55. Dorothy i dziedziczka tronu

2.9K 346 14
                                    

Nick złapał mnie za rękę i pociągnął przed siebie, prosto na biegnących ku nam strażników, a ja pomyślałam nagle, że zwariował. Kompletnie zwariował, skoro sam, tylko z nieuzbrojoną kobietą przy boku, chciał rzucać się na dziesięciu mężczyzn wymachujących ku nam mieczami!

Gdzieś za sobą usłyszałam krzyki; to zapewne kolejni strażnicy kontaktowali się między sobą, w którą stronę biec. Wiedziałam więc, że nie mogliśmy wracać, i Nick też to wiedział, dlaczego jednak ciągnął mnie prosto na tych strażników przed nami?!

– Nick?! – wykrzyknęłam w pędzie, zbliżając się coraz bardziej.

– Zaufaj mi, księżniczko! – Usłyszałam tylko w odpowiedzi i po chwili powietrze rozdarły pierwsze strzały.

Krzyknęłam i skuliłam się odruchowo, a Nick pociągnął mnie nieco w bok, poza prześwit w murze, zasłaniając nas oboje tą jego częścią, która nie została wysadzona w powietrze. Ramieniem przygwoździł mnie do muru, zdążyłam jednak zauważyć, jak strażnicy padają na ziemię pod ostrzałem skądś spoza terenów pałacowych albo kryją się i uciekają z otwartej przestrzeni. Zauważyłam od razu, kiedy droga stanęła otworem.

– Czysto! – krzyknął ktoś za murem i Nick pociągnął mnie za rękę, popędzając do dalszego biegu, prosto przez gruzy muru, gdzie musiałam uważnie patrzeć pod nogi, żeby sobie czegoś nie złamać. Ostatecznie moje wygodne buty z Ziemi były przeszłością; obecnie znowu miałam na sobie wprawdzie na płaskim obcasie, ale potwornie niewygodne trzewiki księżniczki Yvette. I uciekałam z więzienia tak, jak mnie do niego wtrącono prosto z wyprawy do miasta, czyli w zwiewnej, granatowej sukience. Nienajlepszy strój na bycie główną gwiazdą Prison Break, to musiałam przyznać.

Potknęłam się raz, ale Nick na szczęście mnie przytrzymał i nie dał mi upaść; strzały ustały natychmiast, gdy tylko wbiegliśmy w dziurę w murze, a po chwili wydostaliśmy się na ulicę.

Od razu zauważyłam, że to miejsce nie zostało przez nich wybrane przypadkowo. Domy na niej były zaniedbane, starsze niż bliżej centrum, a na ulicach nie widziałam ani żywej duszy. Słyszałam za to szum morza, co oznaczało, że musiało być do niego niedaleko.

Przy najbliższym zaułku zobaczyłam kilku mężczyzn z karabinami; parę twarzy rozpoznałam, przede wszystkim zaś stojącego na czele krzepkiego, niewysokiego, szczupłego mężczyznę o siwych włosach i twarzy poznaczonej zmarszczkami. Noah. Strasznie ucieszyłam się na jego widok. To był kolejny fragment w zasadzie już znanego mi świata – Oz – w tej obcej, nieprzyjaznej krainie, jaką okazało się Iw! Gdy w końcu do nich podbiegliśmy, przytuliłam go bez wahania, chociaż chyba się tego nie spodziewał.

– Miło znowu panią widzieć, panienko! – odezwał się, gdy wreszcie go puściłam. Reszta marynarzy też zaczęła się ze mną pospiesznie witać; nie mieliśmy jednak dla siebie zbyt dużo czasu, bo spodziewaliśmy się, że król za chwilę wyśle za nami pościg.

– Ja też się strasznie cieszę, że was widzę. A teraz zabierajmy się stąd! – zaproponowałam, na co wszyscy chętnie przystali.

Jak się okazało, głębiej w zaułku mieli też ukryte konie. Na ich widok trochę zrzedła mi mina. Wiedziałam, że powinniśmy opuścić tę okolicę jak najszybciej.

– Pojedziesz ze mną – zadecydował Nick, widząc, co się ze mną działo. Rzuciłam mu pełen wdzięczności uśmiech. – Tylko musisz się mocno trzymać.

– Wolę trzymać się ciebie niż końskiej grzywy – odparłam natychmiast, a kiedy podeszliśmy do jego konia, Nick chwycił mnie w pasie i podsadził do góry, zanim zdążyłam przestraszyć się masywności wierzchowca albo jego wielkiego pyska. Po chwili sam Nick posadził się na siodle przede mną i krzyknął, żebym go mocno chwyciła.

Związana przeznaczeniem | Romans paranormalny | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now