69. Dorothy i obce wojsko

2.4K 346 95
                                    

Christian poprowadził mnie pustym korytarzem gdzieś w głąb domu, z daleka od krzyków i tupotu butów, które poza celą słyszałam jeszcze wyraźniej. Tylko raz w pełnym pędzie minął nas jakiś strażnik, ale nawet nie zwrócił na nas uwagi, myślami widocznie będąc gdzieś daleko. Christian nie opierał się ani nie próbował uciekać, co już samo w sobie wydawało mi się podejrzane, nie powiedziałam jednak na ten temat ani słowa, tylko wzmagając czujność, aż zaczęły boleć mnie wszystkie mięśnie. I oczy, od wypatrywania w półmroku korytarzy niebezpieczeństw.

– Twój mały rycerzyk znowu potrzebuje twojej pomocy, co? – mruknął w pewnym momencie Christian, najwyraźniej nie mogąc się powstrzymać. Jedno było pewne: nawet z ostrzem przy szyi nie tracił fasonu. – A dzielna Dee rusza na ratunek, jak zwykle.

– Zamknij się – warknęłam. Christian jednak niewiele sobie z tego robił.

– A co, jeśli Jack wcale nie potrzebuje pomocy? Co wtedy, kochanie?

Nie wiedziałam, co miał na myśli i nie chciałam wiedzieć. I tak z każdą chwilą niepokoiłam się coraz bardziej.

– Ciekawi mnie też, jak zamierzacie się stąd wydostać beze mnie – dodał beztrosko. – Wyglądałem na zewnątrz, aż roi się tam od żołnierzy. Na twoim miejscu naprawdę nie chciałbym na nich wpaść, kochanie.

Jeszcze raz powie na mnie kochanie, a ręka ze skorupą zadrży mi za bardzo, pomyślałam z rozdrażnieniem. Głośno jednak odparłam:

– Skoro to wasi wrogowie, na pewno będą wobec Jacka i mnie przyjaźnie nastawieni.

– Nie bądź taka pewna – prychnął. – Nigdy wcześniej nie widziałem takich znaków. Coś w rodzaju czerwonozłotej szachownicy. Skoro nie wiemy, kim są, na pewno nie mają dobrych intencji. Wobec nikogo. Nie wiesz, po co tu są i dlaczego atakują kryjówkę Clarissy, a chcesz się bezmyślnie oddać w ich ręce? Naiwniaczka z ciebie, kochanie.

Puściłam jego ostatnie słowa mimo uszu, za bardzo zajęta czym innym. Czerwonozłota szachownica. Miałam wrażenie, że skądś powinnam to znać, że gdzieś już wcześniej to widziałam, ale kompletnie nie mogłam skojarzyć, gdzie ani kiedy. Po chwili więc odsunęłam od siebie tę myśl, uznając, że mogłam pomartwić się nią później. Najpierw musiałam znaleźć Jacka.

W końcu, po jakiejś godzinie kluczenia korytarzami, Christian zatrzymał się przed ostatnimi w kolejnym z nich drzwiami. Zabrzęczały klucze, gdy ostrożnie sięgnął do kieszeni i wyciągnął je na zewnątrz, czemu przyglądałam się uważnie, tak na wszelki wypadek, gdyby jednak planował zrobić cokolwiek, żeby mnie przechytrzyć. Dziwiłam się, jakim cudem w tym pęku staromodnych kluczy Christian odnalazł ten właściwy, a jednak zrobił to bez zawahania. Włożył klucz do zamka, zawahał się i odwrócił do mnie.

– Powinienem cię chyba ostrzec – zaczął nadspodziewanie poważnym tonem – że to pomieszczenie, podobnie jak tamto, gdzie rozmawiałaś z Clarissą, nie jest chronione magią. Jeśli więc nie chcesz zrobić krzywdy swojemu cennemu Jackowi, powinnaś spróbować się z nią ograniczyć. Tak tylko radzę.

– Radzisz? – prychnęłam. – Od kiedy to dajesz mi dobre rady? Otwórz wreszcie te drzwi.

Trochę mnie niepokoiło, dlaczego właściwie tamto pomieszczenie nie było odporne na magię, nie zapytałam jednak od razu, a Christian nie dał mi czasu, żeby zrobić to później. Przekręcił w końcu klucz w zamku i posłał mi jeszcze jedno niepewne spojrzenie.

– Tak czy inaczej, nie daj się zabić, Dorothy. Clarissie będziesz jeszcze potrzebna żywa.

Uniosłam brew, nie skomentowałam jednak jego uwagi. Niby kto zamierzałby mnie zabić, skoro ani on, ani Clarissa nie chcieli tego zrobić? Ci obcy żołnierze, którzy szturmowali jej kryjówkę? W to akurat nie zamierzałam wierzyć.

Związana przeznaczeniem | Romans paranormalny | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now