dowiaduje się, że jej ulubiony bohater Lancelot ginie tragicznie w powieści "Kwiat podniósł...
11K 679 38
Niesławny przywódca zabójców znanych jako Cienie, Raon, przez całe życie żył jako pies na smyczy. Jednak zrządzeniem losu otrzymał nowe życie - jako...