86. Dorothy i córka Pastorii

2.5K 310 88
                                    

Loch rzeczywiście okazał się tak wspaniały, jak zapewniał nas o tym Christian.

Nie spędziliśmy w nim zbyt wiele czasu i nie byłam pewna, czy powinnam uznać to za plus, czy za minus. Z jednej strony ominęły nas szczury, reumatyzm spowodowany przenikliwym zimnem panującym między gołymi ścianami z kamienia i próbowanie pysznych, pożywnych posiłków, jakie z pewnością serwowano tam więźniom.

Z drugiej jednak, to przybliżało nas do Clarissy i jej planów względem nas wszystkich.

Zamknęli nas wszystkich razem, a przed zostawieniem nas samym sobie, również rozwiązano. Nie miałam już sił zastanawiać się, czy to oznaczało, że i loch był chroniony przed magią, czy ze względu na bliskość Clarissy po prostu mieli gdzieś, że mogłam jej użyć. Clarissa z pewnością najlepiej wiedziała, jak źle radziłam sobie z magią.

– Pokaż mi się. – Jack chwycił mnie za głowę, gdy tylko zostaliśmy sami. Dotknął delikatnie miejsca, w które uderzył mnie Christian, a ja syknęłam. – Przysięgam, zabiję go, Dee. Zabiję go za to, że podniósł na ciebie rękę.

– W zasadzie to ja zaczęłam. – Próbowałam go bagatelizować, ale średnio mi szło. – Gdybyś miał zabić każdego, kto chciał mnie skrzywdzić...

– Poradzimy sobie z tym – przerwał mi, a w jego szarych oczach czaiło się zdecydowanie. – Obiecuję, Dorothy. Wyjdziemy z tego cało. Jak zawsze.

Dopiero wtedy zorientowałam się, że drżałam na całym ciele, i to chyba nie był wynik chłodu. Spojrzałam po tych wszystkich ludziach, którzy wraz z nami trafili do lochu. Nick cicho tłumaczył coś Flynnowi i doktorowi, zapewne wyjaśniając im sytuację; z pewnej odległości przysłuchiwała im się również Annabelle, rozglądając się czujnie dookoła – wyglądała tak, jakby zamierzała za chwilę wtopić się w ścianę. Poczułam się jeszcze gorzej na myśl, że oni właśnie mieli się dowiedzieć, że przez podążanie za mną mogli zginąć. Octavia krążyła niespokojnie po lochu, rozcierając ramiona dłońmi i zapewne próbując znaleźć jakieś wyjście. Tylko mama usiadła pod jedną z kamiennych ścian, zrezygnowana i chyba pozbawiona sił. Nawet oczy nie błyszczały jej jak zwykle.

Skinełam z roztargnieniem głową, odpowiadając w ten sposób na słowa Jacka, po czym wyswobodziłam się z jego uścisku i podeszłam do mamy, by przy niej uklęknąć. Spojrzała na mnie z bólem w oczach.

– Przepraszam, Dee – powiedziała tylko. – To nie tak miało się skończyć.

– Nic jeszcze się nie skończyło, mamo – zaprotestowałam, chociaż sama niespecjalnie w to wierzyłam. – Clarissa chce mnie żywej... Przynajmniej póki co. Musimy coś wymyślić.

– Twój ojciec wiedziałby, co robić.

Zamknęłam na moment oczy, próbując się uspokoić. Czułam jej ból i wiedziałam, że stratę ojca przeżyła jeszcze bardziej ode mnie. Pomyślałam o Jacku; nie chciałam nigdy go stracić i tak się po tym czuć. Ale jaki właściwie miałam na to wpływ?

– Masz dużo więcej doświadczenia od niego, mamo – zaprotestowałam stanowczo, chociaż wiedziałam, że to było nieco nieczułe. – To ty jesteś Czarownicą i nie potrzebujesz go, żeby znaleźć wyjście z sytuacji. Pamiętasz jeszcze o tym?

Wzruszyła ramionami.

– Nie mam już mojej magii. Starzeję się, Dee. To naprawdę nie potrwa już długo.

Na samą myśl, że miałabym stracić i ją, serce rwało mnie dziko z bólu. Przygryzłam wargę mocno, prawie do krwi.

– Nieważne – zaprotestowałam. – Nie magia czyni cię Czarownicą, mamo, nie rozumiesz tego? To ty, cała ty. Z twoim doświadczeniem, rozsądkiem, sprytem i znajomością Clarissy. Znasz ją jak żadne z nas. Musisz coś wymyślić.

Związana przeznaczeniem | Romans paranormalny | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now