Pierwszym, co poczułam po przebudzeniu, był powiew chłodnego wiatru na twarzy.
Odkaszlnęłam i poczułam metaliczny posmak krwi w ustach. Po chwili poczułam, że ktoś się nade mną nachylił.
– Leż spokojnie, Dorothy – usłyszałam uspokajający, znajomy głos. Octavia. Otarła mi usta jakąś chusteczką, po czym dodała: – Nieźle się załatwiłaś. Na przyszłość daruj sobie takie akty heroizmu, dobrze?
Otworzyłam w końcu oczy, zdecydowana dowiedzieć się, co właściwie działo się wokół mnie. Już wcześniej czułam kołysanie, jakby ktoś mnie niósł; szybko stwierdziłam, że faktycznie tak było, na zaimprowizowanych noszach z dwóch drzewek i jakiegoś materiału niosło mnie dwóch marynarzy Noah. Natychmiast poczułam wyrzuty sumienia, że przeze mnie się męczyli.
– Mogę iść – zapewniłam Octavię, która wywróciła oczami. Posłałam jej buntownicze spojrzenie. – No co? Już mi lepiej. Nikt nie musi robić sobie kłopotu i mnie nieść.
– A co to za kłopot, panienko – odezwał się znienacka jeden z marynarzy, wysoki, dobrze zbudowany, czarnoskóry, który niósł przód noszy. Głos miał niski i bardzo głęboki. – Gdyby nie panienka, pewnie już wszyscy byśmy nie żyli.
– Gdyby nie ja, w ogóle nie byłoby was u Króla Gnomów – prychnęłam. – Mała w tym moja zasługa, że wyciągnęłam was z tarapatów, w które sama was wplątałam.
– Przestań tak mówić, Dorothy – zaprotestowała Octavia z oburzeniem. – Wszyscy poszliśmy do Króla Gnomów z własnej woli. Nikogo z nas nie ciągnęłaś tam siłą! To była nasza decyzja i nie myśl, że możesz być odpowiedzialna za wszystko. Prawda jest taka, że nas uratowałaś i to dwa razy, najpierw zabijając meduzę, a potem zasłaniając nas przed zaklęciem Króla Gnomów. I wiesz, to w zasadzie jest twój główny problem, Dorothy. Chcesz ratować wszystkich i kiedyś się wreszcie przez to wykończysz. Co ci odbiło? Mogłaś tam zginąć!
– Mówiłam ci, że matka...
– ...rzuciła na ciebie zaklęcie ochronne, tak, słyszałam – weszła mi w słowo. – Jakoś niespecjalnie podziałało, co?
Miałam dosyć jej zrzędzenia. Przynajmniej żyłam, to było najważniejsze. I nikt inny przeze mnie nie zginął. Chyba.
– Wszyscy są cali? – zapytałam więc, zamiast kontynuować poprzedni temat. Octavia skinęła głową.
– Tak, wyprowadziliśmy wszystkich bez większych problemów. Ciebie, Jacka i księżniczkę Imogen spotkaliśmy już tutaj, na szlaku. Byłaś nieprzytomna, a Jack niósł cię na rękach. Wreszcie mogłam go poznać. Wiesz, nie dziwię ci się, że chciałaś go ratować. Wydaje się naprawdę fajny.
– Jest fajny. – Uśmiechnęłam się na myśl, że pewnie nikt wcześniej nie określił Jacka tym epitetem. – I uratował mi życie, gdy schodziliśmy z góry. Jak zawsze.
– Nie zapominaj, że wcześniej to ty uratowałaś mnie.
Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, słysząc jego głos. Też zrzędził. Ale w jego przypadku akurat nie denerwowało mnie to, zdążyłam się przyzwyczaić. Zresztą wiedziałam, że będzie miał do mnie pretensje, nie byłby sobą, gdyby nie miał.
– Oczywiście, że tak. – Moje spojrzenie spotkało się z jego szarymi oczami i od razu poczułam się lepiej. – Przecież wiesz, że nie jestem z tych, co biernie czekają na ratunek. Raczej z tych, co spieszą uratować innych.
– Nie licząc się przy tym z własnym życiem, owszem – prychnął. – Trzeba przyznać, że przeszłaś daleką drogę, odkąd pierwszy raz cię zobaczyłem, złotko. Gdzie się podziała ta dziewczyna, która bała się wtedy wsiąść ze mną na konia?
YOU ARE READING
Związana przeznaczeniem | Romans paranormalny | ZAKOŃCZONE
AdventureKiedy Dorothy Gale podczas lunchu spotyka dziwną kobietę, która daje jej klucz i karteczkę, nawet nie spodziewa się, co nastąpi później. Uciekając przed niespodziewaną burzą, Dorothy przypadkiem używa klucza i trafia... prosto do chatki pewnej bardz...