29. Dorothy i strażnicy lasu

3.7K 408 25
                                    

Następnego dnia wcześnie rano u kupca w sąsiedniej wiosce kupiliśmy dwa wierzchowce i popędziliśmy na południe. Zdążyłam już zapomnieć, jak bardzo nie znosiłam jazdy konnej, przypomniałam sobie jednak o tym natychmiast, gdy na pierwszym postoju odezwały się moje mięśnie. Stanowczo nie byłam na to przygotowana.

Tym bardziej irytowało mnie, że Jack radził sobie w siodle tak dobrze. Jack w ogóle zdawał się radzić sobie ze wszystkim.

Nawet ze mną.

Denerwowało mnie, że nie potrafiłam wyrzucić z głowy tamtych słów, które usłyszałam, gdy poprzedniej nocy zasypiałam. Nie byłam całkowicie pewna, że faktycznie to powiedział i że coś mi się nie przywidziało, nie miało to jednak znaczenia – ciągle do tego wracałam, zastanawiałam się, czy jeśli Jack faktycznie to powiedział, specjalnie zrobił to tak późno, mając nadzieję, że już usnęłam, czy spodziewał się, że jednak usłyszę i jakoś zareaguję. Oczywiście nie zareagowałam, a następnego ranka obydwoje zachowywaliśmy się tak, jakby nic się nie stało. Więc może naprawdę mi się wydawało? Może on wcale tego nie powiedział?

A nawet gdyby... Nienawidziłam się za sam fakt, jak gorączkowo i jak długo roztrząsałam to jedno zdanie. A nawet jeśli faktycznie to powiedział, to co? Powinnam się przejmować? Może to były tylko słowa? Może dla niego to nic nie znaczyło?

I dlaczego, do ciężkiej cholery, nie potrafiłam przestać o tym myśleć?!

Tego dnia nocleg wypadł nam na łące przy drodze, co dla moich biednych kości okazało się jeszcze większą męczarnią. Wydawało mi się, że nie będę mogła spać, tak bardzo bolały mnie mięśnie, okazało się jednak, że byłam tak zmęczona, że zasnęłam od razu, zanim jeszcze Jack położył się na swoim posłaniu. Cały dzień jechaliśmy dosyć szybko, bo droga była dobra, prowadziła przez żyzny kraj Winków, pomiędzy polami obrośniętymi wysokim zbożem, pszenicą i żytem; we wszystkich wsiach witano nas z radością, wywołaną wieścią o śmierci Czarownicy z Zachodu, która zwiększała się jeszcze, gdy okazywało się, że zginęła za naszą sprawą. Jack powiedział mi jednak, że wkrótce będziemy musieli zboczyć z drogi i wjechać w lasy, z grubsza wyznaczające granicę między zachodem a południem. Kiedy o tym mówił, po raz pierwszy robił się nieco niepewny, co kazało mi sądzić, że tam jeszcze Jack nigdy nie dotarł. Zadziwiające, ostatnio zaczynałam myśleć, że był absolutnie wszędzie.

Kiedy ogłaszaliśmy nasze zamiary w ostatniej wiosce, którą mijaliśmy, jej mieszkańcy patrzyli po sobie niepewnie, po czym na nas z pewnym przestrachem.

– To chyba nie jest dobry pomysł – oświadczył w końcu jeden z mieszkańców, wysoki, barczysty mężczyzna wyraźnie cieszący się szacunkiem we wsi. – Mówią, że w tych lasach jest niebezpiecznie.

– Niebezpiecznie? – Jack uniósł do góry brew. – Niby kto tak mówi?

– Wszyscy – usłyszeliśmy w odpowiedzi. – Nikt nie wie na pewno, co znajduje się w tych lasach, ale krążą różne opowieści... Że nikt nigdy nie wrócił stamtąd żywy...

– Myślę, że sobie z tym poradzimy – odparł Jack trochę protekcjonalnie. – Nie takie rzeczy już widzieliśmy.

Wszyscy obecni w chacie najbogatszego gospodarza w wiosce pokiwali domyślnie głowami, sądząc, że chodziło o Czarownicę z Zachodu, z którą też sobie poradziliśmy, ja myślałam jednak raczej o Kalidachach. I o tym, jak straciliśmy poprzednie konie.

Dlatego też czułam pewien niepokój, kładąc się tego dnia spać. Obawiałam się, co mogło na nas czekać w tych lasach, zwłaszcza że żadne z nas nie było na to przygotowane. Nawet Jack.

Znowu nie widziałam nic dookoła siebie. Tym razem nie było ciemno, za to wokół mnie zgromadziła się chmura mgły, która przesłaniała wszystko i zmniejszała widoczność do zera. Wyciągnęłam przed siebie ręce, po czym krzyknęłam, kontrolnie, żeby zobaczyć, czy ktokolwiek był tu niedaleko; odpowiedziała mi jednak cisza, poza tym mój głos znowu był stłumiony, jakby docierał przez kłąb waty. Zrobiłam krok do przodu i prawie się o coś potknęłam, kiedy jednak spuściłam wzrok, przez mgłę nie mogłam dostrzec, co to takiego było. W zasadzie nie widziałam nawet własnych dłoni, gdy wyciągałam ręce przed siebie.

Związana przeznaczeniem | Romans paranormalny | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now