54. Dorothy i więzienna cela

2.8K 351 21
                                    

Przepchnęłyśmy się między kilkoma oszołomionymi ludźmi, ścigane krzykiem strażnika, który przywlókł się za nami z pałacu. Raz jeszcze obejrzałam się za siebie: ludzie powoli podnosili się z ziemi, ale strażnik, który znajdował się najbliżej mnie na placu, nadal leżał, chyba rzeczywiście nieprzytomny. Na bruku wokół miejsca, w którym wcześniej stałam, utworzył się dziwny okrąg, jakby wokół niego coś się spaliło. Octavia miała rację.

Użyłam magii, nawet nie wiedząc, że to zrobiłam. Kompletnie tego nie kontrolowałam! Wystarczyła odrobina emocji, żeby zrobić coś takiego, nie dziwiłam się królowi Irvingowi, że się mnie obawiał!

Octavia chwyciła mnie za rękę i pociągnęła szybciej przed siebie, a za sobą usłyszałyśmy kolejny krzyk, tym razem któregoś z miejscowych. Pobiegłyśmy placem do wylotu uliczki prowadzącej do doków, a ja żałowałam, że miałam na sobie sukienkę księżniczki, a nie któreś ze spodni, jakie nosiłam na Ziemi. I inne buty. Dużo wygodniej by mi się wtedy biegało. I szybciej.

Spojrzałam przez ramię, by stwierdzić, że biegli za nami. Strażnik z pałacu i jeszcze kilku, zwołanych zapewne gdzieś po drodze. Nie wiedziałam, co się stanie, jak mnie złapią, ale nie zamierzałam czekać, by się przekonać. Musiałam jak najszybciej dotrzeć do statku Noah, tylko tam mogłam być względnie bezpieczna.

A Octavia chyba ze mną, skoro mi pomogła.

Przed oczami przemykały mi kolejne obrazy, których nie zatrzymywałam w pamięci na dłużej. Mijałyśmy różnych ludzi, zdziwionych naszym biegiem, kolejne domy, sklepy, a strażnicy za nami zbliżali się z każdą chwilą. W którymś momencie charakterystyczne czerwone mundury dostrzegłam też w tłumie przed nami, co mnie zirytowało. Jakim cudem oni się tak dogadywali?!

Pociągnęłam Octavię w boczną uliczkę, zanim zdążyła zobaczyć, co się działo. To był właściwie zaułek, dlatego miałam tylko nadzieję, że nie zakończy się ścianą w poprzek. Przeskoczyłam nad jakimś leżącym na ziemi biedakiem, Octavia za mną zrobiła to samo; zaczęło się robić coraz ciaśniej, aż w końcu musiałyśmy iść bokiem, a potem udało nam się wydostać na sąsiednią ulicę.

Paliło mnie w gardle, gdy podjęłyśmy ucieczkę w stronę portu; strażnicy nadal podążali za nami, zyskałyśmy jednak nieco przewagi w zaułku z uwagi na to, że byłyśmy szczuplejsze i bardziej zwinne. Octavia, równie zasapana co ja, zapytała w pewnym momencie:

– Może lepiej... Jakbyśmy się gdzieś schowały?

– Normalnie pewnie tak, ale teraz nie chcę ryzykować – odparłam tym samym tonem. – Musimy się dostać na łódź, a jeśli się ukryjemy, mogą nam odciąć drogę ucieczki. Daleko jeszcze?!

– Nie, do końca tej ulicy – usłyszałam w odpowiedzi. I dobrze, bo nogi zaczynały mi już ciążyć i coraz trudniej mi się je podnosiło.

Po chwili to zobaczyłam. Wylot ulicy kończył się poziomą, niebieską linią, miejscem, gdzie woda spotykała się z niebem, widocznym daleko na horyzoncie. Na ten widok odczułam ulgę. Chociaż wiedziałam, co to oznaczało – że musieliśmy natychmiast uciekać z Iw i już więcej nie wracać w okolice pałacu – mimo wszystko czułam ulgę. Nareszcie wyrwałam się z pałacu i nareszcie miałam płynąć na poszukiwania Jacka!

Wybiegłyśmy z ulicy na szeroki deptak, ciągnący się wzdłuż niewielkiego portu, dużo mniejszego od tego w Mieście Portowym; straciłyśmy cenne sekundy na poszukiwanie Tornada, ponieważ jednak port był mniejszy, i statek znalazłyśmy szybciej. Stał sobie spokojnie zaraz przy nadbrzeżu, na najpłytszej wodzie, co było możliwe dzięki jego przeznaczeniu do pływania po rzekach. Wskazałam Octavii statek i zaczęłyśmy biec w jego stronę, wymijając nielicznych obecnych w porcie ludzi. Nadmorski wiatr rozwiał mi włosy, gdy pomachałam do stojącego na mostku Nicholasa.

Związana przeznaczeniem | Romans paranormalny | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now