76. Dorothy i zaklęcie lokalizujące

2.5K 320 122
                                    


Kiedy byłam dzieckiem, a moi rodzice wyjechali, na pożegnanie zapewniając mnie, jak bardzo mnie kochali, długo nie mogłam uwierzyć, że nigdy nie wrócą.

Czekałam na nich. Oczywiście zdawałam sobie sprawę, że ciocia z wujkiem urządzili im pogrzeb, równie dobrze jednak wiedziałam, że pochowali puste trumny. Wszyscy dookoła mówili, że moi rodzice odeszli, a ja uparcie odmawiałam uwierzenia w to, codziennie wyglądając ich przez okno i oczekując, że w końcu do mnie wrócą.

Z czasem pogodziłam się z uczuciem porzucenia; domyślałam się, że właśnie to zrobili rodzice, zanim rozbili się na drodze i autem wpadli do rzeki. Porzucili mnie.

Byłam wtedy dzieckiem. A jednak teraz, w wieku dwudziestu pięciu lat, czułam się dokładnie tak jak wtedy, kiedy wyglądałam ich przez okno z nadzieją, że jednak wrócą. Tylko tym razem nie liczyłam na powrót rodziców.

Tym razem nadaremnie próbowałam odnaleźć Jacka.

Praktycznie od początku, odkąd tylko opuściłam namiot, w którym przebywał, miałam gdzieś z tyłu głowy przekonanie, że go nie znajdę. Jack był dzieckiem Oz; od małego uczył się życia w tym świecie, który mnie tyle razy próbował zabić. Wiedział, jak zniknąć, by nikt nie był w stanie go odnaleźć. Nawet ja.

A może zwłaszcza ja.

Nie słuchając głosu rozsądku, reprezentowanego przez moją mamę, Nicka i Octavię, obeszłam dookoła cały obóz i zaczęłam szukać śladów poza nim, odeszłam tak daleko, jak tylko się odważyłam, chociaż przeczuwałam, że go nie znajdę. Nigdzie nie znalazłam jednak ani śladu Jacka.

Byłam równie wściekła na niego, co zrozpaczona. Jak w ogóle mógł tak postąpić? Jak mógł zostawić mnie bez słowa, praktycznie uciec, nie dając mi nawet szansy dowiedzieć się, o co tak naprawdę chodziło? Czy rzeczywiście był w stanie mnie znienawidzić po tym, co zaszło w kryjówce Clarissy? Cały czas nie mogłam w to uwierzyć.

A jednak jego czyny mówiły same za siebie. Nie próbował nawet mi tego wyjaśnić, w ogóle nie chciał ze mną rozmawiać. Po prostu odszedł, jakby nagle nie chciał mieć ze mną nic więcej do czynienia.

Kiedy wróciłam do obozu, zrobiło się już ciemno, a mój żołądek skręcał się z głodu. Było mi słabo i nadal bolało mnie miejsce, w którym ukąsił mnie skorpion, próbowałam jednak nie zwracać na to uwagi i skupić się raczej na bólu emanującym z okolic serca. Tym psychicznym, nawet jeśli wydawał się jak najbardziej fizyczny.

Nick i Octavia zrezygnowali z towarzyszenia mi w połowie drogi, ale mama została ze mną do końca i to ona wracała ze mną do obozu, gdy w końcu brakło mi sił, a wokół nas zrobiło się ciemno. Nie kwestionowała moich poczynań ani jednym słowem, nawet jeśli widziałam po jej minie, że miała na to ochotę. Byłam jej za to bardzo wdzięczna, bo ostatnim, na co miałam w tamtej chwili ochotę, była kłótnia z nią.

– Powinnaś coś zjeść – zasugerowała, kiedy weszłyśmy z powrotem między namioty. – Głodzenie się w niczym nie pomoże, Dee.

Ale zaszkodzić też nie mogło, prawda?

– Jesteś czarownicą – odpowiedziałam, nawet się do niej nie odwracając. – Możesz coś zrobić?

– Ale co miałabym zrobić?

– Znaleźć go. – Dopiero po tych słowach zatrzymałam się i na nią spojrzałam. Na widok jej zbyt gwałtownie postarzałej twarzy poczułam kolejne ukłucie bólu w okolicach serca. Odkąd się obudziłam, nie znalazłam chwili, żeby z nią o tym porozmawiać, chociaż w pewnym sensie jej obecny stan był moją winą. Za to mnóstwo czasu poświęciłam Jackowi, za którym mama chyba nie przepadała. Byłam okropną córką. – Możesz rzucić jakieś zaklęcie, żeby go znaleźć?

Związana przeznaczeniem | Romans paranormalny | ZAKOŃCZONEKde žijí příběhy. Začni objevovat