44. Dorothy i metody naukowe

3.2K 366 20
                                    

Ciocia na szczęście nadal spała, gdy niemalże równocześnie wróciliśmy do domu: Jack i ja z położonego za nim zagajnika oraz Jo z samochodu, którym przyjechała z Norman. Miała ze sobą sporych rozmiarów teczkę, którą lawirowała z trudem, próbując równocześnie zamknąć drzwiczki auta, a pod brodą trzymała jeszcze jakieś wydruki i papiery, pomagając sobie kolanem. Wyglądało to dosyć dziwacznie, ale po raz kolejny przekonałam samą siebie, żeby nie krytykować znajomej Jacka. Podobno mimo to znała się na rzeczy.

– Pomogę ci – zaoferował się Jack, porzucając moje nie najciekawsze towarzystwo i podbiegając do Jo. Nie najciekawsze, bo żadne z nas nie odezwało się ani słowem, odkąd zauważyłam, że Jo wróciła. Nadal nie wiedziałam, co z nim zrobić i jak rozplątać ten węzeł gordyjski, który obecnie przypominały nasze relacje. Nakłamałam mu, a moje reakcje świadczyły o czymś zupełnie innym i on musiał to widzieć. Może więc nie zamierzał mnie do niczego przekonywać i powinnam po prostu powiedzieć mu prawdę?

Jasne. Jakbym nie znała Jacka.

Wziął od Jo część papierów, których ta pozbyła się z widoczną ulgą, po czym nie oglądając się na mnie, poszedł ścieżką do domu. Zbliżyłam się i posłałam Jo niepewny uśmiech, po czym sięgnęłam po jej teczkę. Wahała się chwilę, ale w końcu mi ją oddała.

– Połóż ją na stoliku w salonie, dobrze? – usłyszałam, kiwnęłam więc głową i już odwróciłam się, żeby odejść, ale wtedy Jo zatrzymała mnie pytaniem: – Jack wspominał mi, że twoi rodzice zostali w Oz. To prawda, Dorothy?

Posłałam jej niepewne spojrzenie. Że co, że rozmawiali o mnie z Jackiem? I co powiedział jej Jack, może jeszcze wyznał, kim dokładnie byli moi rodzice? A co z zasadą, żeby nikomu nie zdradzać za wiele, w wyniku której choćby Nick przez większość czasu z nami nie rozumiał, co się dookoła działo? Czyżby Jack aż tak ufał Jo?

No cóż. Ja nie ufałam.

– Tak, zostali – przytaknęłam. – Nie wiem, czy żyją, ale i tak muszę tam wrócić, żeby się przekonać.

– Jack mówił mi też, że twoja matka jest Czarownicą z Południa.

Znowu wkurzyłam się na Jacka. Naprawdę? Czy przygotował też tarczę, za pomocą której ludzie Clarissy mogli w nas dokładnie wymierzyć? Nie rozumiałam, co ten człowiek właściwie robił. Naprawdę miał do niej aż takie zaufanie? Przecież wiedział, jak szybko nas tutaj namierzyli. Jak szybko znaleźli nas w Lawrence i jak niewiele wtedy brakowało, żebyśmy w ogóle stamtąd nie uciekli. Moje ramię nadal mi o tym przypominało. A teraz tak po prostu beztrosko zdradzał wszystko Jo? Chyba wiedział, że mogłam się wściec?

– Jack ma do ciebie spore zaufanie, co? – Nie mogłam się powstrzymać od tej kąśliwej uwagi. Jo odwróciła wzrok, po czym sprawdziła, czy dobrze zamknęła auto.

– W końcu jestem jedyną osobą na Ziemi, która chciała mu pomóc, gdy był tu ostatnim razem – odparła wreszcie. Zmarszczyłam brwi, ale nic nie powiedziałam; mimo wszystko ta reakcja bardzo mi się nie podobała. – Nic dziwnego, że to go do mnie przekonało. Cieszy mnie to, bo wiem, że Jack nie ufa byle komu. Ty nie musisz, bo mnie nie znasz, ale jego rekomendacja chyba coś znaczy, prawda?

Chyba. Nie byłam pewna.

– Nie jesteś zbyt ufną dziewczyną, co? – zagadnęła po chwili Jo, kiedy nie odpowiedziałam. Ruszyła powoli obok mnie w stronę domu, chociaż miałam nadzieję, że zostawi mnie wreszcie w spokoju. Jakoś nie czułam się dobrze w jej towarzystwie, pewnie dlatego, że była taka beztroska i spokojna, i roztrzepana, podczas gdy ja wiecznie napinałam mięśnie w oczekiwaniu kolejnego niebezpieczeństwa.

Związana przeznaczeniem | Romans paranormalny | ZAKOŃCZONEOn viuen les histories. Descobreix ara