9. Dorothy i gościnność rodem z Oz

4K 454 21
                                    

Wieczorem poczułam się już nieco lepiej; głowa przestała mnie boleć i osłabienie trochę przeszło, ustępując jednak miejsca zmęczeniu. Cały czas przedzieraliśmy się przez las, za przewodniczkę mając Annabelle, która znała te okolice jak własną kieszeń.

Jack bynajmniej nie był zadowolony z faktu, że szła z nami. Ciekawiło mnie, na ile miała na to wpływ sama obecność osoby trzeciej, która mogła przez nas ucierpieć, a na ile brały w nim górę uczucia – te, które kiedyś do niej żywił lub nadal miał. Nie wiedziałam, oczywiście, które było bliższe prawdy i nie zamierzałam pytać – jego twarde, zacięte spojrzenie wyraźnie mówiło Zostawcie mnie w spokoju. Miałam jeszcze na tyle rozsądku, by to życzenie uszanować.

Zresztą nie tylko na Annabelle Jack był zły, ja również nadal nie wróciłam do jego łask. Nie pojmowałam, co takiego złego zrobiłam, ratując mu życie, i nie zamierzałam dłużej się o to kłócić, bo najwyraźniej w tej kwestii nigdy nie mieliśmy dojść do porozumienia; chociaż jednak przestał na mnie krzyczeć, kiedy przeszedł mu pierwszy atak furii, widziałam po nim, że nadal go to dręczyło. W związku z tym atmosfera w naszej grupie była raczej zważona i kiedy pod wieczór wyszliśmy z lasu tuż przy przycupniętej przy nim, niewielkiej wiosce, odetchnęłam z ulgą.

– Zakradniemy się do pierwszej z brzegu stodoły – mruknął Jack, pierwszy wychodząc spomiędzy drzew. Annabelle szybko go dogoniła i prychnęła, odrzucając do tyłu rude włosy.

– Nie ma mowy, jestem głodna jak wilk! Zapukajmy do drzwi i poprośmy o gościnę, na pewno nam nie odmówią.

Zaplątałam się w zarośla rosnące na skraju lasu i narobiłam tyle hałasu, próbując z nich wyleźć, że prawie umknęła mi cicha odpowiedź Jacka:

– Zapomniałem już, jaka bywasz irytująca, Anne.

– No co?! – wykrzyknęła z pretensją. – To sensowne, a ty jesteś zbyt ostrożny. Uciekliśmy. A teraz pozwól nam odpocząć jak ludzie.

– Pozwoliłem ci iść z nami do Emerald City, ale to nie znaczy, że masz tutaj prawo głosu – mruknął. Annabelle odwróciła się do mnie niecierpliwie, a widząc, że nadal próbowałam wyplątać się z zielska, westchnęła niecierpliwie i pomogła mi, po czym zapytała, gdy już bezpiecznie stanęłam na trawie:

– Jest jeden do jednego, więc masz decydujący głos, Dorothy. Gdzie wolisz spać, w zapchlonej stodole czy normalnym, ludzkim domu?

Rzuciłam Jackowi niepewne spojrzenie, ale nie patrzył na mnie, usiłując z kolei zabić spojrzeniem Annabelle. Światło księżyca wyostrzyło mu rysy twarzy, co w połączeniu z niezadowolonym grymasem ust dawało niepokojący obraz. Nie bardzo wiedziałam, co odpowiedzieć, w końcu stwierdziłam więc nieśmiało:

– Miło byłoby dla odmiany przespać się w prawdziwym łóżku...

– Bo to w domu Annabelle było bardzo nieprawdziwe, co? – przerwał mi szorstko, odwracając się od nas i z rękami w kieszeniach spodni dążąc w stronę głównej drogi, prowadzącej do wioski. – Dobra, jak chcecie. Ale żeby potem nie było na mnie.

Nie bardzo wiedziałam, co miał przez to na myśli, i sądząc po spojrzeniu Annabelle, ona też nie, więc tylko zgodnie wzruszyłyśmy ramionami i poszłyśmy za nim. Dopiero wtedy miałam okazję, żeby porządnie rozejrzeć się po okolicy.

Domy przycupnięte przy głównym trakcie były znacznie większe niż domy Manczkinów i wyglądały na nieco nowocześniejsze. W świetle księżyca wprawdzie mogłam zobaczyć niewiele szczegółów, stwierdziłam jednak z całą pewnością, że nie były drewniane, tylko wykonane z jakiegoś rodzaju kamienia. Pokryte lśniącą dachówką dachy i ogrodzone podwórka sugerowały, że tutejsze domostwa były bogatsze niż te położone dalej od Emerald City. Pewnie miało to ze sobą związek.

Związana przeznaczeniem | Romans paranormalny | ZAKOŃCZONEΌπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα